mówi cicho, patrząc na mnie z troską.
– Chodź, przytul mnie – mówię, i to właśnie robi.
Siedzimy we trójkę na schodach jeszcze przez dłuższą chwilę, tata obejmuje moje ramiona, Kitty trzyma dłoń na moim kolanie.
Tata przygotowuje mi kanapkę z indykiem, którą zjadam, a potem wracam na górę i kładę się z powrotem do łóżka, żeby znów zajrzeć do telefonu. Rozlega się pukanie w okno. To Peter, wciąż w stroju do lacrosse. Wyskakuję z łóżka i otwieram mu okno. Włazi do środka i przygląda się mojej twarzy, a potem mówi:
– Cześć, albinosku. – Tak właśnie nazywa mnie, kiedy widzi, że płakałam.
Wybucham śmiechem. To miłe móc się roześmiać. Próbuję się do niego przytulić, a on mówi:
– Nie chcesz się teraz do mnie przytulać. Nie wziąłem po meczu prysznica. Przyjechałem prosto do ciebie.
I tak go przytulam i jak dla mnie wcale brzydko nie pachnie.
– Czemu nie zadzwoniłeś do drzwi wejściowych? – Podnoszę na niego wzrok, obejmując go w pasie.
– Pomyślałem, że twojemu tacie może się nie spodobać, że przychodzę tak późno. Dobrze się czujesz?
– Tak jakby. – Puszczam go i siadam na łóżku, a on przy moim biurku. – Wcale nie.
– No, ja też nie. – Następuje długa cisza, a potem Peter ciągnie: − Czuję, że nie powiedziałem wcześniej tego, co powinienem był powiedzieć. Zaskoczyło mnie to. Nie sądziłem, że może do tego dojść.
Wbijam wzrok w pościel.
– Wiem. Ja też nie.
– To jest kompletnie do bani. Miałaś lepsze stopnie ode mnie. Cary się dostał, a ty jesteś od niego lepsza!
– Cóż, nie jestem w drużynie lacrosse ani golfa.
Staram się, żeby nie było słychać rozgoryczenia, ale to trudne. Wyjątkowo zdradziecka, malutka myśl wkrada się do mojej głowy – to nie fair, że Peter się dostał, a ja nie, skoro ja bardziej na to zasłużyłam. Ciężej na to pracowałam. Miałam lepsze stopnie, wyższe wyniki egzaminów.
– Pierdolić ich.
– Peter.
– Przepraszam. Chrzanić ich. – Wypuszcza powietrze. – To chore.
Automatycznie odpowiadam:
– To nie jest chore. W UW jest duża konkurencja. Nie jestem na nich zła. Tylko żałuję, że tam nie idę.
Kiwa głową.
– Tak, ja też.
Nagle dociera do nas z korytarza odgłos spuszczania wody i oboje zamieramy.
– Powinieneś już iść – szepczę.
Peter ściska mnie raz jeszcze, a potem wychodzi przez okno. Stoję tak i patrzę, jak biegnie ulicą do miejsca, w którym zaparkował samochód. Kiedy odjeżdża, sprawdzam telefon i widzę dwa nieodebrane połączenia od Margot, a potem esemesa o treści: „Tak mi przykro”.
I wtedy rozklejam się na nowo, bo wreszcie wszystko do mnie dociera.
Конец ознакомительного фрагмента.
Текст предоставлен ООО «ЛитРес».
Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.
Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.