dostawali pracę w zawodach, które nie spełniały ich rewolucyjnych oczekiwań. Małgorzata Fornalska została nauczycielką, Janina Ludwińska sprzątaczką, Paweł Finder pracownikiem administracji. Choć już Janowi Turlejskiemu powierzono stanowisko polskiego reprezentanta w Radzie Najwyższej ZSRR.
Tadeusz Żenczykowski, żołnierz Armii Krajowej, a po wojnie dziennikarz Radia Wolna Europa, pisał: „Dawni członkowie KPP, którzy przeszli za Bug, by znaleźć się pod władzą radziecką, nie byli tam witani owacyjnie. Ale biedy nie cierpieli, korzystając z opieki i pomocy materialnej MOPR [Międzynarodowej Organizacji Pomocy Rewolucjonistom – P. L.] otrzymywali jakieś zajęcia zarobkowe, a niektórym wiodło się wcale nieźle. Mam tu na myśli pisarzy, naukowców, aktorów. Spotkali się jednak z charakterystycznym dla metod NKWD zjawiskiem: ta wszechwładna instytucja inaczej i lepiej traktowała tych komunistów, którzy wyszli z polskich więzień we wrześniu 39 r. Paradoksem było, że pobyt w więzieniu traktowano jako legitymację ich ideowej prawomyślności. Wszystkich pozostałych uważano za podejrzanych i napiętnowanych wyrokiem Kominternu rozwiązującym KPP”35.
Cierpieli, bo jeśli nawet przyjmowano ich do Wszechzwiązkowej Komunistycznej Partii (bolszewików), to nie zaliczano im stażu partyjnego z potępionej KPP. Musieli więc zadowalać się podrzędnymi funkcjami. Semen Igajew, sekretarz białostockiego obwodu partii, raportował: „Niektórzy z byłych członków WKP(b), KPZB i KPP są niezadowoleni, że nie zostali wciągnięci do roboty na kierowniczych stanowiskach. Tym bardziej że wielu z nich w przeszłości, będąc w partii, odgrywało ważną rolę i znajdowało się w dużo lepszej sytuacji materialnej”36.
Gomułka zdecydował, że bezpieczniej będzie wyjechać z Białegostoku do Lwowa, ale nie kontaktował się z polskimi komunistami. Jeśli ci znaleźli się na uboczu, to on niemal w przydrożnym rowie.
Historyk Eleonora Syzdek, która wiele razy pisała o Gomułce, opowiadała mi o tym okresie w jego życiu:
– W Związku Radzieckim pozostawał z boku. Pracował w fabryce. Inni pisali w „Czerwonym Sztandarze” swoje deklaracje, a on przeczekiwał.
Czy rozpamiętywał rozwiązanie KPP? Czy był po prostu zagubiony, bez pomysłu na przyszłość?
Wspominał, że czuli się na Ukrainie i Białorusi „pozbawieni własnego kompasu politycznego, pasującego do wyznawanych przez nich idei socjalizmu, którego ucieleśnieniem miał być Związek Radziecki”37.
Przyznawał – choć tylko wobec siebie i wobec stojącego w domowym gabinecie biurka-powiernika – że KPP-owcy we wspomnieniach fałszowali rzeczywistość. Kłamliwie po latach przekonywali, że pakt Ribbentrop–Mołotow traktowali jako przejściowy. Że spodziewali się, iż wkrótce Sowieci rozgromią III Rzeszę i wyzwolą Polskę.
„Wszystkim tego rodzaju publikacjom przyświeca dewiza, że historia powinna służyć celom aktualnym polityki partii i pod tym kątem należy ją opracowywać, nie zważając na faktyczny stan rzeczy”38 – notował. Jakby sam wówczas, gdy sprawował władzę, nie uczynił z historii kulki plasteliny, z której co rusz lepiono inną przeszłość.
Kiedy w kwietniu 1940 roku przesłuchiwali go Sowieci, popłakał się. Nie potrafili zrozumieć dlaczego. Przecież pochodzenie klasowe miał odpowiednie. Przecież był politycznie wyrobiony. Sowieci po tej rozmowie stwierdzili, że nie nadaje się do konspiracji.
We Lwowie Julia Brystiger – komunistka, która przed wojną zrobiła doktorat na tutejszym uniwersytecie – załatwiła mu pracę kierownika w zakładzie wyrobów papierniczych. Brystiger była wówczas działaczką Międzynarodowej Organizacji Pomocy Rewolucjonistom. Po wojnie Gomułka niemal siłą wysłał ją do pracy w Ministerstwie Bezpieczeństwa Publicznego.
Żona Gomułki pracowała jako robotnica w fabryce likierów. Zakład, którym kierował Gomułka, wcielono do większego. Pamięć miał fenomenalną. W domowym gabinecie po latach detalicznie odtwarzał szczegóły produkcji z pasją równą rozważaniom politycznym: „Największą szkodę wyrządzało umieszczenie drucianej klamerki zszywającej podwójny zeszyt w miejscu, gdzie natrafiał nóż gilotyny podczas operacji obcinania czy przycinania zeszytów. Jeśli w stosie kilkudziesięciu sztuk znalazł się tylko jeden taki zeszyt, nie pogarszało to wprawdzie – poza tym jednym egzemplarzem – jakości pozostałych zeszytów, lecz wyostrzony nóż gilotyny, natrafiwszy na drut, ulegał wyszczerbieniu i w takim stanie nie można go było używać”39.
Sowieccy działacze partyjni nisko ocenili Gomułkę: „Zdolności – średnie, poziom polityczny – nieco poniżej średniej, ale duże doświadczenie w polityce związkowej. Lekka skłonność do biurokracji. Niezdolny do samodzielnej pracy. Szczery komunista”40.
Ale wreszcie zasłużył na „partbilet”, czyli legitymację członkowską WKP(b). Na początku 1941 roku – jeszcze kilka miesięcy przed wybuchem wojny niemiecko-radzieckiej – sekretarz lwowskiego obwodowego komitetu WKP(b) Leonid S. Hryszczuk wezwał Gomułkę, aby przekazać mu radosną wiadomość – postanowił zarekomendować go jako kandydata na członka partii. Gomułka podziękował za wyróżnienie. W Kijowie, w siedzibie Komitetu Centralnego Komunistycznej Partii (bolszewików) Ukrainy, dokąd został wezwany, oficjalnie stał się członkiem kongregacji kraju, który okupował Polskę.
Polaków do WKP(b) przyjmowano wreszcie z zaliczeniem stażu w KPP (choć tej nazwy oficjalnie nie wymieniano) od jesieni 1940 roku, po pogorszeniu się stosunków radziecko-niemieckich. Bo ten regres oznaczał, że Stalin potrzebuje nowych sojuszników. Niektórych – Bolesława Mołojca, Anastazego Kowalczyka, Romana Śliwę – skierowano do Szkoły Politycznej w Nagornoje (następnie w miejscowości Puszkino). Innym powierzono poważniejsze niż dotąd funkcje. Paweł Finder (z wykształcenia chemik, który pracował pod kierunkiem Pierre’a Joliota) został przewodniczącym Obwodowej Komisji Planowania w Białymstoku. Jan Krasicki drugim sekretarzem Komsomołu we Lwowie.
Gomułka zastanawiał się, jak widziały jego przyszłość władze radzieckie. Może zamierzano go przerzucić do kraju, aby współorganizował nową partię komunistyczną? Albo prowadził działalność wywiadowczą?
Nic takiego jednak się nie stało. A Gomułka nabrał przekonania, że został skreślony za sprawą jednego przypadkowego spotkania.
Kilka tygodni po otrzymaniu legitymacji członkowskiej rozmawiał z nim poufnie, w cztery oczy, we lwowskim obkomie mężczyzna reprezentujący kierownictwo WKP(b) w Moskwie. Zapytał, czy Gomułka chciałby wrócić „na robotę” do kraju. Gomułka się ucieszył. Zrozumiał, że chodzi o powstanie nowej partii komunistycznej i walkę z okupantem niemieckim. Tłumaczył radzieckiemu funkcjonariuszowi, że polscy komuniści popełnili błąd, uciekając po klęsce wrześniowej do Związku Radzieckiego. Należało pozostać i prowadzić walkę.
Te myśli zapewne jednak przekreśliły go w oczach wysłannika radzieckiej partii. Sowiecki funkcjonariusz uznał, że jest komunistą z patriotycznym odchyleniem.
Nie mógł w to uwierzyć – Hitler uderzył na Związek Radziecki. To przerastało wyobraźnię polskich komunistów.
Ulegli – i Gomułka, i oni wszyscy – propagandzie mówiącej o przyjaźni niemiecko-radzieckiej. Przecież jeszcze kilka dni wcześniej agencja TASS przestrzegała przed kłamstwami imperialistów wieszczących zbliżającą się wojnę.
Poszedł do lokalu partii. Był pusty. Na podłodze walały się zapomniane dokumenty, porwane kable telefonicznie. Szafy i szuflady zostawiono panicznie otwarte. Tej pustki też nie potrafił zrozumieć. Już po pierwszym niemieckim bombardowaniu Lwowa Sowieci