Kimberly Belle

Idealna żona


Скачать книгу

      Rozgląda się wkoło. Jego wzrok zatrzymuje się na robionych na zamówienie krętych schodach z pionowymi listwami i zabytkowym tureckim dywanie pod stopami, na które nigdy nie mógłby sobie pozwolić ze swoją pensją. Gdyby nie Sabine, mnie też nie byłoby na nie stać. Przez chwilę zastanawiam się, czy nie powiedzieć mu, że moja żona od czterech lat wszystkich przebija, i że jeśli chodzi o urządzanie wnętrz, doskonale wie, jak zdobyć najlepsze rzeczy za najniższą cenę, ale spojrzenie zatrzymuje się na stojącej w drzwiach kuchni Ingrid.

      – Stało się coś złego – mówi wysokim, pełnym napięcia głosem. W świetle dnia zauważam, że jej tenisówki różnią się kolorem. Jeden but jest czarny, a drugi niebieski. Oba są niezwiązane. – Coś naprawdę strasznego. Po prostu tu wiem.

      – A pani to kto?

      – Ingrid Stanfield. Siostra Sabine. – Wskazuje kciukiem na sąsiednie pomieszczenie. – Zrobiłam notatki. Są w kuchni.

      Detektyw Durand przestępuje z nogi na nogę, ale nie odrywa ich od podłogi. Odwraca się w moją stronę, a z przedniej kieszeni spodni wyciąga notes.

      – Z tego, co zrozumiałem, pańska żona nie wróciła wczoraj do domu.

      Kiwam zdawkowo głową.

      – Sabine prezentowała nową nieruchomość późnym wieczorem. Ostatnimi czasy często się to zdarzało. Jest agentką nieruchomości, i to bardzo dobrą. Wcześniej wysłała mi wiadomość, w której pisała, że wróci przed dziewiątą, ale nie zrobiła tego. Dzwoniłem do niej wiele razy. Jest sygnał, ale bez przerwy włącza się poczta głosowa.

      – Ja też do niej dzwoniłam – wtrąca Ingrid, przytakując. – Wydzwaniałam do niej przez całą noc. Czy mógłby pan namierzyć jej telefon? Boję się, że miała wypadek, jest ranna i potrzebuje pomocy.

      Detektyw Marcus sprawdza czas. Dochodzi dziewiąta rano. Wygląda na równie wyczerpanego co ja. Ma przygarbione ramiona i bladą, poprzecinaną zmarszczkami twarz. Zgaduję, że to koniec jego zmiany, a nie początek.

      – Czy istnieje szansa, że mogła dokądś pójść? – pyta ociupinę zbyt spokojnym głosem. Brzmi tak, jakby tłumił westchnięcie albo ziewnięcie. A może obie te rzeczy naraz. – Na przykład do przyjaciela albo jakiegoś członka rodziny, albo wyskoczyła z kimś na drinka i zapomniała wam powiedzieć?

      Otwieram usta, by zaprzeczyć, ale Ingrid znowu mnie wyprzedza.

      – Sabine jest zbyt odpowiedzialna, by wyjść na całą noc bez telefonu, i zawsze do mnie dzwoni. Zawsze. Właśnie stąd wiem, że coś się jej stało. Coś złego.

      Odwracam się do detektywa ze zbolałym uśmiechem.

      – Ingrid ma prawo się martwić. To niepodobne do Sabine, żeby nie powiadomić któregoś z nas, gdzie jest. Ich ojciec nie żyje, a matka mieszka w domu opieki w Oakmont. Jedynym miejscem, do którego mogłaby się udać, jest dom jej siostry.

      – Czy któreś z was dzwoniło do Oakmont, tak dla pewności?

      – Ja – mówi Ingrid. – Jedna z pielęgniarek rozmawiała z nią wczoraj przez telefon, ale pozostali członkowie personelu nie widzieli jej od tygodni.

      Detektyw odwraca kartkę i dużymi literami zapisuje na następnej stronie OAKMONT. Wskazuje na kuchnię, w której nadal palą się światła, pomimo faktu, że jest wczesny ranek.

      – Może usiądziemy?

      – Oczywiście. – Robię zamaszysty ruch ręką w stronę drzwi, zupełnie jak Vanna White, prezenterka telewizyjna z Koła fortuny. Zapraszamy do kuchni.

      Ingrid od razu podchodzi do stołu i siada na tym samym krześle co poprzednio, plecami do ściany, z dłońmi złożonymi na bloczku papieru. Detektyw Durand wybiera moje krzesło u szczytu stołu. To mężczyzna nawykły do dowodzenia.

      – Napije się pan czegoś, detektywie? Chyba mam w lodówce puszkę coli. Jeśli pan woli, mogę zaparzyć świeżej kawy.

      Przyznaję, że moja propozycja nie jest całkiem bezinteresowna. Pizza zjedzona zeszłego wieczora sprawiła, że potwornie chce mi się pić, a pokazanie, że jestem zarówno pomocny, jak i otwarty, wcale nie jest złym pomysłem. Jak na razie nie wspomniał ani słowem, że mnie podejrzewa, ale z drugiej strony nie odzywał się zbyt często.

      – Napiję się wody – mówi Ingrid, a ja piorunuję ją wzrokiem ponad głową detektywa.

      – Czy zanim wezwaliście policję, któreś z was dzwoniło do przyjaciół pana żony? Albo kolegów z pracy?

      Wyjmuję trzy szklanki z szafki obok zlewu.

      – Był środek nocy. Nie chciałem nikogo budzić. Jestem pewien, że moja żona nie pojechała do żadnego z nich. Prędzej udałaby się do siostry.

      – Jeffrey i ja nieczęsto się zgadzamy, ale tym razem ma rację. Sabine i ja rozmawiamy wiele razy w ciągu dnia. Znam jej rozkład zajęć. Przyjechałaby do mnie i powiedziałaby, gdyby miała zamiar wybrać się gdzieś indziej. Dlatego to takie pilne.

      Detektyw przygląda się jej z zainteresowaniem. Wyczuwam, że nie chodzi wcale o jej pewność, że jej siostrę spotkał jakiś tragiczny los, ale o pierwsze zdanie. Że ona i ja zwyczajnie się nie dogadujemy.

      Ingrid wyrywa kilka pierwszych kartek z bloczku i przesuwa je po stole.

      – To nazwiska i numery telefonów wszystkich osób, które według mnie mogły znać wczorajszy plan zajęć Sabine. Zostawiłam wiadomość każdemu, do kogo zdołałam się dodzwonić. Dołączyłam również rysopis Sabine, markę i model jej samochodu, adres e-mail i numer telefonu komórkowego. Jeśli poda mi pan swój numer, wyślę panu jej zdjęcie.

      Detektyw Durand przegląda notatki przez kilka sekund, po czym unosi wzrok i kiwa głową.

      – To bardzo pomocne, proszę pani. Świetny początek.

      Jego głos jest równie szczery co wyraz twarzy, a mnie opanowuje nagłe i nieprzyjemne uczucie, że Ingrid popisuje się przede mną, sprawiając, że wyglądam na nieprzygotowanego. A nawet obojętnego i nieczułego, choć jest wręcz odwrotnie. To ja pierwszy wszcząłem alarm. Ingrid ma wprawę w tym, żebym czuł się źle we własnym domu – choć uprzejmie wytknęła, że w rzeczywistości należy do Sabine. Przez nią wychodzę na nieroba i pasożyta.

      To zawsze wina męża. Szczególnie takiego jak ja – sfrustrowanego seksualnie i uzależnionego finansowo. Nie trzeba długo szperać, by odkryć nasze małżeńskie problemy. Ingrid o wszystkim wie. Ile czasu minie, zanim powie o nich detektywowi Durandowi?

      Napełniam szklanki wodą z kranu, czując nagłą chęć wydania się skorym do współpracy.

      – I co teraz? Jaki jest następny krok?

      – Wspomniał pan, że żona miała prezentację nieruchomości. Gdzie się odbywała? O której godzinie?

      – Nie mam pojęcia. Wiem tylko, że napisała, że wróci przed dziewiątą.

      Ingrid wpatruje się we mnie o sekundę za długo.

      – Prezentacja odbyła się o siódmej trzydzieści wieczorem. – Odwraca się w stronę detektywa. – Sabine jest główną agentką nieruchomości zajmującą się sprzedażą mieszkań w nowym kompleksie przy Linden Street. Wie pan, tym z kamiennymi kolumnami przy wejściu i wielkim, kolorowym banerem. Nie posiadam adresu domu, który prezentowała, ale znajdował się w obrębie tego kompleksu. Jej szefowa, Lisa, udzieli panu tej informacji. Jej nazwisko znajduje się na górze drugiej strony, ale będzie pan musiał namierzyć jej komórkę. Niestety, nie mam jej numeru.

      Rozdaję szklanki z wodą. Detektyw Durand nie patrzy na mnie, ale podskórnie wyczuwam jego osąd. Mąż i siostra nie są przyjaciółmi. Siostra jest lepiej poinformowana od męża.