Donato Carrisi

Hipoteza zła


Скачать книгу

Człowiekiem, którego życie było pasmem sukcesów, ale zakończył je w najgorszy sposób, jaki Mila mogła sobie wyobrazić – przyglądając się przed śmiercią, jak ginie jego rodzina.

      – Chodź, idziemy – zachęcił ją Boris.

      Dopiero wtedy uświadomiła sobie, że utknęła w progu. Po obszernym salonie, pośrodku którego stał wielki kominek, kręciło się co najmniej dwudziestu policjantów, którzy nagle obejrzeli się, żeby na nią popatrzeć. Rozpoznali ją. Niemal słyszała ich myśli. Tkwiła z zakłopotaniem w miejscu. Spuściła wzrok i przyjrzała się swoim nogom, które uporczywie nie chciały się ruszyć z miejsca. Odniosła wrażenie, że należą do kogoś innego. Jeśli wejdę, nie będę już mogła zmienić decyzji. Jeżeli zrobię ten krok, nie będę mogła zawrócić. I znowu wróciła ta sama mantra, napełniając ją lękiem.

      Jesteś w jego mocy. Należysz do niego. Wiesz, że to, co zobaczysz… spodoba ci się, powiedziała do siebie, uzupełniając zdanie w myśli.

      Jej lewa stopa poruszyła się. Mila znalazła się w środku.

      * * *

      Istnieje pewna kategoria masowych morderców, których żaden policjant nie chciałby napotkać na swej drodze. Taki morderca, wpadający w szał zabijania i określany angielskim terminem spree killer, dokonuje kilku rzezi w raczej krótkim czasie. Mógł to być przypadek Rogera Valina. Tymczasem uciekające minuty i godziny nie posuwały śledztwa do przodu. Dlatego w willi można było wyczuć wściekłość i niemoc. Mila przyjrzała się kolegom przy pracy. Oni nie mogą już nic zrobić dla tych, którzy nie żyją, dobrze to zapamiętaj, powiedziała sobie w duchu.

      Nienawiść, której ślady Roger Valin pozostawił w tym domu, niczym niewidoczna radiacja nadal wywierała mroczny wpływ na tych, którzy przybyli tu po masakrze.

      Nie zdając sobie z tego sprawy, policjanci zaczynali ulegać chęci odwetu.

      Było to to samo odczucie, jakie prawdopodobnie motywowało masowego mordercę i podsycało jego paranoidalne urojenia, aż w końcu chwycił do ręki karabin bojowy, aby precyzyjnie odmierzanym hukiem strzałów stłumić błądzące po jego głowie głosy, które go prześladowały i popychały do pomszczenia doznanych krzywd i upokorzeń.

      Koncentracja horroru znajdowała się na wyższych piętrach; przed wejściem na górę Mili polecono włożyć ochraniacze na buty i lateksowe rękawiczki oraz wręczono czepek, żeby schowała włosy. Podczas tych przygotowań zobaczyła, że jeden z kolegów podaje Borisowi komórkę.

      – Tak, przyjechała, już tu jest – usłyszała jego głos.

      Założyłaby się o każdą sumę, że kolega inspektor rozmawia z Sędzią. W rzeczywistości nowa szefowa wydziału nie miała nic wspólnego z prokuraturą ani sądami. Chodziło o przezwisko nadane przed laty w celu wyśmiania jej surowej miny. Zamiast się obrazić, Sędzia przyjęła ten żart tak, jakby to był zasłużony tytuł. W miarę jak wspinała się po szczeblach hierarchii, kpina tkwiąca w przezwisku stopniowo zanikła i zastąpił ją lękliwy szacunek, z jakim za każdym razem je wymawiano. A w czasie jej niepowstrzymanego awansu autor tego żartu musiał żyć w strachu, że prędzej czy później za to zapłaci. Sędzia nie okazywała jednak urazy wobec swych wrogów, ponieważ wolała trzymać ich w dręczącej niepewności.

      Mila i Sędzia spotkały się tylko raz, gdy cztery lata wcześniej ówczesny szef wydziału Terence Mosca miał zawał i musiał ustąpić ze stanowiska. Nowa szefowa złożyła krótką wizytę w Przedpieklu, żeby przedstawić się pracującym w nim ludziom, zachęcić ich do pracy i zaoferować stałą pomoc. Potem już nic. Aż do tego ranka.

      Boris rozłączył się, dokończył nakładanie odzieży ochronnej i podszedł do niej.

      – Gotowa?

      Weszli do małej windy, która łączyła trzy piętra domu – bardziej luksusowy dodatek niż konieczność. Inspektor wsunął na głowę słuchawki i czekając, aż dostanie z góry pozwolenie na wejście, znowu odwrócił się do niej.

      – Dziękuję, że przyjechałaś.

      Mila nie miała jednak ochoty na wymianę grzeczności.

      – Opowiedz mi, co tu się stało wczoraj wieczorem.

      – Około dziewiątej siedzieli przy stole, przynajmniej zgodnie z tym, co zapamiętał Jes, nasz mały świadek. Pokój jadalny jest na pierwszym piętrze, wychodzi na werandę na tyłach domu. Valin nadszedł od strony lasu, dlatego nie zobaczyli go, gdy wchodził po zewnętrznych schodach. Chłopiec powiedział, że w pewnej chwili zauważyli za oszklonymi drzwiami stojącego bez ruchu mężczyznę, ale z początku nikt nie był w stanie pojąć, co on tam robi.

      Nie wpadli od razu w panikę, pomyślała Mila. Po prostu przestali rozmawiać i odwrócili się wszyscy, żeby na niego spojrzeć. W sytuacjach zagrożenia najczęstszą reakcją nie jest obawa, lecz niedowierzanie.

      – Belman podniósł się więc od stołu i poszedł mu otworzyć, żeby się dowiedzieć, czego chce.

      – Sam mu otworzył? Nie zauważył karabinu?

      – Z pewnością tak, ale myślał, że wciąż jeszcze panuje nad sytuacją.

      Typowe dla ludzi mających władzę. Myślą, że zawsze mogą decydować o wszystkim. Thomas Belman nie był w stanie przyjąć do wiadomości, że ktoś może narzucić mu reguły gry, zwłaszcza w jego własnym domu. Nawet jeśli ten ktoś miał w ręku półautomatyczny karabin Bushmaster .223. Jako sprawny człowiek interesów natychmiast podjął negocjacje, tak jakby naprawdę miał do zaoferowania propozycję nie do odrzucenia.

      Ale Roger Valin nie przyszedł tu, by negocjować.

      W tym momencie Mila zauważyła, że Boris podniósł rękę do słuchawki. Prawdopodobnie z góry dawali mu wolną drogę. I rzeczywiście, zaraz potem odwrócił się do tabliczki z przyciskami i nacisnął guzik drugiego piętra.

      – Dzwoniący chłopiec powiedział tylko, że Valin zaczął strzelać – podjął inspektor, kiedy winda ruszyła. – W rzeczywistości sprawy nie potoczyły się właśnie w taki sposób. Na początku była krótka rozmowa, potem Valin zamknął Jesa w piwnicy, a pozostałym kazał wejść na górę.

      Przed dojechaniem na piętro kabina zwolniła, a Mila skorzystała z tej krótkiej chwili, żeby wziąć oddech.

      Zaczyna się, powiedziała sobie w duchu.

      6

      Drzwi windy się otworzyły.

      Oślepiły ich lampy halogenowe ustawione na stojakach w korytarzu – na miejscu zbrodni pracuje się przy opuszczonych żaluzjach albo zasuniętych zasłonach, ponieważ światło dzienne może wprowadzić techników w błąd. Dobrze pamiętała to wrażenie: jakby wchodziło się do lodowej groty. W tym przypadku efekt był tym silniejszy, że do maksimum podkręcono klimatyzację. Istniał jednak konkretny powód, dla którego panujący w ten wrześniowy ranek upał nie mógł mieć dostępu do pomieszczeń.

      Ciała jeszcze tu są, pomyślała. Są blisko.

      W korytarzu i między pokojami krążyli technicy z laboratorium kryminalistycznego. Kręcili się w białych kombinezonach po miejscu zbrodni, niczym milczący i zdyscyplinowani przybysze z kosmosu. Mila przekroczyła granicę między światem żywych i światem umarłych. Winda zamknęła się za jej plecami, żeby wrócić na dół, pozostawiając wrażenie, że nie ma już żadnych dróg ucieczki.

      Boris ruszył przodem.

      – Morderca nie zabił wszystkich w tym samym momencie. Rozdzielił ich, a potem wykończył po kolei.

      Doliczyła się na tym piętrze czworga drzwi.