zen, aby nauczyć się fechtunku. To dość niezwykłe, ale w Japonii zakorzeniło się w tradycji, że mistrz o ogromnej świadomości, który naucza medytacji, naucza także fechtunku. Jest to, moim zdaniem, bardzo ważne, wręcz konieczne.
Książę podszedł do mistrza i powiedział: „Przysłał mnie ojciec. Jest stary i nie pożyje już długo – może rok, może dwa. Wysłał mnie do ciebie z pilną prośbą, żebyś mnie przygotował, zanim on umrze. Chce, żebym wrócił do niego do domu, dopiero kiedy potwierdzisz, że jestem gotowy. Jeśli bowiem nie będę gotowy, mój ojciec nie będzie mógł odejść w spokoju. Jestem przygotowany w wielu różnych dziedzinach. Nauczyłem się łucznictwa, fechtunku i innych technik walki, które mogą się przydać w czasie wojny. Osiągnąłem w nich mistrzostwo. Po ukończeniu studiów wróciłem do ojca, by powiedzieć, że zdobyłem wszystkie potrzebne świadectwa, certyfikaty i medale; że jestem gotowy. On jednak twierdzi, że nie. Uważa, że brak mi czegoś, co stanowi podstawę wszystkiego. Powiedział mi: »Wszystko, co przyniosłeś, ma swoją wartość i być może pewnego dnia się przyda. Najpierw jednak pójdź do tego mistrza i naucz się jeszcze medytacji. Dopóki medytacja nie wspiera wojownika w tobie, jesteś jedynie zwykłym niebezpiecznym żołnierzem. Nie mogę oddać królestwa w twoje ręce. Musiałbym poszukać kogoś innego. Udaj się więc jak najszybciej i szybko się ucz«. Toteż jeśli chodzi o mnie, mistrzu, jestem w pełni gotowy. Zrobię wszystko, co każesz. Proszę, żebyś nauczył mnie jak najszybciej”.
Mistrz odpowiedział: „Zacznijmy od tego, że nie będę cię uczył pod presją czasu. Nie potrafię przewidzieć, ile to nam zabierze – rok, dwa lata, dziesięć czy może pięćdziesiąt. Tego się nie da określić. To zależy od tego, jak szybko będziesz się uczył. Zrobię wszystko, co w mojej mocy, bo sam też już jestem stary i nie mam zbyt wiele czasu. Nie planowałem już przyjmować żadnego ucznia, ale skoro przysyła cię król, mój stary przyjaciel, z którym mieliśmy tego samego nauczyciela medytacji, nie mogę odmówić. Twoja nauka zaczyna się od tej chwili”.
Książę zapytał mistrza, co miałby robić, a ten odpowiedział mu: „Nie musisz robić nic konkretnego poza zwykłymi czynnościami, jak sprzątanie, gotowanie, wyciąganie wody ze studni, rąbanie drewna. Pamiętaj tylko o jednym – musisz zachować uważność, bo będę cię atakował znienacka. Rób, co chcesz, ale zachowaj uważność”.
Zdziwiło to księcia, ale pomyślał sobie, że jego ojciec na pewno wiedział, co czyni, przysyłając go tutaj. Początkowo mistrz uderzał go co chwila. Stąpał bezszelestnie i nagle wyskakiwał, zadając bolesny cios.
Po upływie piętnastu dni książę był cały poobijany. Nie mógł spać ani na jednym, ani na drugim boku; bolało go całe ciało. Jednak z dnia na dzień stawał się coraz bardziej zadowolony z siebie, bo coraz częściej udawało mu się zawczasu usłyszeć kroki mistrza. Jego uważność wyostrzała się coraz bardziej.
Wcześniej nie był taki świadomy, toteż nie zauważał, że mistrz się zbliża; odgłos jego kroków był tak cichy, że książę nie był w stanie go usłyszeć. Teraz jednak, pod wpływem ciosów mistrza, jego świadomość rozwijała się coraz bardziej. Musiał zachowywać nieustanną uważność; cokolwiek robił, wiedział, że mistrz gdzieś się czai. Kiedy rąbał drewno, jego uwagę zaprzątała tylko jedna myśl: z której strony mistrz się pojawi i jak się bronić przed uderzeniem jego kija?
Staruszek próbował uderzyć księcia, ale ten coraz częściej chwytał jego bambusowy kij, aż w końcu, po upływie trzech miesięcy, nie udało mu się zadać już ani jednego ciosu w ciągu całego dnia. Książę bardzo się z tego ucieszył. To był dla niego naprawdę wspaniały dzień. Na dodatek ciało przestało go boleć – po otrzymaniu tylu uderzeń kijem wydawało się twarde jak stal. Zdał sobie sprawę, że posiadł moc, której nigdy wcześniej w sobie nie miał.
Teraz, gdy jego ręka trzymała miecz, czuł, że ona także jest ze stali. Cieszył się, że jego ciało stało się takie mocne pod wpływem razów mistrza. Cieszył się także z tego, że stał się tak bardzo uważny; potrafił wyczuć obecność mistrza z dużej odległości, kiedy ten przebywał w innym pomieszczeniu. Krzyczał wtedy ze swojego pokoju: „Nawet nie próbuj – zachowuję uważność!”.
Mistrz przychodził zawsze ze swojego pokoju. Któregoś dnia książę wyczuwał jego kroki za każdym razem i przez dwadzieścia cztery godziny mistrz nie był w stanie wejść niezauważony. Następnego dnia wezwał księcia do siebie. Obaj byli bardzo zadowoleni. Mistrz powiedział: „Od teraz zaczynamy drugi etap nauki. Do tej pory biłem cię bambusem. Od jutra będę używał prawdziwego miecza”.
Książę pomyślał: „Prawdziwy miecz! Kij bambusowy to jedno – jakoś mi się udało zachować uważność – ale teraz staje się to niebezpieczne. Wystarczy, że zagapię się jeden raz, i będzie po mnie. A ten stary człowiek zadawał mi tak mocne razy kijem, że całe moje ciało jest teraz twarde jak stal. Co się stanie, gdy uderzy mnie mieczem?”.
Mistrz wyciągnął swój miecz i powiedział: „Oto mój miecz. Przyjrzyj mu się i nie spuszczaj go z oka. Od tej chwili będzie na ciebie czyhał przez cały czas”.
Świadomość księcia urosła niczym kolumna światła. Czuł ją cały czas, wiedząc, że w każdej chwili może stracić życie. To nie były żarty.
Starzec usiłował przez trzy miesiące uderzyć księcia z zaskoczenia, ale nie udało mu się ani razu. Uważność jego ucznia rozwijała się z dnia na dzień coraz bardziej. Był w stanie obronić się w każdej chwili. Wykonywał różne prace, a mistrz usiłował zakraść się z tyłu, próbując go uderzyć. Siadał do medytacji z zamkniętymi oczami, a kiedy mistrz robił zamach mieczem, zawsze uchylał się od ciosu, ratując swoje życie.
Mistrz wezwał księcia i powiedział mu, że jest z niego zadowolony i drugi etap nauki uważa za zakończony. Książę odrzekł: „Jestem ogromnie wdzięczny i szczęśliwy. Nie zdawałem sobie sprawy z tego, że będę w stanie rozwinąć w sobie taką uważność. Nawet najdelikatniejszy podmuch bryzy nie może pozostać przeze mnie niezauważony. Nie zrodzi się we mnie żadna myśl, której bym nie zauważył. Cieszę się, że wciąż istnieje coś, czego mógłbym się jeszcze nauczyć. Początkowo byłem pełen wątpliwości, oporu, niechęci; przyszedłem tu, bo ojciec mi kazał. Teraz chcę tutaj być i to nie za sprawą ojca, królestwa ani czegokolwiek innego. Myślę jedynie o tym, jak podnieść swoją świadomość na możliwie najwyższy poziom, albowiem sprawia mi to radość, jakiej nigdy wcześniej nie zaznałem, o jakiej nawet nie marzyłem. Rozpoczynajmy więc trzeci etap”.
Mistrz objaśnił więc, że od teraz będzie próbował go uderzyć mieczem podczas snu. Młodzieniec bez lęku odparł: „To doskonale. Jestem gotowy. Kiedyś bałem się bambusowego kija. Teraz nie boję się nawet twojego miecza, choćby miał mnie uderzać we śnie. Od pewnego czasu obserwuję siebie podczas snu. Kiedy przewracam się z boku na bok, mam świadomość, że to robię. Kiedy nadchodzi sen, obserwuję, jak powoli mnie ogarnia. Wiem, kiedy zasypiam, bo czuję w sobie płomień, który zawsze czuwa”.
Mistrz przez trzy miesiące usiłował zaskoczyć księcia nocą, ale za każdym razem, gdy wchodził do jego pokoju, książę się budził. Ani razu nie udało mu się zadać mu ciosu mieczem. W końcu podarował mu ten miecz, mówiąc: „Twój ojciec będzie wiedział, dlaczego ci go dałem. Otrzymałem go od swojego mistrza. Teraz ty możesz go przejąć, bo osiągnąłeś wysoki poziom świadomości. Potrzeba posiadania miecza stała się sprawą drugorzędną”.
To właśnie trzeba robić, ponieważ odpowiedzialność leży po stronie człowieka. Hipoteza o istnieniu Boga jest bardzo niebezpieczna – zdejmuje z ciebie jakąkolwiek odpowiedzialność. Bóg jest odpowiedzialny za wszystko, a ty za nic. On wszystko stworzył, on wszystko zniszczy. Przysyła swojego syna, by cię uratował. A ty jesteś tylko marionetką – można cię stworzyć, można cię zniszczyć. I na dodatek jeszcze