po jednej stronie spały matka i córka, po drugiej na polówce Gomułka.
W niedzielę 28 sierpnia 1932 roku stanął wśród robotników w lesie w pobliżu folwarku Młynek. Schodzili się powoli, w tajemnicy. Zamierzali radzić o strajku. Chcieli się spotkać między cmentarzem a pętlą tramwajową, lecz dostrzegli policyjnego wywiadowcę. Zdecydowali się więc grupami przejść do lasu.
Ale wśród konspiratorów był policyjny agent. Gomułka zapamiętał, że pracował jako murarz, miał silne i twarde dłonie. Mocno utykał po wypadku przy pracy. Znał go z wcześniejszych spotkań. Był nawet u niego w domu i dostał na niedzielne śniadanie bułkę, masło i wędlinę, co było podejrzanym luksusem. Żoną prowokatora była Władysława Bytomska, również komunistka, która już siedziała w więzieniu. Po wojnie uczczono ją nazwą ulicy w Łodzi z powodu rzekomego mordu, jakiego miała się na niej dopuścić policja.
Gomułka zapamiętał, że było wtedy upalnie. Ubrał się w wełniany garnitur, który kupił w okazyjnej cenie na Nalewkach, bo choć używany, pozostawał w dobrym stanie. Spływał po nim pot, koszula lepiła się do ciała.
Do lasu poszło trzydziestu robotników. Usiedli w kole. Gomułka wyciągnął notatnik i ołówek, żeby zapisać nazwy fabryk, które reprezentowali.
Skreślił zaledwie trzy albo cztery nazwy, gdy usłyszał wezwanie:
– Nie ruszać się z miejsca!20
Podniósł pochyloną nad kajetem głowę. Zobaczył dwie osoby z pistoletami. Chwycił marynarkę i skoczył w zarośla. Usłyszał:
– Stój, bo strzelam!
Poderwał się do ucieczki. Pod nogami czuł grząski grunt. Wbiegł na polanę. Znowu usłyszał:
– Stać, bo strzelam!
Myślał tylko o jednym – że nie mogą go złapać. W ręku miał przecież dowód rzeczowy, którym obciążyłby towarzyszy.
Padł pierwszy strzał. Gomułka zrobił kilka skoków. Drugi strzał. Poczuł, jakby jakiś nieduży kamyk trafił go lekko z tyłu w udo lewej nogi.
Przewrócił się na trawę. Próbował ruszyć nogą, ale już nie zdołał. Ból paraliżował. Kula roztrzaskała kość udową na dwie części aż po kolano.
Noga już nigdy nie odzyskała pełnej sprawności.
Większy żal niż do policjanta, który do niego strzelił, miał później do lekarza, który niedbale zajął się raną. Chirurgiem był dobrym, ale endekiem – bez współczucia potraktował więc komunistę. Zagroził nawet amputacją. Specjalnie, by pognębić wrogiego politycznie pacjenta, bo noga była tylko opuchnięta i brakowało wskazań, aby ją odejmować. Tak właśnie myślał cierpiący Gomułka.
Trzy dni leżał bezwładnie w szpitalu. Nie mógł zasnąć.
Kiedy zabierano go na stół operacyjny, czuł, że traktują go jak zwierzę, które trzeba uleczyć, ale któremu nikt nie tłumaczy, jak będzie się kroić jego kończynę.
Potem spędził sześć tygodni na wyciągu. Niemal bez ruchu, cały czas na wznak.
Od leżenia powstawały krwawe rany. Torturą stała się bezsenność. Był przekonany, że cztery tygodnie nie zasnął ani na minutę. Nigdy wcześniej by nie uwierzył, że człowiek może przez miesiąc nie usnąć nawet na chwilę. Ale nie mógł wątpić w to, co sam przeżył.
Źle złożona kość udowa skróciła nogę o dwa centymetry. Całe życie potem nieco utykał. Wciąż leczył tę nogę, bez ustanku ćwiczył.
Swoją słabość starannie ukrywał przed światem. Nauczył się tak stąpać, aby nikt nie dostrzegł ułomności.
6 marca 1933 roku wybuchł strajk powszechny w przemyśle włókienniczym, strajk, który Gomułka próbował wzniecić za sprawą zebrania w lesie. Pierwsze zakłady stanęły nawet wcześniej, 2 marca. Ale nie mógł już sam pokierować robotnikami, bo trafił do aresztu przy ulicy Gdańskiej 13 w Łodzi.
1 maja obok więzienia przechodził pochód robotniczy. Słysząc odgłosy manifestacji, więźniowie polityczni wykrzykiwali w celach swoje hasła.
„W odpowiedzi na to naczelnik-sadysta skierował straż, wzmocnioną w tym dniu posiłkami policyjnymi, do masakrowania i katowania więźniów politycznych – wspominał Ignacy Loga-Sowiński. – Kiedy przyszła kolej na celę, w której przebywał Gomułka, w drzwiach ukazał się sam naczelnik. Zasłonił mu drogę Władysław Gomułka, wołając do uzbrojonego w rewolwer i z kaskiem naczelnika: »strzelaj, ty sadysto!«. Zdecydowana postawa Gomułki zapobiegła masakrze współtowarzyszy w jego celi. Opowieść o tej postawie Gomułki urosła do legendy i była przekazywana z ust do ust, z celi do celi przez wszystkie dalsze lata łódzkiej komuny więziennej”21.
To wspomnienie ukazało się w roku 1989, kiedy Polska Ludowa skapitulowała. Oficjalnie publikowane relacje o życiu Gomułki nigdy nie kreowały go na tak heroicznego bohatera, jak przedstawiano Bolesława Bieruta. Mimo że ze względu na charyzmatyczny charakter lepiej niż mdławy Bierut nadawał się na przywódcę otaczanego kultem jednostki. Pozostał jednak tylko autorytarnym władcą, pouczającym reżyserów, jak mają wystawiać sztuki.
Na ławie oskarżonych siedziało ich trzynastu. Wszyscy z zawodu robotnicy, niektórzy bezrobotni. Wśród nich Gomułka.
Oskarżeni o komunizm. Zarzucono im, że jako członkowie KPP zamierzali przemocą obalić ustrój. Dowodem był między innymi udział w leśnym zebraniu. W prasie pisano o nich: „Sztab wywrotowców na ławie oskarżonych”22.
Rozprawa toczyła się 31 maja i 1 czerwca 1933 roku. W sentencji wyroku przywołano hasło z jednej z ulotek znalezionych przy Gomułce: „Poprzez walkę ekonomiczną do walki przeciwko dyktaturze faszystowskiej, o rząd robotniczo-chłopski”23.
Trzynastu oskarżonych, pięć wyroków ponad trzy lata, a całe postępowanie sądowe trwało zaledwie dwa dni. Kilka lat wcześniej podobne sprawy ciągnęły się tygodniami. Strony wygłaszały zapalczywe mowy. Oskarżeni piętnowali kapitalizm, a prokurator przeklinał komunizm. Wszystko zmieniło się w latach trzydziestych. Władze zrozumiały, że rozgłos towarzyszący procesom wzbudza sympatię dla obwinianych. Komunistyczna Partia Polski też zaleciła oskarżonym inną taktykę, bo jej szeregi przetrzebiły wyroki. Komuniści więc odtąd zaprzeczali przynależności do partii, licząc na niski wymiar kary. Za przestępstwa przeciwko państwu w 1933 roku skazano 3150 osób, z czego połowa to zapewne komuniści24.
Gomułkę zaliczono do najbardziej niebezpiecznych i wymierzono mu cztery lata więzienia.
Wśród oskarżonych zasiadł już z nową protezą. Dzięki Liwi do więzienia dopuszczono właściciela rzemieślniczego warsztatu ortopedycznego. Zmierzył wciąż w połowie bezwładną nogę Gomułki. Kilka dni później przyszedł z ortopedycznym butem.
Gomułka szczegółowo opisał jego wygląd: „Proteza miała kształt sznurowanej od stopy do kolana cholewki zrobionej z mocnej skóry, jej dolna część, przeznaczona na umieszczenie stopy, łączyła się jakby z brandzlem wykonanym z cienkiej, stalowej blachy, dobrze dopasowanej do podeszwy stopy, a całą konstrukcję protezy łączyły dwie stalowe niklowane sztabki, poruszające się na nitach umieszczonych naprzeciw obu kostek stopy, co umożliwiało podnoszenie jej w górę i opuszczanie w dół podczas chodzenia. Do podciągania stopy w górę służyły mocne taśmy gumowe, natomiast w dół mogłem odpychać stopę własnym wysiłkiem, gdyż umożliwiający ten