znaczenie. Najbardziej bowiem każde kalectwo odczuwają ludzie młodzi, chcieliby oni ukryć na zewnątrz swoją ułomność, która rodzi w nich różne kompleksy”25.
Gomułka siedział w Łodzi, Warszawie, Białymstoku. Wyszedł dzięki rannej nodze – choć ten jeden raz się przysłużyła.
29 marca 1934 roku sędzia udzielił mu przerwy w odbywaniu kary ze względu na stan zdrowia. Wstawiła się za nim Stefania Sempołowska, która reprezentowała Towarzystwo Opieki nad Więźniami „Patronat”. Nie zamierzał zostać w kraju. Uciekł do ZSRR, gdzie rozpoczął studia z grupą czterdziestu osób, każda z nich pod fikcyjnym nazwiskiem. To spośród nich wywodzili się ci, którzy po wojnie zagarnęli w Polsce władzę. Jego współlokatorem był Roman Romkowski, a w grupie z nimi również Leon Kasman.
Międzynarodowa Szkoła Leninowska mieściła się trzydzieści kilometrów pod Moskwą, w ogrodzonej drucianą siatką willi, niedaleko stacji kolejowej Kraskowo. Polacy kształcili się odizolowani od komunistów z innych krajów, co miało chronić przed ewentualnym rozpoznaniem przez agentów zachodnich wywiadów.
Uczyli się o nieomylności. Międzynarodówki Komunistycznej. Wszechzwiązkowej Partii Komunistycznej (bolszewików). Stalina.
Gomułka wdrażał się do strzelania, które wychodziło mu słabo – choć przecież pasjonowała go broń – i rzucania granatem, w czym był lepszy. Ćwiczenia prowadził Karol Świerczewski.
W Leninówce wystawiono mu niezbyt entuzjastyczną opinię. Zanotowano, że posiada duże doświadczenie w pracy związkowej i przyjechał „politycznie wyrobiony”. Oceniono: „Zdolny, pracowity, zdyscyplinowany, samodzielny”. Ale zauważono też słabsze strony: „Szerszego rozmachu politycznego w szkole nie ujawnił. Znać u niego stosunkowo niedostateczne doświadczenie pracy wewnątrzpartyjnej i pewne pozostałości biurokratycznych nawyków związkowych”26.
Podsumowano: „Poziom polityczny kierownika większego okręgu”.
Już wtedy zauważono, że jest samotnikiem. Napisano: „W stosunkach z towarzyszami cechowała go pewna oschłość, drażliwość, skłonność zamykania się w sobie. Starał się to przezwyciężyć”.
Nigdy mu się to nie udało.
Na szkoleniu w Moskwie uczono komunizmu, ale Gomułka już sam przyswajał, co ów komunizm potrafi zniszczyć.
W wyidealizowanym świecie komunistów nikt nie brał łapówek. A nawet nie przyjmował napiwków. Tak pisano w partyjnych gazetach. Ale Gomułka sam odkrył, że ludzie wolą pieniądze od idei. Podczas podróży pociągiem zauważył, że konduktor wydaje pościel według niejasnej kolejności. Upominał się o nią bezskutecznie trzy razy; wreszcie usłyszał, że dla niego już nie starczyło. Z czasem odkrył, że w Związku Radzieckim obsługa pociągu obdziela tylko tych, którzy wpłacą stosowny datek. Naiwność kosztowała Gomułkę dwie noce na twardej ławie.
Łapówka to przejaw deprawacji, uważał. Nie mógł sobie wyobrazić, aby traktowano ją jako normę. Znaczyłoby to, że cały system radziecki jest zdemoralizowany, a to było przecież nie do pomyślenia.
Czy był naiwny jak dziecko? Raczej odurzony. Zamykał oczy, żeby nie widzieć łapówkarzy. Inaczej cały jego świat, cała komunistyczna wiara w przebudowę człowieka straciłyby sens. Na to nie mógł sobie pozwolić.
Najznamienitszych spośród zagranicznych komunistów goszczono w hotelu Lux. To w nim mieszkał między innymi Bolesław Bierut, wówczas już agent Kominternu, wysyłany z tajnymi misjami za granicę.
Gomułka, aby wejść do hotelu, musiał uzyskać w portierni przepustkę. Uprawniała do odwiedzin w konkretnym pokoju. W ten sposób spotkał się z jednym z działaczy KPP, Antonim Lipskim.
Ale dzieliła ich nie tylko fizyczna bariera w postaci portiera odnotowującego godzinę wejścia i wyjścia. Wyrosła też bariera psychiczna.
Gomułka zapamiętał, że prywatne spotkania nawet dobrze się znających polskich komunistów były źle widziane i zakazywane przez kierownictwo polskiej sekcji Kominternu. Izolowano ich od siebie, aby utrudnić przenikanie obcej agentury. Najlepiej, żeby nie wiedzieli nic jeden o drugim. A gdy już dochodziło do spotkania, trudno było znaleźć bezpieczne tematy. Towarzysze unikali wątków odbiegających od partyjnych publikacji i nie wspominali o własnej działalności. Rozmowa się nie kleiła. Lipski unikał odpowiedzi na pytania Gomułki, zasłaniał się zasadami konspiracji. Ale gdzieś głębiej, gdzieś w oderwaniu od tajemnic rewolucyjnego podziemia, kryła się niechęć Lipskiego do jasnego formułowania myśli. Jakby to właśnie nie fakty, ale myśli wymagały ukrycia, uważał Gomułka.
Nigdy więcej nie próbował go odwiedzać. Nie wiedział, do kiedy ten mieszkał w hotelu Lux ani kiedy rozstał się z żoną Heleną Frenkiel.
W 1934 roku albo jesienią 1935 roku (w dwóch miejscach swoich wspomnień różnie datuje to wydarzenie) pierwszy raz zobaczył Stalina. Akurat ukończono budowę odcinka moskiewskiego metra. Jeszcze przed oddaniem stacji do użytku zwiedzały ją wycieczki, między innymi polskich komunistów. Nagle nadjechał pociąg, z którego wysypała się grupa cywilów i wojskowych. Za nimi na peron wyszedł Stalin. W długim wojskowym szynelu zapiętym pod szyję. Ochroniarze odsunęli polską grupę. Któryś z Polaków wykrzyknął: „Niech żyje towarzysz Stalin!”. Po chwili skandowali wszyscy. Ale wtedy Stalin odwrócił się i poszedł powoli w stronę wagonu. Gomułka zapamiętał, że kiedy przestali klaskać, pochłaniali wzrokiem jego niewysoką postać. Z przejęciem śledzili każdy ruch. Choć przecież ten zlekceważył ich zapał. Wieczorem wrócili do Kraskowa i wciąż dzielili się wrażeniami z przypadkowego spotkania „z człowiekiem, który później tak okrutnie rozprawił się z darzącą go bezgranicznym zaufaniem i uwielbieniem partią komunistów przedwrześniowej Polski”27.
Do Polski wrócił przez zieloną granicę jesienią 1935 roku. Od tego momentu był już zakonspirowanym komunistą, należącym do elity KPP, liczącej około dwustu–dwustu pięćdziesięciu działaczy. Wkrótce znowu trafił do więzienia. To właśnie wtedy miał swój proroczy sen o aresztowaniu.
Proces przed Sądem Okręgowym w Katowicach toczył się 29 i 30 września 1936 roku. Gomułkę skazano na siedem lat.
Czy to w więzieniu stał się – rzekomo – antysemitą? Swój wywód na ten temat przeprowadził Marian Brandys w opowiadaniu wydanym w podziemiu w latach PRL: „Żydzi działali mu na nerwy, zwłaszcza Żydzi intelektualiści. Wywodziło się to jeszcze z lat przedwojennych, kiedy jako młody działacz związkowy niedawno przyjęty do partii znalazł się po raz pierwszy w więzieniu. Trafił do celi, w której kiblował sam kwiat komuny, partyjni intelektualiści, w większości Żydzi, przeważnie zbuntowani synkowie bogatych burżuazyjnych rodzin. Dali mu oni wtedy popalić! Wykorzystując jego młody wiek, słabe wyrobienie partyjne i braki w wykształceniu ogólnym, owi błyskotliwi towarzysze uczynili sobie z niego kozła ofiarnego dla swych intelektualnych zabaw. Traktowali go jak popychlę. Poniżali na każdym kroku. Miażdżyli talmudzką erudycją. Jednym umiejętnie dobranym cytatem z klasyków marksizmu unicestwiali jego w pocie czoła wypracowane samodzielnie argumenty. To, co odczuwał wtedy wobec nich, nie różniło się niczym od nienawiści klasowej. Ganił się za to w swoim partyjnym sumieniu, ale przemóc tego nie potrafił. Takich doświadczeń się nie zapomina. Wyniósł z tamtej celi dwa ciężkie urazy: przeciw Żydom i przeciw intelektualistom. W późniejszych okresach życia przemądrzali żydowscy towarzysze jeszcze nie raz stawali mu w poprzek drogi, pogłębiając kompleksy młodości”28.
Ale to tylko literacka wyobraźnia.
W komunistycznej