Osho

Piękno ludzkiej duszy


Скачать книгу

mężczyzna kompensuje i przykrywa swój kompleks niższości. Robił to przez tysiące lat i stopniowo przekonał sam siebie, a także kobietę, że jest kimś lepszym od niej. Nie pozwala kobiecie na swobodę w tworzeniu, ponieważ dobrze wie, że dorównałaby mu bez trudu. Każda kobieta może tworzyć jak Picasso, Dostojewski, Bernard Shaw czy Russell; nie ma żadnego problemu. Jedyne, co będzie musiała zrobić, to zrezygnować z bycia matką, bo to właśnie jest najtrudniejsze – bycie matką i Bertrandem Russellem jednocześnie. Tkwi w tym konflikt interesów. Bardzo trudno byłoby kobiecie być matką i Picassem jednocześnie – malarstwo wymagało jego pełnej uwagi; obrazy pochłaniały cały jego czas. Kobieta, niestety, nie może pozwolić sobie na taką monopolizację swego czasu.

      Kiedy rodzi się pierwsze dziecko, między kobietą a jej mężem pojawia się szczelina. Kobieta zaczyna być monopolizowana przez dziecko; ojciec schodzi na dalszy plan. Od chwili narodzin potomka nie będzie już nigdy na pierwszym miejscu, nie będzie priorytetem. Oczywiście natura wspiera dziecko, ponieważ ono ma przed sobą przyszłość, a ojciec wcześniej czy później umrze.

      Natura zawsze sprzyja temu, co nowe, temu, co pozostaje w fazie rozwoju. Natura preferuje wschód słońca, nie zachód – i to jest logiczne. Co twórczego jest w zachodzie słońca?

      Dlaczego Bóg musi tworzyć? Być może Bóg nie jest mężczyzną, ale kobietą, a cały wszechświat jest jego łonem. Wtedy jednak Boga sprowadzono by do poziomu biologii, właściwego także ludziom i zwierzętom.

      Być może więc Bóg jest mężczyzną, ale ma kompleks niższości wobec jakiejś kobiety, o której nic nie wie. Z kim usiłuje konkurować? Musi być kobieta w jego życiu, wobec której czuje się niekompetentny, gorszy. A stwarzając cały ten świat, udowadnia jej, że jest wspaniałym twórcą. Niestety, w takiej sytuacji przestaje być Bogiem i schodzi do rangi człowieka, albo i zwierzęcia. Teorii stworzenia nie da się obronić.

      Jaki to zresztą rodzaj twórczości? Jeśli jest poważny, a proces tworzenia wymaga jednak powagi, to życie, w którym jest tyle nędzy, bólu i które kończy się śmiercią i ciemnością, nie ma żadnego sensu. Jeśli Bóg chciał tworzyć, to niepotrzebnie stworzył tak nędzną egzystencję, pełną udręki i cierpienia – egzystencję, która jest przekleństwem, nie zaś błogosławieństwem.

      Bracia Karamazow Dostojewskiego to chyba najwspanialsza powieść, jaka została napisana w historii. Jeden z trzech braci wypowiada się mniej więcej w taki sposób: „Jeśli kiedykolwiek spotkam Boga, to jedyne, czego od niego będę chciał, to żeby zabrał z powrotem swój bilet i wskazał mi wyjście. Wszędzie dokoła widzę same wejścia, ale gdzie jest wyjście? Kim on jest, żeby bez mojej zgody tworzyć mnie? Jakim prawem? Nikt mnie nie zapytał, czy chcę zostać stworzony. Nie dano mi wyboru”.

      To pachnie totalitaryzmem i dyktaturą. Bóg wydaje się jakimś wielkim Adolfem Hitlerem albo Józefem Stalinem. Nikt cię nie pytał o zdanie, a teraz na dodatek musisz cierpieć. Bez uzgodnienia otrzymałeś instynkty, z powodu których będziesz cierpiał tu i w następnym życiu. I jeszcze teolodzy, księża nakazują ci zniszczyć te swoje instynkty, które przecież otrzymałeś od Boga. To on ponosi odpowiedzialność. Jeśli ktoś ma za to pójść do piekła, to tylko on – nikt inny nie jest za to odpowiedzialny.

      Morderca ma w sobie instynkt mordowania. Gwałciciel rodzi się z instynktem gwałcenia. Kto jest za to wszystko odpowiedzialny? Wszystkie religie mówią ci, że ty. Bóg jest stwórcą, a ty jesteś odpowiedzialny? Nikt nawet nie zapytał cię, jakie wybierasz sobie instynkty. Gdybyś wybrał instynkt gwałciciela, mordercy, to oczywiście byłbyś odpowiedzialny i musiałbyś ponosić konsekwencje. Ty jednak rodzisz się z wbudowanym programem, za który odpowiedzialny jest wyłącznie programista.

      Alan Watts rozumiał doskonale, że nie znajdzie odpowiedzi na to pytanie, które na Wschodzie zadawano sobie przez całe tysiąclecia. Hinduizm tę odpowiedź znalazł, chociaż być może tylko pozornie. Na pewno jest ona lepsza niż idea mówiąca o stworzeniu, ale także niesatysfakcjonująca. Alan Watts nie zdawał sobie z tego sprawy, ponieważ nie poznał Wschodu wystarczająco dogłębnie, toteż interpretacja życia jako zabawy, jako leela, wydała mu się dużo lepsza. Życie nie ma w sobie nic poważnego; jest jedynie grą, igraszką, przedstawieniem.

      W przedstawieniu możesz grać rolę złodzieja, co nie znaczy, że masz stać się złodziejem – to jedynie twoja rola. W przedstawieniu możesz grać wcielenie Boga, Ramy, Kriszny, co nie oznacza, że masz stać się wcieleniem Boga. Ale na scenie, przed publicznością, twoja gra jest ogólnie akceptowana i podawanie jej w wątpliwość byłoby głupotą – wszyscy wiedzą, że każdy z nas gra jakąś rolę.

      Hinduizm twierdzi, że cała egzystencja jest jedynie przedstawieniem, a Bóg gra swoją rolę. Słowo leela, oznaczające zabawę, wyklucza powagę i wszelkie jej zastosowania. Rodzi jednak nowe pytanie. Dlaczego Bóg nie może siedzieć spokojnie? Ludzie, którzy nauczają, że Bóg prowadzi grę, nauczają też, że powinieneś siedzieć spokojnie i medytować. Dlaczego Bóg nie miałby siedzieć spokojnie, medytować i porzucić całego tego nonsensu?

      Alan Watts nie miał odwagi zadać takiego pytania. Zapewne nigdy nie zdawał sobie nawet z niego sprawy, ale dla mnie jest to ważne pytanie: po co cały ten nonsens? Wszyscy mędrcy hinduscy uczą cię, żebyś siedział spokojnie, w ciszy, bez żadnych myśli, a dopiero wtedy poznasz smak religii. Wygląda na to, że Bóg nigdy nie spróbował religii, skoro nieustannie się bawi.

      W procesie stwarzania po upływie sześciu dni wszystko zostało zakończone. Siódmego dnia, w niedzielę, Bóg odpoczywał i nie wiemy, co działo się z nim później. Jednak hinduski Bóg nieustannie się bawi. A przecież jest czas zabawy i czas nauki, a także – o czym wiedzą wszystkie dzieci – czas na sen.

      Jednak ten obłąkany hinduski Bóg nie ma czasu na sen, nie ma czasu na naukę, nie ma czasu na nic innego jak tylko zabawa, zabawa i zabawa. Wydaje się mieć na tym punkcie obsesję. To musi być naprawdę wieczna, nieskończona zabawa! Dlaczego on się ciągle bawi? Czy nie jest zmęczony? I czy nie nudzi go ciągle ta sama gra?

      Miałem w swojej wiosce przyjaciela, którego ojciec codziennie chodził oglądać filmy. Przez sześć albo siedem dni pokazywano zwykle ten sam film, ale dla niego nie miało to znaczenia. Oglądał go codziennie. Zapytałem go, czy to nie jest dziwne, że przez kilka dni ogląda ciągle to samo. Odpowiedział mi: „A któż zajmowałby się oglądaniem filmu? Ja śpię! Co jakiś czas się budzę i dzięki temu w ciągu tygodnia jestem w stanie zobaczyć cały film. Czasami obejrzę początek, czasami koniec, czasami środek. A jeśli któregoś dnia mam dobry nastrój, łączę sobie te wszystkie części i rozumiem, o czym był film”.

      Zapytałem go, dlaczego nie miałby obejrzeć całego filmu w ciągu jednego dnia. I wtedy wyjaśnił mi, że gdyby tak zrobił, to nie wiedziałby, co robić z pozostałymi sześcioma dniami. W tej małej wiosce jedyną rozrywką było kino. Dokąd miałby pójść? Wtedy dopiero zrozumiałem, na czym polega jego problem.

      Ale na czym polega problem Boga? Dlaczego gra ciągle w tę samą grę? Czy nadal go to bawi? Zachowuje się jak jakiś idiota. Jeśli tak ma wyglądać rozrywka, to po pewnym czasie znudzi się nią nawet idiota. Pozostając ciągle z tymi samymi ludźmi, mając ciągle takie same relacje, te same dzieci, w końcu zaczniesz odczuwać nudę. Ciągle te same rozmowy, prowadzone w tym samym gronie, to samo koło, to samo towarzystwo.

      Nie martwi mnie koło, ale człowiek, który nieustannie się w nim kręci. Jaki ma w tym cel? Oczywiście nie możesz zapytać hinduisty o jego cel, ponieważ wie on doskonale, że jest to tylko zabawa. Ja jednak nadal twierdzę, że choć dobrze jest się bawić, jak można robić to przez całą wieczność? Wygląda na to, że jesteśmy w rękach szalonego Boga.

      Jednocześnie ci sami hinduscy mędrcy uważają, że będziesz ponosił konsekwencję swoich czynów. To bardzo dziwne – Bóg się bawi, a my będziemy musieli cierpieć z powodu naszych czynów, które