Agata Przybyłek

Masz wiadomość


Скачать книгу

więc podniósł się z łóżka i zapalił stojącą w pobliżu lampę. Jasne światło od razu wypełniło pokój i oświetliło stojące nieopodal kartony oraz walizkę, w których trzymał swoje rzeczy. Babcia zawsze namawiała go, żeby przeniósł ubrania i inne klamoty do szafy w przedpokoju, a nawet proponowała sfinansowanie komody, ale on uparcie twierdził, że to zbędne.

      – Przecież kiedyś i tak się stąd wyprowadzę, więc szkoda sobie zawracać głowy takimi rzeczami. – Uśmiechał się do niej. – Lepiej kup coś dla siebie. Mną się nie przejmuj.

      Babcia nie była zachwycona tym jego życiem na walizkach, ale w końcu przestała mu o to suszyć głowę.

      – Dziwny masz gust, jeśli chodzi o wystrój wnętrz – mruknęła tylko, a potem porzuciła ten temat.

      Adam śmiał się z tego czasami, ale sam nie widział w swoim pokoju nic złego. Wręcz przeciwnie. Lubił to swoje kawalerskie gniazdo i był z niego naprawdę zadowolony.

      Ominął rzucony na podłogę plecak i poszedł do kuchni. Zanim sprawdził, co ma w lodówce, wyłączył niezakręcony przez babcię gaz, a potem zrobił sobie kanapki. Miał co prawda ochotę na jakiś bardziej wymyślny posiłek, ale nie chciało mu się iść na zakupy. Był naprawdę wykończony tym dniem. Nie mógł się doczekać chwili, gdy położy się w końcu do łóżka.

      Zjadł, przeglądając jednocześnie posty znajomych na Face­booku w telefonie. Gdyby nie był tak zmęczony, pewnie włączyłby jeszcze muzykę, bo właśnie to umilało mu ostatnio wieczory, ale dzisiaj nie patrzył nawet w stronę komputera i poustawianych dokoła głośników, co nawet jemu zdawało się dziwne. Kochał muzykę już od dzieciństwa. Mając kilka lat, zapatrzył się na jakimś festynie na perkusistę i potem tak długo wyciągał mamie z szafek garnki, że w końcu zapisała go na lekcje do domu kultury, żeby mieć święty spokój.

      – Tego bębnienia w kuchni nie da się już słuchać – mówiła do koleżanek, ale tak naprawdę Adam czuł, że ma w niej wsparcie. Gdy tylko pierwsze lekcje zaczęły przynosić efekty, to kilka razy zauważył, jak stała w korytarzu w domu kultury i słuchała jego ćwiczeń. Zawsze pytała go, jak mu idzie, niemal po każdych zajęciach rozmawiała o jego postępach z nauczycielką, a potem woziła go na różne konkursy.

      – Państwa syn ma prawdziwy talent – mówili jej ludzie, więc idąc za ciosem, kupili mu z ojcem używaną perkusję, żeby mógł uczyć się również w domu.

      – Tylko żadnego grania przed szóstą rano i po dwudziestej drugiej! – powiedział ojciec, wręczając mu pałeczki. – Już i tak się boję, że mogę ogłuchnąć. Chciałbym się przynajmniej wysypiać.

      Adam zapewnił, że nie będzie sprawiał trudności, i z błyskiem w oku chwycił pałeczki. Perkusja w domu była spełnieniem jego marzeń. Do późna oglądał swój zestaw i z namaszczeniem dotykał instrumentów. Może nie były najlepszej jakości, ale mimo wszystko czuł się tak, jakby wygrał los na loterii. Rozpromieniony siadał na stołku i rytmicznie uderzał w talerze i bębny. Dźwięki niosły się po pokoju, a on wpadał w swego rodzaju trans. Granie w domu było znacznie przyjemniejsze od ćwiczeń w domu kultury. Nawet pomimo gorszej akustyki.

      Od tamtej pory ćwiczył jeszcze częściej i bardziej sumiennie. Dzięki systematyczności i samodyscyplinie szybko przerósł umiejętnościami rówieśników i w wieku trzynastu lat dołączył do niedużego, lokalnego zespołu, który zawsze podziwiał. Chłopcy grali rock, który wtedy najczęściej wybrzmiewał mu w duszy. To właśnie z nimi zagrał pierwsze koncerty i kilkukrotnie pojechał na występy do innych miast, podczas których chyba jeszcze bardziej zakochał się w muzyce. Wychodzenie ze swoją sztuką do ludzi było o niebo przyjemniejsze niż żmudna nauka w czterech ścianach. Te wszystkie wpatrzone w nich twarze, wydawane okrzyki, piski i owacje… Szybko można było się od tego uzależnić. Zwłaszcza że jako młody człowiek potrzebował uznania oraz uwagi.

      W wieku siedemnastu lat stwierdził, że pora założyć swój zespół. Jego gust muzyczny nieco ewoluował, zresztą miał trochę dosyć grania w kółko tych samych kawałków. Zebrał grupę utalentowanych kolegów i potem długo ćwiczyli w garażu jednego z nich, w przerwach starając się wymyślić nazwę. Grając z poprzednim zespołem, zdobył sporo znajomości, więc gdy byli gotowi, zadzwonił gdzie trzeba i po raz pierwszy wystąpili na Dniach Miasta, w dodatku dwa razy bisując. Dziewczyny piszczały, gdy wokalista zaśpiewał jedną ze znanych ballad, a potem, gdy już zeszli ze sceny, nie mogli się opędzić od fanek.

      – Gdybym wiedział, że taka jest cena sławy, to zgłosiłbym się do ciebie szybciej! – zawołał do Adama jeden z gitarzystów, odchodząc z jakąś dziewczyną.

      Chłopak wywrócił oczami, ale życzył mu udanej zabawy.

      – Tylko żebyś był w stanie przyjść w poniedziałek na próbę!

      Po występie zapakowali sprzęt do samochodu, a potem rozeszli się w różne strony. Adam został na parkingu sam. Planował zawieźć sprzęt najpierw do domu i dopiero potem dołączyć do kumpli, zanim jednak odjechał, oparł się o maskę i wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów. Do tej pory pamiętał, jak go palił, patrząc na scenę, i myślał o tym, że jest spełnionym człowiekiem. Dym wypełniał mu płuca, nikotyna wnikała do krwiobiegu, a w uszach dudniła muzyka. Widownia skakała, śpiewając jakiś znany kawałek, w oddali rozmawiali faceci z ochrony, a on stał samotnie pod niebem pełnym gwiazd i palił, zatracając się w myślach. Było mu wtedy tak dobrze, że najchętniej zignorowałby kumpli i spędził cały wieczór w ten sposób. Nie chciał ich rozczarować, więc w końcu wyrzucił niedopałek i wsiadł do auta. Tamten wieczór na zawsze zapisał się jednak w jego pamięci.

      Potem dali jeszcze kilka koncertów. Wieść o ich występie szybko rozniosła się po okolicy i kilkakrotnie zaproszono ich na jakieś lokalne imprezy. Początkowo występowali charytatywnie, ale z czasem zaczęły spływać do nich pierwsze wynagrodzenia, co zgodnie uznawali za sukces.

      – A pomyśleć, że niedawno musieliśmy kombinować, żeby mieć pieniądze na paliwo. – Uśmiechali się, siedząc później przy piwie.

      – Tamte czasy minęły bezpowrotnie – zapewnił ich Adam, po czym podniósł się, żeby wznieść toast. – Za naszą piękną przygodę, chłopaki. – Uniósł do góry swoją butelkę.

      Podnieśli ręce i po sali przebiegł brzdęk zderzającego się szkła.

      – To nasz czas – powiedział ktoś inny.

      Adam napił się piwa, powtarzając w duchu te słowa, a potem po jego twarzy znów przemknął uśmiech, i zamówili z chłopakami następną kolejkę.

      Teraz wspominał te chwile z rozrzewnieniem. Wtedy jeszcze nie wiedział, jak szybko ta bajka się skończy.

      Rozdział 3

      Po powrocie do domu Julia od razu poszła zaparzyć sobie gorącą herbatę. Po zachodzie słońca zrobiło się trochę chłodniej, więc zmarzły z Alicją podczas spaceru. Wyjęła z szafki ulubiony kubek, a potem, rozcierając zziębnięte dłonie, schowała się pod koc. Rozsiadła się wygodnie w łóżku i pomyślała, że nie zamierza wychodzić z niego już przez resztę wieczoru.

      W mieszkaniu panowała cisza. Julia mieszkała na stancji z dwiema współlokatorkami, ale chyba obie gdzieś wyszły, bo nie dobiegały do niej żadne odgłosy. Nikt nie tłukł garnkami w kuchni ani nie nucił w łazience. Jedynie leżący na regale zegarek cykał rytmicznie, a gdzieś w oddali wyła jadąca na sygnale karetka.

      Julia wynajmowała pokój na Zaspie. Rodzice znaleźli go dla niej, zanim rozpoczęła studia, i chociaż w ciągu ostatnich czterech lat kilkakrotnie miała możliwość przeprowadzić się bliżej uczelni, odrzuciła wszystkie te propozycje. Lubiła to mieszkanie. Może nie było zbyt duże, ale za to w dobrej lokalizacji i z widokiem