przypadkowych.
Ale równie nie mają racji ci, którzy zaprzeczają istnieniu masonerii i związków tajnych.
Masonem nie byłem nigdy i poza należeniem w czasach studenckich do wielokrotnie zdekonspirowanego w niepodległej Polsce i wielokrotnie już opisywanego „Zetu”, nie brałem udziału w żadnej z tajnych organizacji. Pod tym względem muszę powtórzyć za Bainvillem: moja historia Polski niepodległej będzie niekompletna, albowiem nie będę poza tym rozdziałem powracał do działalności stowarzyszeń tajnych. Skoro jednak już ten temat poruszyłem, czuję się w obowiązku naszkicowania, co wiem, a raczej, czego nie wiem o stowarzyszeniach tajnych.
Wiem najwięcej oczywiście o „Zecie”, to jest o Związku Młodzieży Polskiej – założonym gdzieś przez Miłkowskiego (T.T. Jeża)2 – którego konstrukcja oparta była na strukturze masońskiej. Były w nim trzy stopnie: koledzy, towarzysze i bracia, później stopień towarzyszy został zniesiony. Pozostawał więc „Zet” i „Koła Braterskie”, na których czele stała „Centralizacja”, niemająca prezesa tylko sekretarza. Przez „Zet” przeszło bardzo wielu polityków niepodległej Polski, jego dawnymi członkami byli spośród prezydentów Rzeczypospolitej Stanisław Wojciechowski i Władysław Raczkiewicz, ogromną ilość dygnitarzy w Polsce stanowili byli „zetowcy”.
„Zet” dał swego czasu początek Lidze Narodowej; organizacja ta była tajnym kośćcem stronnictwa wszechpolaków, stronnictwa Narodowo-Demokratycznego (endeków), które dziś się nazywa Stronnictwem Narodowym. „Zetowcy”, przechodząc po ukończeniu studiów uniwersyteckich do starszego społeczeństwa, awansowali zwykle do Ligi Narodowej. Co się później z tą Ligą stało, nie wiem, słyszałem, że ją Roman Dmowski w roku 1927 rozwiązał3. Wiem, że Adam Doboszyński, wypuszczony w roku 1938 z więzienia, przygotowywał serię artykułów przeciwko związkom tajnym, celem wykazania, że każdy związek tajny staje się z czasem pożywką, terenem działalności masonerii. Doboszyński jest jednym z ludzi, którzy wszędzie widzą masonerię. Przypomina mi się w tej chwili, że normalna historia Polski, taka, której się uczy uczeń klasy pierwszej, dzieli się na okresy i że pierwszy z tych okresów nazywa się „okresem bajecznym”, gdzie nic nie jest pewne, nic nie jest wyjaśnione. Otóż i moją historię niepodległej Polski poprzedza „dział bajeczny”– te mianowicie kilka słów, szkicujących typ organizacji tajnych w Polsce.
Wracając do „Zetu”, później nastąpił rozłam między „Zetem” a Narodową Demokracją. Pierwsza fala „zetowców”, która do Ligi Narodowej nie poszła, przypada na rok 1908. W fali tej znajdowali się Stanisław Stroński i Edward Dubanowicz, którzy założyli później tygodnik „Rzeczpospolita” (stąd tytuł pisma wydawanego od roku 1919 w Warszawie przez Strońskiego). „Zetowcy” po zerwaniu z narodowymi demokratami nadal kierowali Młodzieżą Narodową i w pewnych środowiskach szli razem z endekami. Niewątpliwie najwybitniejszą wśród „zetowców” osobistością w okresie poprzedzającym samą wojnę był Kazimierz Wyszyński, mądry i kryształowej uczciwości człowiek. W czasie wielkiej wojny poszczególne środowiska „Zetu”, nie zrywając organizacyjnych węzłów między sobą i utrzymując organizacyjną jedność Młodzieży Narodowej, głosiły jednak hasła polityczne diametralnie różne. Oto środowisko „Zetu” warszawskiego było niepodległościowe i entuzjastycznie nastrojone do Józefa Piłsudskiego; środowisko krakowskie, pod wpływem Zygmunta Rusinka, wręcz odwrotnie, było antylegionowe, raczej endeckie; środowisko petersburskie – raczej niepodległościowe; moskiewskie, kijowskie – raczej endeckie.
W roku 1918 „Zet” postanowił stworzyć organizację polityczną wśród starszego społeczeństwa. Zdaje się, że powstała wówczas kontynuacja konspiracyjna „Zetu”4, która dała początek organizacjom w rodzaju Straży Kresowej, Związku Obrony Kresów Zachodnich, Rad Ludowych oraz Związku Naprawy Rzeczypospolitej. Związek Naprawy montowali dawni „zetowcy” na spółkę z notorycznymi masonami, których się później jednak ze Związku Naprawy pozbyli. Od tej chwili do dawnych „zetowców” przylgnęła nazwa „naprawiaczy”. Będę o nich musiał mówić w dalszych rozdziałach tej książki, jednak bez tej zawziętości, z którą ich zwalczałem w niepodległej Polsce.
„Zet” i Liga Narodowa były to konspiracje o ideologii nacjonalistycznej i jakkolwiek posiadające formy zapożyczone od masonerii, nastawione antymasońsko. O masonerii wiem niewiele. Sądzę, że zawleczona była do Wilna i do Królestwa Polskiego przez masonerię rosyjską, powstałą i rozkwitłą w Rosji na gruncie instytucji niezależnej adwokatury. Jestem prawie pewny, że taki Tadeusz Wróblewski, wybitny adwokat wileński, był masonem związanym z masonerią rosyjską, która w Rosji utworzyła stronnictwo konstytucyjnych demokratów (kadetów5). Za czasów niepodległej Polski masoni wileńscy używani byli przez Piłsudskiego do utrzymywania kontaktów z masonami kowieńsko-litewskimi – wobec braku stosunków dyplomatycznych była to jedyna droga porozumienia z Litwinami – toteż litewscy chrześcijańscy demokraci zarzucali ciągle tautininkom6 wpływy masońskie i konszachty z Polakami. Masoni w Wilnie mieli lożę im. Tomasza Zana, do której przedpokojem była półjawna organizacja „44-ech”, oraz lożę drugiego stopnia, ściśle zakonspirowaną, pod nazwą „Gorliwy Litwin”.
Jeśli chodzi o pozawileńskie stosunki masońskie, należy przypuszczać, że już w roku 1910 istnieje w Krakowie i Warszawie jakaś masoneria, sympatyzująca z hasłami niepodległościowymi, że już wtedy należą do niej dr Rafał Radziwiłłowicz, Andrzej Strug i inni, skoro Michał Sokolnicki wspomina o niej w swoich pamiętnikach, jak również o tym, że mu Piłsudski do niej należeć zabronił. Później dużo u nas mówiono o walce dwóch obrządków – romańskiego i szkockiego – twierdzono, że w obrządku romańskim pozostali wrogowie Piłsudskiego, a w szkockim – jego przyjaciele. Są to rzeczy zbyt zakonspirowane, by o nich można było pisać poważniej, nie potykając się co chwila i nie ośmieszając we własnych i w czytelników oczach całkowitą niewiedzą.
Pewniejsze są wiadomości, że masoneria rozwielmożniła się u nas za pośrednictwem Włochów, że poselstwo włoskie w Warszawie w latach 1920–1922 było tu czynne. Wtedy weszło do masonerii mnóstwo oficerów, za wiedzą Piłsudskiego, których Piłsudski w roku 1927 z masonerii odwołał i którym do lóż należeć zakazał. Do jakiego rodzaju masonerii należał przywódca teozofów, generał Karaszewicz-Tokarzewski, który nawet odprawiał jakieś obrządki pseudoreligijne, nie wiem. Ludzie niewtajemniczeni, jak ja, będą zawsze masonerię odczuwali od strony intrygi politycznej pomieszanej z groteską.
Piłsudczycy mieli swoją organizację tajną, która wyrosła na gruncie POW (Polska Organizacja Wojskowa, szkoląca młodzież na przyszłych żołnierzy polskich za czasów okupacji niemiecko-austriackiej). Wewnątrz tej POW powstał ZW, czyli Związek Wolności, organizacja półtajna o nastawieniu politycznym, a wewnątrz tego ZW – organizacja tajna „A” (od wyrazu „analfabeci”). Po aresztowaniu dnia 22 lipca 1917 roku Piłsudskiego i Kazimierza Sosnkowskiego przez Niemców, z inicjatywy Bogusława Miedzińskiego został stworzony „Konwent”, który działał w imieniu Piłsudskiego. „Konwent” ten był czynny także i w niepodległej Polsce, lecz w roku 1927 został przez Piłsudskiego rozwiązany. Oczywiście, poza tymi związkami tajnymi, które wymieniłem, działało w Polsce bardzo dużo mafii i mafijek zarówno na prawicy, jak lewicy społeczeństwa. Przeciętny wiek takiej mafii wynosił zaledwie kilka lat. W tak przeurzędniczonym społeczeństwie jak Polska niektóre mafie miały po prostu na celu wzajemne popieranie się na posadach. Mafijność stała się chorobą. Znam dwie epoki specjalnego jej rozkwitu. Przed zamachem 1926 roku mnożyło się w Polsce od organizacji tajnych typu kagulardów