owoce.
Potem przeniósł się na Bródno, ale tam mógł nocować tylko wtedy, gdy było cieplej. W ścianie domu bomba wybiła dziurę i do środka wpadały potężne mrozy.
Marceli Nowotko był pierwszym sekretarzem Komitetu Centralnego PPR niecały rok.
Już w listopadzie 1942 roku leżał pod barem piwnym U Ciotki na Żoliborzu. Nieżywy. Niemcy nie mieli pojęcia, że na ulicy znaleźli najważniejszego człowieka w polskim podziemiu komunistycznym. Niezbyt też przejęli się trupem – przeleżał niemal dobę, zanim go zabrano na sekcję zwłok.
Okoliczności śmierci Nowotki okazały się tak niejasne, że komuniści jeszcze długo po wojnie spierali się, kto go kazał zamordować. Podejrzewano AK-owców, ale wreszcie uznano, że zginął na polecenie tego, kto usiłował przejąć po nim funkcję sekretarza partii – Bolesława Mołojca. Mołojec uczestniczył w wojnie domowej w Hiszpanii. Należał do trójki kierowniczej PPR. Polecenie zastrzelenia Nowotki wydał swojemu bratu Zygmuntowi, mówiąc, że chodzi o zlikwidowanie prowokatora. Zygmunt nie miał pojęcia, że „prowokatorem” jest przywódca komunistycznej konspiracji.
Powołana w podziemiu komisja partyjna ostatecznie uznała, że Bolesław Mołojec zamierzał sięgnąć po władzę w historycznym momencie przełomu. Miały nim rzekomo kierować chore ambicje i żądza władzy. Zlikwidowano obydwu: Bolesława i Zygmunta.
Do dziś właściwie nie do końca wiadomo, co kierowało Bolesławem Mołojcem, a niektórzy nawet sądzą, że to nie on odpowiada za zabójstwo Nowotki. Ale w tej sprawie najważniejsze jest jedno – już u zarania swej partii komuniści spotkali się z trudnym do zrozumienia spiskiem. To tylko umocniło ich podejrzliwość, hołubioną przez Stalina.
Kolejnym przywódcą partii został Paweł Finder. W styczniu 1943 roku, po rozmowie z nim, Gomułka napisał list otwarty do Delegatury Rządu na Kraj. Opublikowała go „Trybuna Wolności”.
Gomułka w imieniu PPR-owców nawoływał: „Gdy na skrwawionej i jęczącej ziemi polskiej wyrasta coraz gęstszy las szubienic, na których wiatr kołysze zmasakrowane zwłoki bojowników o wolną i niepodległą Polskę, zewsząd słyszą budzące się do czynu, do walki, do odpłaty masy ludowe hasło znacznej części prasy Polski podziemnej i stojących za nią czynników i partii politycznych: Jeszcze nie czas! Wytrwajcie!”56.
Komuniści proponowali Delegaturze współpracę. Okoliczności, nawet jak na okupację, były szczególne. Hitlerowcy przesiedlali mieszkańców Zamojszczyzny – około stu tysięcy osób. To były przerażające wydarzenia, łączące wszystkich Polaków. Urosły w plotkach do opowieści o dzieciach zamarzających w transportach kolejowych, które miały przejechać przez Warszawę. To wpłynęło też na ton apelu Gomułki.
Delegatura podjęła rozmowy – co, jak zapamiętał Gomułka, było dla komunistów „miłym zaskoczeniem”57. Sam w nich uczestniczył. Jednak po kilku dniach, 19 lutego 1943 roku, Niemcy aresztowali jadącego tramwajem Jana Piekałkiewicza, Delegata Rządu na Kraj. Zastąpił go Jan Stanisław Jankowski, który zażądał od komunistów oświadczenia, że nie są częścią Kominternu i uznają polski rząd na uchodźstwie w Londynie. PPR-owcy bowiem szukali uznania jako część Polskiego Państwa Podziemnego. Wkrótce rozmowy przerwano, bo na jaw wyszła niewyobrażalna sowiecka zbrodnia.
Pierwszy raz podczas wojny Polacy uwierzyli w to, co głosiły niemieckie uliczne „szczekaczki”. W kwietniu 1943 roku powtarzały komunikat o odkryciu grobów polskich oficerów zamordowanych w Katyniu. Polacy zdawali sobie sprawę ze zbrodni hitlerowskich. Ale wiarygodność wiadomości potwierdzały ustalenia komisji śledczej Międzynarodowego Czerwonego Krzyża, która na miejscu badała ciała. Moskwa zerwała stosunki z polskim rządem na uchodźstwie.
Gomułka jednak nie miał wątpliwości. Katyń to zbrodnia niemiecka. Nie dostrzegał żadnego powodu, dla którego Stalin miałby rozkazać zabijanie polskich jeńców. W ogóle nie mieściło się to w humanistycznej i socjalistycznej istocie władzy radzieckiej – uważał wówczas.
Z takim właśnie przekonaniem zasiadał do pisania artykułu o hitlerowskiej, a nie sowieckiej zbrodni w „Głosie Warszawy”. Ale po wojnie wyrzucił go z książkowego wydania swoich publikacji.
Wstydził się.
Ale to zażenowanie jest czymś bardziej złożonym. Choć z prawdy zdał sobie sprawę już po wyzwoleniu, choć wówczas nie zgodził się na przedrukowanie swojego wojennego tekstu, to znając fakty podczas wojny, wiedząc już wtedy, że polskich oficerów zamordowali Sowieci, i tak poparłby bez wahania radzieckie oszustwo, że zbrodni dokonali Niemcy.
„Bywają sytuacje – zanotował w Pamiętnikach – kiedy w imię najżywotniejszych interesów narodu nawet brudne kłamstwo należy przybierać w szaty prawdy”58.
Trzy akty
Pisząc przy mahoniowym biurku niektóre fragmenty wspomnień, nie próbował nawet kryć swojej niechęci. Długie opisy poświęcone jednemu człowiekowi potwierdzały popularne przekonanie, że najbardziej potrafią znienawidzić się ci, którzy zdają się ideowo najbliżsi.
Kiedy w lipcu 1943 roku Bolesław Bierut dotarł do okupowanej Warszawy – partia sprowadziła go z Mińska, w którym pracował w niemieckim urzędzie aprowizacyjnym – powierzono mu nadzór nad komunistyczną prasą podziemną.
Wówczas o Bierucie usłyszał Jerzy Morawski, w 1943 roku redaktor PPR-owskiej „Trybuny Wolności”. W rozmowie ze mną wspominał, że jego spotkania z Gomułką i Bierutem to był duży kontrast: z Gomułką rozmawiało się bardzo ciekawie, a Bierut raczej słuchał, sam niewiele miał do powiedzenia.
Jerzy Morawski opowiadał mi też o burzy, jaka wybuchła między Bierutem a Gomułką już na początku ich znajomości. Paweł Finder przekazał Morawskiemu, że z ramienia partii kontaktami z prasą zajmie się towarzysz Tomasz, czyli Bolesław Bierut. Spotykali się potem co tydzień w mieszkaniu rodziców Morawskiego. Omawiali plan nowych numerów. Wcześniej funkcję łącznika między partią a redaktorem naczelnym pisma pełnił Władysław Gomułka. Bierut wkrótce skłócił się z Władysławem Bieńkowskim, redaktorem naczelnym komunistycznego „Głosu Warszawy”. Bierut dostarczył mu swój tekst, a Bieńkowski po przeczytaniu wybuchł, że nie będzie drukował grafomanii.
Bierut poskarżył się Finderowi. Zażądał wyrzucenia Bieńkowskiego z partii. To jednak groziłoby buntem w redakcjach, bo Bieńkowskiego niezmiernie szanowano. Bierut przegrał z kretesem. Bieńkowskiego pozostawiono w partii, a Bierut utracił stanowisko. Na jego miejsce powrócił Gomułka.
Bierut poczuł niechęć do Gomułki. „Podejście do całej sprawy dyktowała mu urażona ambicja, wysokie mniemanie o sobie jako byłym działaczu kominternowskim – napisał Władysław Gomułka. – W ten sposób już przy rozpoczynaniu okupacyjnej działalności Bieruta w kraju zaczęły się układać niezbyt przyjazne stosunki między nami, a mówiąc ściśle, jego stosunek do mnie zaczął nasiąkać skrywaną na zewnątrz niechęcią, przybierającą w miarę czasu formę wrogości”59.
O jaki tekst mogli się pokłócić? Tego nie wiemy, bo przecież nigdy się nie ukazał. Ale możemy zobaczyć okupację oczami polskich komunistów przez to, co drukowali w swojej prasie.
„Trybuna Wolności” wielkością przypominała kilkustronicową broszurkę – niewielką, łatwą do ukrycia. Listopadowy numer z 1943 roku otwierał materiał o odzyskaniu niepodległości w 1918 roku: „Polska niepodległa i zjednoczona wyłania się z rewolucji, która wstrząsa Europą”. Pismo podkreślało