ośmieszać Sassoona, traktowano go z należytą godnością i szacunkiem. Zamiast uciszać, zachęcano go do pisania i swobodnego mówienia na temat okrucieństw wojny. Sassoon przyjął to z wdzięcznością: „Sprawił, że natychmiast poczułem się bezpieczny. Zdawał się wiedzieć o mnie wszystko (…). Dałbym wiele za kilka nagrań gramofonowych moich rozmów z Riversem. Najważniejsze jest dla mnie wspomnienie niezwykłego i dobrego człowieka, który zaoferował mi przyjaźń i pomoc”49.
Psychoterapia odbyta przez Sassoona u Riversa została uznana za sukces. Sassoon publicznie odwołał swoje pacyfistyczne wypowiedzi i powrócił na wojnę. Uczynił tak, pomimo że jego polityczne przekonania nie uległy zmianie. Do powrotu skłoniła go lojalność wobec towarzyszy broni, którzy pozostali na polu walki; poczucie winy, że nie dzieli ich cierpień, oraz frustracja z powodu bezskuteczności swoich samotnych protestów pacyfistycznych. W trakcie prowadzonego przez siebie łagodnego leczenia Rivers ustalił dwie zasady, które zostały powszechnie zaakceptowane przez amerykańskich psychiatrów podczas drugiej wojny światowej. Po pierwsze, pokazał, że mężczyźni o niekwestionowanej odwadze mogą załamać się z powodu nieprzezwyciężonego strachu. Po drugie, wykazał, że najsilniejszą motywacją, by poradzić sobie z tym strachem, jest coś silniejszego niż patriotyzm, abstrakcyjne ideały lub nienawiść do wroga. Tym czymś jest wzajemna miłość między żołnierzami.
Sassoon przeżył wojnę, ale jak wielu innych dotkniętych nerwicą wojenną do końca życia skazany był na przeżywanie jej koszmarów. Całkowicie poświęcił się pisaniu i poprawianiu swojego pamiętnika wojennego, pielęgnowaniu pamięci o poległych i popularyzowaniu pacyfizmu. Chociaż ze „złego stanu nerwów” wyleczył się w stopniu wystarczającym, by wieść produktywne życie, to cały czas nawiedzało go wspomnienie tych, którzy nie mieli tyle szczęścia:
Shell shock. Ileż krótkich bombardowań pozostawiło trwałe ślady w umysłach ocalonych, z których wielu patrzyło na swoich towarzyszy i śmiało się, podczas gdy wokół trwało piekło mające ich zniszczyć. Nie wtedy bowiem miały nastać godziny ich najgorszego cierpienia, lecz teraz, kiedy nawiedzają ich nocne koszmary, kiedy cierpią na paraliż kończyn i zaburzenia mowy. Kiedy muszą przeżywać najgorsze: utratę tych cech charakteru, które czyniły ich tak odważnymi, bezinteresownymi i nieustępliwymi. Oto właśnie tragedia shell shock, jaką przeżywali najlepsi mężczyźni. (…) Żołnierzy tych skazano na męczeństwo w imię cywilizacji i teraz musi ona pokazać, że jej hasła nie były tylko stekiem kłamstw50.
Kilka lat po zakończeniu wojny zainteresowanie środowiska medycznego kwestią traumy ponownie przygasło. Chociaż mężczyźni z utrzymującymi się zaburzeniami psychicznymi tłumnie odwiedzali szpitale dla weteranów, ich obecność stała się jedynie źródłem dyskomfortu dla społeczeństw, które chciały już o wszystkim zapomnieć.
W 1922 roku młody amerykański psychiatra Abram Kardiner powrócił do Nowego Jorku z trwającej rok pielgrzymki do Wiednia, gdzie poddał się analizie u Freuda. Marzył o dokonaniu wielkiego odkrycia. „Cóż może być bardziej pociągające – zastanawiał się – niż zostać Kolumbem ciągle jeszcze nowej nauki o umyśle”51. Kardiner założył prywatną praktykę psychoanalityczną w czasie, gdy w całym Nowym Jorku było może dziesięciu psychoanalityków. Rozpoczął również pracę w klinice psychiatrycznej Biura Weteranów, gdzie spotkał wielu mężczyzn cierpiących na nerwicę wojenną. Był poruszony ogromem ich cierpienia i swoją niemożnością udzielenia im pomocy. Szczególnie zapamiętał jednego pacjenta, któremu próbował pomóc przez rok, nie odnosząc większych sukcesów. Kiedy pacjent chciał mu dziękować, Kardiner zaprotestował: „Przecież nie potrafiłem nic dla pana zrobić. Z pewnością nie wyleczyłem pana dolegliwości”. „Ale doktorze – odpowiedział pacjent – próbował pan. Korzystałem z pomocy dla weteranów przez długi czas i wiem, że oni nawet nie próbują. Nic ich to nie obchodzi. A pana tak”52.
Kardiner po pewnym czasie uświadomił sobie, że „niekończący się koszmar” jego wczesnego dzieciństwa – ubóstwo, głód, zaniedbanie, przemoc domowa, przedwczesna śmierć matki – wpłynął na kierunek jego intelektualnych poszukiwań i pozwolił mu na pełniejszą identyfikację ze straumatyzowanymi żołnierzami53. Kardiner przez długi czas usiłował stworzyć psychoanalityczną teorię traumy wojennej, jednak w pewnym momencie porzucił to zadanie, uznawszy je za niemożliwe do zrealizowania, i rozpoczął błyskotliwą karierę, najpierw jako psychoanalityk, a następnie – podobnie jak Rivers – antropolog. W roku 1939 we współpracy z antropolożką Corą du Bois napisał fundamentalne dla antropologii dzieło The Individual and His Society („Jednostka i jej społeczeństwo”).
Dopiero po napisaniu tej książki był w stanie powrócić do tematu traumy wojennej. Tym razem miał już do dyspozycji podstawowe pojęcia antropologiczne, które uwzględniały wpływ rzeczywistości społecznej i pozwalały zrozumieć, czym jest trauma. W roku 1941 Kardiner opublikował rozbudowane studium kliniczne i teoretyczne The Traumatic Neuroses of War („Traumatyczna nerwica wojenna”), w którym narzekał na przerywającą badania na tym polu powracającą okresowo amnezję:
Temat powojennych zaburzeń nerwicowych był w ciągu ostatnich dwudziestu pięciu lat traktowany dosyć kapryśnie nie tylko przez opinię publiczną, lecz również przez psychiatrów. Zainteresowanie opinii publicznej, duże po pierwszej wojnie światowej, nie trwało długo, podobnie jak zainteresowanie psychiatrii. Zaburzenia te nie stały się więc przedmiotem konsekwentnie prowadzonych badań (…), lecz jedynie okresowych wysiłków, którym brakowało sumienności. Częściowo jest to związane z następującym po wojnie spadkiem pozycji społecznej weteranów. (…) Godnym ubolewania faktem jest, że – inaczej niż w pozostałych dziedzinach psychiatrii – każdy badacz, który rozpoczyna studia nad tymi zaburzeniami, za swój święty obowiązek uznaje rozpoczęcie wszystkiego od nowa i pracuje nad problemem, jak gdyby nikt nigdy wcześniej się nim nie zajmował”54.
Ogólny opis syndromu posttraumatycznego dokonany przez Kardinera jest używany do dziś. Jego teoria w wielu punktach zbieżna była ze stworzoną przez Janeta w końcówce dziewiętnastego wieku teorią histerii. Kardiner rzeczywiście uważał neurozę wojenną za odmianę histerii, jednocześnie był jednak świadomy, że termin ten ponownie nabrał tak pejoratywnego znaczenia, że używanie go dyskredytowało pacjentów: „Kiedy użyje się słowa »histeryczny« (…), powszechny odbiór jest taki, że opisana nim osoba jest interesowna i szuka tylko sposobności, żeby coś wyłudzić. Osoba cierpiąca na nerwicę nie ma więc szans na jakiekolwiek współczucie w sądzie (…) ani u swojego lekarza. Dla tego ostatniego (…) histeryczny często znaczy tyle, co mający przewrotną, słabą lub po prostu złą wolę”55.
Wydarzenia drugiej wojny światowej spowodowały ponowne zainteresowanie medycyny leczeniem nerwicy wojennej. W nadziei na odnalezienie efektywnej i działającej niemal natychmiast metody terapii lekarze wojenni starali się skończyć ze stygmatyzowaniem załamań wywołanych stresem doznawanym na froncie. Po raz pierwszy uznano fakt, że każdy mężczyzna może załamać się w ogniu walki, a urazy psychiczne można przewidywać jako proporcjonalne względem stopnia ekspozycji na okrucieństwa działań wojennych. Znaczna część wysiłków została poświęcona na dokładne określenie takiego stopnia ekspozycji, który nieuchronnie prowadzi do załamania psychicznego. W rok po zakończeniu wojny dwaj amerykańscy psychiatrzy, J. W. Appel i G. W. Beebe, doszli do wniosku, że od dwustu do dwustu czterdziestu dni na polu walki doprowadziłoby do załamania nawet najsilniejszego żołnierza: „Nie ma czegoś takiego jak »przywyknięcie do warunków bitewnych«. (…) Każda chwila na polu walki powoduje tak wielkie obciążenie, że każdy mężczyzna po pewnym czasie załamie się w wyniku intensywności tego doświadczenia. Cierpienia wywołane zaburzeniami psychicznymi są więc na wojnie nieuchronne niczym rany od kuli czy szrapnela”56.
Amerykańscy psychiatrzy koncentrowali swoje wysiłki na poszukiwaniu czynników, które mogą chronić przed takimi nagłymi załamaniami lub prowadzić do ich szybkiego wyleczenia. Odkryli ponownie to, co Rivers zaobserwował podczas leczenia