miał tam swe interesy lub wysyłał syna na posadę, oficer gwardyjski w Warszawie rzucał złotymi rublami, swym pijaństwem imponował kelnerowi i dziewczynie publicznej.
Zastanawiałem się, czy na tej książce nie położyć tytułu Piłsudski i Dmowski, do tego stopnia uważam, że za czasów niepodległej Polski żyliśmy w cieniach skrzydeł geniuszu tych dwóch ludzi, ale przecież obaj dla swej polityki musieli wyzyskiwać nie tylko piękno, lecz i szpetotę. I dlatego będę zgodny z prawdą historyczną, jeśli powiem, że to kramarskie lub to histeryczne nastawienie niektórych Polaków do Rosji ogromnie pomogło Dmowskiemu, gdy dla celów swojej rzetelnie przemyślanej polityki musiał propagować w Polsce filorosyjską orientację. Gorzej, że te filorosyjskie nastroje przeżyły samą Rosję. Najmniej ich było tam, gdzie ludzie zewnętrznie byli najbardziej zrusyfikowani, tj. na kresach, najwięcej – w Galicji.
Różnice ustrojowe
Duże były różnice ustrojowe między dzielnicami. Zabór pruski, wcielony do królestwa pruskiego i cesarstwa niemieckiego, dzielił urządzenia prawne tego państwa, w którym parlament niemiecki wybierany był na podstawie powszechnej ordynacji wyborczej, a sejm pruski oparty był na trzech kuriach podatkowych. W państwie tym Polacy byli zwalczani bezwzględnie, w parlamencie mieli szczupłą grupę posłów, skazanych na chroniczną a zasadniczą opozycję. Kraj miał zdrową strukturę społeczną. Żywioł żydowski został wciągnięty przez Niemcy lub wyparty przez polskie mieszczaństwo. Gospodarujący rozsądnie ziemianin i mieszczanin, wreszcie, co najważniejsze, bogaty i oświecony chłop – wyróżniali tę dzielnicę korzystnie od innych. Zabór pruski nie tylko nie dał się Niemcom w tym okresie, lecz przeciwnie, rozpoczął ofensywę w postaci odrodzenia polskiego Śląska i Pomorza. Myśl ugody z Niemcami nie miała tu żadnych korzeni, żadnych widoków poza zapomnianym incydentem chwilowego flirtu Wilhelma II z Polakami za czasów kanclerstwa Capriviego w ostatnim dziesiątku lat ubiegłego wieku. Wyjątek stanowiło zaledwie kilka osób; zostały one jednak prześcignięte przez Bohdana hrabiego Hutten-Czapskiego, który już w niepodległej Polsce ogłosił swoje pamiętniki, przedstawiając się czytelnikom jako renegat. „Zawsze byłem Prusakiem” – pisze na wstępie człowiek będący członkiem polskiej rodziny senatorskiej, który cały swój majątek odziedziczył po matce Mielżyńskiej z domu i był synem oficera wojsk powstańczych 1830/1831 roku. Z dalszych kart tego pamiętnika dowiadujemy się nawet, że autor nabył w południowych Niemczech dobra należące niegdyś do rycerzy von Hutten, i „jakkolwiek nie umiałem ustalić związku genealogicznego między tą rodziną a moją, to jednak lubiłem tam przebywać”. Mamy więc tu renegactwo w czystej formie. Życie Czapskiego upływało na rozpaczliwych wysiłkach zrobienia kariery politycznej, nie ze względów pieniężnych, lecz ze względu na zamiłowania, ambicję działalności politycznej. Wszędzie było go pełno. Właził do wszystkich salonów w Berlinie, od królewskich począwszy, gotów był oddawać wszelkie usługi. Upadł tak nisko, że jeździł do Rzymu załagadzać konflikt z Kościołem, powstały z walki kardynała hrabiego Ledóchowskiego, arcybiskupa poznańskiego, z Bismarckiem; było to maksimum zdrady ze strony Poznańczyka, bo przecież Ledóchowski występował w obronie polskości, Bismarck go uwięził, a papież wziął jego stronę. Ba! – Czapski opowiada, że gdy jechał odwiedzać swych krewnych na Ukrainie i na Litwie, wojskowość pruska zaszczyciła go zleceniami wywiadowczymi. I cóż! Nawet w tym arcyrenegacie potrafili Niemcy obudzić Polaka. Podczas ustawy o wywłaszczeniu Polaków z ziemi, ustawy wniesionej przez Bülowa w roku 1908, budzi się w Czapskim gwałtowny protest, budzi się trochę Polaka. Potrafi nadwerężyć swoją sytuację w salonach berlińskich, protestując gwałtownie przeciwko bezprawiu. W chwili wybuchu wielkiej wojny cesarz Wilhelm II zawiadamia Czapskiego, że życzy sobie odbudować państwo polskie. Czapski jest wpierw kuratorem uniwersytetu i politechniki, otwartych przez Niemców w Warszawie, potem zastępcą komisarza niemieckiego przy Tymczasowej Radzie Stanu1. Odgrywa wtedy wielką, historyczną rolę, jakkolwiek był to człowiek ulegający złudzeniom i autosugestiom, który poprzednie swoje misje i misyjki, w istocie bez większego znaczenia, uważał za prace polityczne wielkiego stylu, a nie umiał właściwie ocenić całej wielkiej wagi swej działalności w Warszawie. W tym okresie Czapski nadal uważa się za Prusaka, nadal pisuje memoriały i listy, stojąc na straży interesu politycznego Niemiec. Przy pierwszym spotkaniu z księciem Zdzisławem Lubomirskim, jako prezesem Komitetu Obywatelskiego w Warszawie, Czapski zwraca się do niego po niemiecku. Ale – rzecz dziwna! – w swoich memoriałach i listach, pełnych nie tylko lojalności, lecz i usłużności wobec Niemców, pisanych ciągle pod kątem „naszego niemieckiego interesu”, Czapski forsuje takie projekty, które jak najbardziej odpowiadały właśnie polskiej racji stanu. Jest na przykład gorącym zwolennikiem, znowu ze względu na „nasz niemiecki interes”, przyłączenia Litwy do Królestwa Polskiego. Przedziwnie szczere pamiętniki Czapskiego, napisane po niemiecku, lecz wydane także po polsku, zmuszają do zastanowienia się nad wieloma rzeczami: nie tylko nad tym, że są jakieś kresy renegactwa w duszy każdego człowieka, ale również nad dziwnym zjawiskiem, które bym nazwał wallenrodyzmem bezwiednym.
Czapski był w swoim społeczeństwie wyjątkiem, Poznańskie walczyło z Niemcami całe, od Radziwiłłów do chłopów. Była to wspaniała dzielnica defensywy polskości.
Pod względem prawnym i gospodarczym przeciwieństwem zaboru pruskiego był zabór rosyjski. Do roku 1905 panował tu absolutyzm, nie było nawet rządów gabinetowych, nie było premiera, prezes komitetu ministrów był tylko instytucją ustawodawczą, przewodniczył komitetowi ministrów, ale ten komitet ministrów był instytucją doradczo-ustawodawczą, rozpatrującą niektóre projekty ustaw. Cesarz był jedynym piastunem wszelkiej władzy, a jego wola jedynym źródłem ustawy. W sprawowaniu władzy wykonawczej każdy minister konferował z cesarzem osobno i od cesarza otrzymywał instrukcje. Ten system razem z wielkością imperium powodował ustawiczne antagonizmy i waśnie pomiędzy resortami. Dopiero od roku 1905 mamy w Rosji przedstawicielstwo narodowe z dwóch izb: Dumy, opartej na dość skomplikowanej ordynacji wyborczej, i Rady Państwa, złożonej w połowie z osób mianowanych przez cesarza, w połowie obranych przez ziemstwa, uniwersytety itd. Wtedy dopiero powstaje w Rosji rada ministrów na sposób europejski, i Witte, Goremykin i Stołypin są pierwszymi premierami rosyjskimi. Polacy byli urzędnikami w głębi Rosji, lecz żaden Polak nie odegrał jakiejkolwiek roli na wyższym stanowisku w Petersburgu. Ale system społeczny, oparty na protegowaniu ziemiaństwa, konserwował polskość ziem, które niegdyś należały do Rzeczypospolitej. Chociaż konfiskaty popowstaniowe zabrały Polakom kilkadziesiąt procent majątków, chociaż Polacy nie mogli kupować majątków na Litwie i Rusi, to jednak na początku wieku XX nie tylko w Mińsku Litewskim, ale i w Kijowie rozbrzmiewa język polski. Daleko na wschód, aż po granice Polski sprzed pierwszego rozbioru, ziemianin, ekonom i Żyd miasteczkowy mówią po polsku. Ogromne dobra na Ukrainie, nawet lewobrzeżnej, dziedziczone przez magnatów polskich, administrowane przez Polaków, sprawiały, że kraj ten nie tracił polskiego charakteru. Rosyjski system gospodarczo-społeczny sprzyjał utrzymywaniu tego charakteru politycznego kraju, który tu zostawił wiek XVIII. Przewaga ziemiaństwa polskiego była tak duża, że ziemstwa, to znaczy samorząd powiatowy i gubernialny, były w rękach Polaków, toteż w niektórych guberniach nie było całkiem ziemstw w obawie przed polonizacją kraju. Dopiero Stołypin chce te ziemstwa wprowadzić, ale według ordynacji specjalnej, zabezpieczającej przed elementem polskim. Wtedy polskim członkom Rady Państwa, zwłaszcza hrabiemu Olizarowi i Meysztowiczowi, udało się wywrócić projekt Stołypina na Radzie Państwa. Stołypin podał się do dymisji, lecz później na podstawie art. 87 ustawy zasadniczej zawiesił na trzy dni izby i ogłosił nową ordynację dla ziemstw w północno-zachodnich guberniach cesarstwa.
Królestwo Polskie posiadało resztki odrębności, które się wyrażały między innymi w tym, że na terenie tych dziesięciu guberni obowiązywało nie rosyjskie prawo cywilne X tomu (oparte zresztą na dawnym statucie litewskim), lecz kodeks cywilny Napoleona. Poza tym w Królestwie Polskim nie było samorządu, ani wiejskiego, ani miejskiego, zarządy miast