na drugim piętrze, mamy cztery główne miejsca. Oraz jedno poboczne na dole. Jak widzicie, nie brakuje niczego.
Rozróżnienie na miejsca główne i poboczne zależało od sposobu dokonania zbrodni. Te poboczne odgrywały mniejszą rolę przy wyjaśnianiu dynamiki głównej akcji, ale mogły w zasadniczy sposób pomóc w ustaleniu motywu zbrodni.
Ponieważ Boris ani słowem nie wspomniał o miejscach pobocznych, Mila zadała sobie pytanie, co też mogło znajdować się na parterze.
Tymczasem lekarz sądowy poprowadził ich w kierunku pokoju Chrisa, szesnastoletniego syna Belmana.
Na ścianach afisze zespołów heavymetalowych. Kilka par sportowych butów. Sportowa torba leżąca w jednym z kątów. Komputer, telewizor plazmowy i półki z grami wideo. Na oparciu krzesła podkoszulka z nadrukiem gloryfikującym szatana. Ale prawdziwy wysłannik piekieł wcale nie przypominał tego przedstawionego na koszulce. Objawił się w tym pokoju w najmniej groźnej postaci, przyjmując rysy księgowego.
Jeden z techników przeprowadzał pomiary balistyczne między krzesłem obrotowym i ciałem, które leżało w przesiąkniętej krwią pościeli.
– Zwłoki mają dużą ranę postrzałową na brzuchu.
Mila przyjrzała się nasiąkniętym krwią ubraniom: ofiara zmarła wskutek wykrwawienia.
– Nie strzelił mu w głowę ani w serce – zauważyła. – Morderca wybrał brzuch, żeby przedłużyć agonię.
– Valin chciał się cieszyć tym widowiskiem. – Boris wskazał krzesło przed łóżkiem.
– Widowisko nie było przeznaczone dla niego – poprawiła go Mila. – Było dla ojca, który w swoim pokoju słuchał jego płaczów i krzyków. – Policjantka wyobraziła sobie przebieg tych długich męczarni. Ofiary zostały pozamykane w pokojach, w których rodzina przechowywała swoje najdroższe pamiątki, a które teraz zamieniły się w więzienne cele. Osoby pozostałe przy życiu wsłuchiwały się w to, co działo się z ich bliskimi, i drżały ze strachu, wiedząc, że niebawem spotka je taki sam los.
– Ten Valin musi być potwornym sadystą – zauważył Chang. – Prawdopodobnie poświęcił trochę czasu, żeby z nimi porozmawiać, zatrzymując się w każdym pokoju. Może chciał, żeby myśleli, że mają jakieś szanse na ratunek. Że jeśli powiedzą albo zrobią coś, co on im każe, ich los może się zmienić.
– Urządził im jakiś rodzaj procesu – dodała Mila.
– Lub raczej tortur – poprawił ją Chang.
Valin oddawał strzał i przechodził dalej. Tak zrobili również i oni. Pokój obok należał do dziewczyny – do dziewiętnastoletniej Lisy. Różowe zasłony i tapeta w fioletowe kwiatki. Chociaż nie była już małą dziewczynką, prawdopodobnie nie chciała zbytnio zmieniać swojego pokoju. Lalki i pluszowe misie współżyły tu z kosmetyczkami i szminkami. Świadectwa szkolne w towarzystwie zdjęć psa Pluto i disnejowskiej Syrenki dzieliły miejsce na ścianach z afiszami różnych zespołów rockowych.
Ciało dziewczyny leżało w dziwnej pozycji na jasnym dywaniku. Zanim została zabita, próbowała uciec, tłukąc szybę w oknie, ale w tej rozpaczliwej decyzji zabrakło jej odwagi, żeby zaryzykować skok z wysokości czterech metrów. Zaniechała tego, łudząc się, że morderca się nad nią zlituje: jej ciało znajdowało się w pozycji klęcznej.
– Kula trafiła ją na wysokości prawego płuca. – Chang wskazał ręką otwór wylotowy na plecach dziewczyny.
– Valin nie miał przy sobie ostrych narzędzi, prawda? – Mila zadała to pytanie, kierując się właściwym sobie przypuszczeniem.
– Żadnego kontaktu fizycznego – potwierdził Chang, domyślając się jej wątpliwości. – Przez cały czas utrzymywał dystans między sobą a ofiarami.
Chodziło o ważny szczegół. Fakt, że masowy morderca nie chciał ubrudzić sobie rąk ich krwią, świadczył o tym, że nie cierpiał na żadną psychozę. Przypomniało jej się słowo, które doskonale opisywało to, co wydarzyło się w tym domu.
Egzekucje.
Przenieśli się do trzeciego pomieszczenia, którym była łazienka. Koło drzwi leżała pani Belman.
Lekarz sądowy wskazał okno.
– Ono wychodzi na nasyp. W odróżnieniu od pokoi na tym piętrze, tutaj odległość od ziemi maleje do około dwóch metrów. Ta kobieta mogłaby wyskoczyć. Być może złamałaby sobie nogę, ale niekoniecznie, no i mogłoby się jej udać dotrzeć do drogi, żeby zatrzymać jakiś samochód i poprosić o pomoc.
Mila wiedziała jednak, dlaczego tego nie zrobiła. A dowodem na to był fakt, że zwłoki leżały obok drzwi. Domyślała się, że pani Belman chciała być przy dzieciach; pewnie płakała i błagała mordercę lub może głośno do nich wołała, żeby miały świadomość, że ich mama jest tutaj. Nigdy by ich nie opuściła, nawet po to, żeby szukać dla nich ratunku poza domem. Instynkt macierzyński przeważył nad instynktem przeżycia.
Morderca oddał bezlitośnie kilka strzałów w jej nogi. Także tym razem użył karabinu. Dlaczego zatem zabrał ze sobą rewolwer? Mila nie potrafiła tego wytłumaczyć.
– Jestem pewien, że ostatni etap tego obchodu nie sprawi państwu zawodu – zapewnił Chang. – Ponieważ to, co najlepsze, Valin zarezerwował dla ostatniej ofiary.
7
Sypialnia małżeńska znajdowała się w głębi korytarza.
W tym momencie było to królestwo eksperta laboratorium kryminalistycznego, starego Kreppa. Sterylny kombinezon nie zasłaniał mu jedynie twarzy, którą zdobiły stalowe kolczyki wbite w nos i jedną brew. Mila była zawsze pod wrażeniem eleganckiego sposobu bycia tego mężczyzny, który wyglądał jak mędrzec, ale miał też mnóstwo tatuaży i kolczyków. Jego ekstrawagancja była równa talentowi i kompetencji.
W pokoju panował bałagan. Najwyraźniej Thomas Belman próbował uwolnić się z zamknięcia, waląc wściekle meblami w drzwi.
Jego zwłoki leżały na łóżku, oparte plecami o wyściełane wezgłowie. Miał wybałuszone oczy i rozrzucone ramiona, jakby czekał na uwalniający pocisk. Otwór wlotowy znajdował się na wysokości serca.
W pokoju, nieco z boku względem grupy techników, stał mężczyzna, który podobnie jak Mila i Boris włożył tylko ochraniacze na buty, rękawiczki i czepek zakrywający włosy. Był w ciemnym garniturze, miał małe oczy i orli nos. Przyglądał się pracującym technikom, trzymając ręce w kieszeniach. Gdy odwrócił się w ich stronę, Mila rozpoznała go.
Gurevich dorównywał stopniem Borisowi, ale wszyscy wiedzieli, że jest jedynym oficerem, do którego Sędzia ma ślepe zaufanie. Dzięki wpływowi na szefową uważany był za szarą eminencję wydziału. Nieprzekupny karierowicz. Surowy i bezwzględny. I tak bardzo bezkompromisowy, że zasłużył na opinię podleca. Z tego powodu jego nieliczne zalety zamieniły się w wady.
Doktora Changa krępowała sama obecność inspektora, więc się pożegnał.
– Miłej zabawy, nie gniewajcie się, ale muszę się zająć wyniesieniem zwłok.
Boris ograniczył się do zignorowania swego kolegi, otrzymując w zamian to samo.
– A więc potwierdziła się twoja teoria? – zwrócił się do Kreppa.
Technik zastanawiał się przez chwilę nad odpowiedzią.
– Powiedziałbym, że tak. Zaraz wam to zademonstruję. – Rzucił okiem na Milę i uniósł jedną brew na powitanie, nie tracąc czasu na grzeczności.
Policjantka