Katherine Arden

Zima czarownicy


Скачать книгу

łagodnie do dziewczynki. – Teraz jesteś bezpieczna, już po wszystkim.

      – Wcale nie czuję, żeby było po wszystkim – mruczała Masza. – Nic nie pamiętam! Skąd mam wiedzieć, czy jest po wszystkim, czy nie?

      – Zaufaj mi. A jeśli nie mnie, zaufaj mamie albo wujowi. Nie spotka cię już nic złego. A teraz chodź, musimy wracać do pałacu. Mama się martwi.

      Masza natychmiast wyrwała się Wasi, która nie miała siły, by ją powstrzymać, i oplotła przednią nogę Słowika wszystkimi czterema kończynami.

      – Nie! – wrzasnęła, wtulając twarz w końską sierść. – Nie zmusisz mnie!

      Zwyczajny koń w takiej sytuacji stanąłby dęba, zarżał albo uderzył Maszę kolanem w twarz, lecz Słowik stał po prostu z niepewną miną. Po chwili opuścił łeb ku Maszy.

      – Możesz tu zostać, jeśli chcesz – powiedział, chociaż dziewczynka nie rozumiała jego mowy. Znowu płakała. Było to cichutkie łkanie dziecka na skraju wytrzymałości.

      Wasia, którą aż mdliło ze współczucia i gniewu, że dziewczynka ma za sobą takie przeżycia, rozumiała, dlaczego Masza nie chce wracać do pałacu. Została z niego uprowadzona, a jej udziałem stały się potworności, które na szczęście ledwie pamiętała. Dlatego bliskość wielkiego i pewnego siebie Słowika była tak bardzo krzepiąca.

      – Coś mi się śniło – wymamrotała dziewczynka z buzią wciąż przyciśniętą do końskiej nogi. – Poza tym snem niczego nie pamiętam. Był tam kościotrup, który śmiał się ze mnie, i cały czas jadłam ciastka, więcej i więcej, chociaż robiło mi się od nich niedobrze. Nie chcę, żeby znów coś mi się przyśniło. Nie wrócę do pałacu. Zamieszkam w stajni ze Słowikiem. – Mocniej objęła nogę ogiera.

      Wasia widziała, że jeśli nie postanowi siłą oderwać Maszy od konia i odciągnąć jej od niego – czego jej złamane żebro mogłoby nie wytrzymać i czemu Słowik byłby zdecydowanie przeciwny – dziewczynka nie ruszy się o krok.

      Cóż, niech ktoś inny tłumaczy porywczemu ogierowi, dlaczego Masza nie może z nim zostać. Tymczasem…

      – No dobrze – Wasia starała się, by jej głos brzmiał pogodnie. – Nie musisz wracać do pałacu, jeśli nie chcesz. Opowiedzieć ci bajkę?

      Dziewczynka rozluźniła nieco uścisk wokół nogi Słowika.

      – Jaką bajkę?

      – Jaką tylko zechcesz. O Iwaniuszce i Aleniuszce? – Nagle Wasi ścisnęło się serce. „Siostro, droga siostro Aleniuszko”, powiedział koziołek, „przypłyń tu do mnie. Już rozpalają ogniska, już gotują wodę w garnku, już ostrzą noże. Zabiją mnie”. Ale siostra nie mogła mu pomóc. Utonęła. – Nie, może jednak nie tę – powiedziała pośpiesznie i zastanowiła się. – Może o głupim Wani?

      Masza zamyśliła się głęboko, jakby wybór bajki był sprawą wielkiej wagi i mógł zmienić bieg tego ciężkiego dnia. Przez wzgląd na dziewczynkę Wasia żałowała, że naprawdę tak nie jest.

      – Chyba… – zaczęła Masza – chyba chciałabym usłyszeć bajkę o Marii Moriewnie.

      Wasia się zawahała. W dzieciństwie uwielbiała opowieść o pięknej Wasilisie, swojej bajkowej imienniczce, lecz bajka o Marii Moriewnie mogła okazać się bolesna, zbyt bolesna po tym, co stało się tej nocy. Dziewczynka jednak jeszcze nie skończyła.

      – Opowiedz o księciu Iwanie – dokończyła swoją myśl. – Tę część bajki. I o koniach.

      I nagle Wasia zrozumiała. Uśmiechnęła się, nie zważając na to, że napina poparzoną skórę twarzy.

      – Dobrze. Opowiem ci o tym, jeśli puścisz nogę Słowika. On nie jest słupem.

      Maria niechętnie odsunęła się od konia, a on położył się na słomie, żeby obie dziewczyny mogły się przytulić do jego ciepłego boku. Wasia owinęła Maszę i siebie swoją peleryną i rozpoczęła opowieść, gładząc siostrzenicę po włosach.

      – Książę Iwan trzykrotnie próbował wyrwać swoją żonę, Marię Moriewnę, spod władzy złego czarownika Kościeja, jednak za każdym razem ponosił porażkę, gdyż Kościej jeździł na najszybszym koniu na świecie, który w dodatku rozumiał ludzką mowę. Jego koń zawsze uciekał przed koniem Iwana bez względu na to, jak szybko tamten galopował.

      Słowik prychnął z zadowoleniem, wydmuchując ciepłe, pachnące sianem powietrze.

      – Przede mną by nie uciekł – oznajmił.

      – W końcu Iwan poprosił swoją żonę Marię, żeby spytała Kościeja, gdzie zdobył tak niezrównanego konia. „Jest taka chatka na kurzej nóżce stojąca nad brzegiem morza”, odparł Kościej. „Mieszka w niej czarownica, Baba Jaga, która hoduje najwspanialsze konie na świecie. Żeby tam dotrzeć, trzeba przemierzyć ognistą rzekę, ale ja mam czarodziejską chustkę rozdzielającą płomienie. Po dotarciu do chatki trzeba przez trzy dni służyć Babie Jadze. Jeśli ktoś dobrze się sprawi, dostanie w podzięce konia. Ale jeśli ktoś zawiedzie czarownicę, zostanie przez nią zjedzony.

      Słowik pilnie nadstawił ucha.

      – Zatem Maria, dzielna dziewczyna – Wasia pociągnęła siostrzenicę za czarny warkocz, a ta zachichotała – ukradła Kościejowi czarodziejską chustkę i potajemnie dała ją Iwanowi. On zaś wyprawił się do Baby Jagi, żeby dostać na własność najwspanialszego konia na świecie. Rzeka ognia była ogromna i straszna. Iwan jednak pokonał ją, wymachując chustką Kościeja i galopując przez płomienie. Po drugiej stronie zobaczył małą chatkę nad brzegiem morza. Mieszkała tam Baba Jaga i żyły najwspanialsze konie na świecie…

      – Umiały mówić? – przerwała jej Masza. – Tak jak Słowik rozmawia z tobą? Naprawdę potrafisz z nim rozmawiać? Czy on zna ludzką mowę? Jak konie Baby Jagi?

      – Słowik potrafi mówić – odparła Masza, unosząc rękę, by powstrzymać ten potok pytań. – Jeśli ktoś umie słuchać. A teraz cichutko, pozwól mi dokończyć.

      Ale Masza już zadawała kolejne pytanie:

      – A gdzie się nauczyłaś słuchać koni?

      – Ja… szkolił mnie człowieczek ze stajni, waziła. Kiedy byłam dzieckiem.

      – Czy ja też mogę się tego nauczyć? Ze mną człowieczek ze stajni nigdy nie rozmawia.

      – Twój nie jest wystarczająco silny – wyjaśniła Wasia. – W Moskwie czarty nie mają dość mocy. Ale sądzę, że mogłabyś się nauczyć. Twoja babcia, moja matka, podobno znała się trochę na magii. Słyszałam też, że twoja prababka przyjechała do Moskwy na wspaniałym koniu, szarym jak poranek. Może ona też widziała czarty, jak ty i ja. Może są gdzieś inne konie, takie jak Słowik. Może wszyscy…

      Przerwały jej stanowcze kroki w przejściu między końskimi boksami.

      – Może wszyscy – podjął ostry głos Warwary – zjemy teraz kolację? Siostra zaufała ci, że pójdziesz po jej córkę i zaraz ją przyprowadzisz, a widzę, że tarzacie się w słomie niczym wiejskie chłopaczyska.

      Masza poderwała się na nogi, a Wasia z trudem wstała, uważając na zraniony bok. Słowik również się dźwignął, kierując ku Warwarze postawione uszy. Kobieta rzuciła mu dziwne spojrzenie. Przez chwilę na jej twarzy malowała się niejasna tęsknota, jakby patrzyła na coś, czego pragnęła dawno temu.

      – Chodź, Maszo. Wasia później dokończy tę bajkę. Zupa wystygnie – powiedziała po chwili, nie zważając już na Słowika.

      ***

      Podczas rozmowy Wasi, Maszy i Warwary stajnię wypełniły cienie. Słowik znieruchomiał z postawionymi uszami.

      – Co