zginąć przez rewolucję.
– Liczył się z ofiarami? – powtarzam.
– Tak. Ale ten pierwszy okres, gdy pojawiały się ofiary, to był też czas największych zmian w życiu tych najbardziej ubogich. To była reforma rolna, to było budowanie kultury na wsi. Młodzież robotnicza i chłopska miała pierwszeństwo w dostawaniu się na studia. Toczyła się też walka zbrojna. Ja nie mam żadnej sympatii do tak zwanych żołnierzy wyklętych. Bo mordowali ludzi różnej narodowości, i Białorusinów, i Żydów.
Być może tak samo na moje pytania odpowiadałby dziś Władysław Gomułka. Choć może najpierw wspomniałby, jak został zaprzysięgłym wrogiem Związku Radzieckiego.
Psy łańcuchowe burżuazji
Kiedy zaczął pisać pamiętnik, jego życie emeryta wypełniło się stałymi zajęciami. Na przykład słuchaniem Radia Wolna Europa i BBC. Włączając nadającą z Niemiec Zachodnich radiostację, zagłuszaną w Polsce, od razu uruchamiał głośno telewizor. Wiedział, że go podsłuchują. Nie chciał, aby esbecy w swoich raportach pisali, że śledzi informacje wrogiej stacji radiowej.
Co rano po śniadaniu wyjeżdżał do lasu i trzy godziny spacerował razem z psem. Czasami z żoną, a w święta z resztą rodziny.
Wracał do domu i na całe popołudnia, a czasami i wieczory zamykał się w swoim gabinecie. Nikt nie spędził z nim tyle czasu, co jego biurko. Stało się jego najwierniejszym słuchaczem.
Pisał jednak nieregularnie. Czasami pochłaniało go zbieranie materiałów źródłowych i sporządzanie konspektu. Szukał dokumentów z czasów okupacji i uwięzienia w latach pięćdziesiątych.
Wydarzenia układał dokładnie w głowie, zanim przelał je na papier. Rękopis ma jedną niezwykłą cechę – zaskakująco mało poprawek.
– Pisał osiem lat – opowiadał mi Andrzej Werblan, który te wspomnienia w latach dziewięćdziesiątych XX wieku, już po upadku PRL, przygotowywał do druku. – To jest tysiąc osiemset sześćdziesiąt kartek formatu A4 zapisanych kaligraficznym, odręcznym pismem. Poprawka zdarza się raz na dwadzieścia stron.
Rękopis przepisała maszynistka – na tej wersji Gomułka skorygował tylko błędy maszynowe. To bardzo rzadka umiejętność – komponowanie w pełni gotowego tekstu, w którym potem nie chce się dokonywać żadnej korekty.
Gomułka nie dawał się ponieść wenie. Był politykiem, a nie artystą.
W 1920 roku w patriotycznym porywie serca postanowił wstąpić do wojska, aby bronić Warszawy przed sowieckimi najeźdźcami. Na przeszkodzie stanął jego młody wiek – piętnaście lat.
W tym czasie komuniści powołali w Białymstoku Tymczasowy Komitet Rewolucyjny Polski, w skład którego weszli Polacy przebywający na terenach radzieckich. Tworzyli go między innymi kierujący sowiecką bezpieką Feliks Dzierżyński, a także Feliks Kon, Julian Marchlewski, Józef Unszlicht, Bernard Zaks. Ogłosili manifest, zgodnie z którym pokój mógł zapanować dopiero po podbiciu Polski. Zapowiadali powstanie Polskiej Socjalistycznej Republiki Rad.
Historyk Paweł Śpiewak w książce Żydokomuna przypomniał, że partia komunistyczna nie chciała bronić niepodległości Polski. Uważała państwo za twór zaborczy i oszukańczy. Zwalczała patriotyzm jako skierowany przeciwko Związkowi Radzieckiemu. Prawdziwy wróg czyhał w kraju – Józef Piłsudski, według komunistów faszysta i rodzimy imperialista.
Komuniści dwa lata wcześniej, na zjeździe założycielskim Komunistycznej Partii Robotniczej Polski, uznali, że „dla międzynarodowego obozu rewolucji socjalnej nie ma kwestii granic”7. Ogłosili krucjatę przeciwko wszystkim, którzy nie popierali rewolucji – również przeciwko socjalistycznemu premierowi niepodległej Polski Jędrzejowi Moraczewskiemu.
Młodemu Gomułce daleko więc było jeszcze do komunistów. Walczyć w obronie niepodległości zamierzał pod wpływem Polskiej Partii Socjalistycznej. To od socjalistów nauczył się patriotyzmu, pogardzanego przez komunistów.
Ojciec Gomułki prenumerował krakowski „Naprzód”, który przestał się mienić organem Polskiej Partii Socjalno-Demokratycznej, a zaczął być gazetą Polskiej Partii Socjalistycznej.
Gazeta napominała przed „wybuchem rozpaczy głodzonego ludu. Przymusowe zajęcie przez państwo wszystkiego zboża jedynym wyjściem. Albo paskarze, albo lud!”8.
Pokrzepiała: „Lokalne ataki bolszewickie na północny wschód od Bobrujska i w rejonie Przemościa i Borysowa odparliśmy ze stratami nieprzyjaciela”.
W następnym, 1920 roku „Naprzód” donosił o zimowej ofensywie: „Także i nasze wojsko ruszyło na wyprawę zimową w pierwszych dniach stycznia na odległej północy, w Inflantach. Wyruszyło wspomagane przez armię łotewską. Pierwszy dzień kampanii uwieńczony został zdobyciem Dyneburga, silnej twierdzy nad Dźwiną, i znacznym posunięciem się poza Dźwinę”. Dodawał: „Ochrona niepodległości narodów bałtyckich będzie odtąd zadaniem Polski”9.
Kolejnego dnia pismo ukazało się w mniejszej, czterostronicowej objętości, bo z powodu awarii gazowni drukarnia nie mogła uruchomić maszyn do odlewania wierszy. Całość więc składano ręcznie. Zdecydowano, że główne tematy na pierwszej stronie to zdobycie Dyneburga oraz rozpaczliwe bolszewickie kontrataki i katastrofa gospodarcza jako skutek ostatniej wojny światowej.
Dzień później pismo dementowało plotki o śmierci Lwa Trockiego. 14 lutego 1920 roku wspominało – za „Nowinami Codziennymi” – o pogłoskach, jakoby doszło do porozumienia między Paderewskim a Dmowskim. „Nar. Dem. obiecała Paderewskiemu poparcie przy wyborze prezydenta Rzeczypospolitej pod warunkiem, że Paderewski w następstwie ustąpi dla zrobienia miejsca Dmowskiemu”. Zapraszało: „Wojna czy pokój? Nad rosyjską propozycją pokojową obradować będzie krakowski lud pracujący na zgromadzeniu ludowym, które się odbędzie w niedzielę 15-go o godzinie 10 przed południem w sali Teatru Powszechnego przy ulicy Rajskiej. Referować będzie tow. poseł dr Zygmunt Marek”. Na ostatniej stronie w prawym dolnym rogu – niczym patriotyczna puenta numeru – ukazała się reklama: „Staropolski miód »Zagłoba« jest najprzedniejszym trunkiem narodowym”10.
Władysław czytał gazetę, chodził na wiece socjalistów i co roku maszerował pod czerwonymi sztandarami w pochodzie pierwszomajowym. Robotnicy tego dnia porzucali pracę, aby wspólnie, głównymi ulicami Krosna, czasami z orkiestrą na przedzie, przejść z Kleinówki, placu koło Komitetu Powiatowego PPS, w stronę należącego do organizacji Sokół boiska, na którym zawiązywał się wiec.
Pochód był wielkim przeżyciem. W przeddzień mówił majstrowi, że nie pojawi się w pracy, co ten przyjmował ze zrozumieniem. Rano ubierał się odświętnie, a klapę marynarki ozdabiał czerwoną kokardą. Kroczył ramię w ramię z ojcem.
Podziwiał tych, którzy nieśli sztandary, przysłuchiwał się tym, którzy przemawiali. Ci przedwojenni mówcy różnili się od wielu powojennych – nigdy nie czytali swoich przemówień. Według Gomułki czytający nie zdobyliby uznania robotników.
Po wojnie swoje wystąpienia jednak najczęściej odczytywał. Polacy zapamiętali ciągnące się w nieskończoność mowy wygłaszane charakterystycznym głosem, z przeciąganiem niektórych sylab.
Wiele z nich nie powstało jednak przy jego mahoniowym biurku. Pisali je współpracownicy, a Gomułka tylko poprawiał. Podobno właśnie tworzone przez podwładnych bywały nużące, a te wymyślane przez samego Gomułkę budziły emocje.
Jeszcze nie bolszewizował.