Nadine Dorries

Matki z Lovely Lane


Скачать книгу

to będziemy mieć nowe sale operacyjne – oznajmiła.

      Wszystkie oczy skierowały się na nią.

      – Dlaczego tak uważasz? – zapytała Biddy. – Przełożona zawsze postawi na swoim. Doktor Gaskell zwykle daje za wygraną.

      – W tej sprawie nie ustąpi – zapewniła Betty. – Wygra na sto procent.

      Z Betty Hutch nikt się nigdy nie kłócił.

      – To dopiero owocna przerwa na kawę – stwierdziła Biddy. – Załatwiłyśmy sprawę z kucharką i wiemy, czy wygrają sale operacyjne, czy położnictwo. Najwyraźniej wiemy coś, czego przełożona pielęgniarek jeszcze nie wie.

      – To akurat zdarza się dość często – odparła Madge. – Na ogół wiemy, co się dzieje, zanim ona się o tym dowiaduje.

      Biddy raz jeszcze otworzyła torbę, żeby wyjąć papierosy.

      – A zauważyłyście, jaka wymęczona jest ostatnio Noleen Delaney? Jezu, jak ona wygląda. Jak duch.

      – Mijałam się z nią dzisiaj w szpitalu – powiedziała Madge. – Zawołałam ją, ale chyba nie usłyszała.

      – Pewnie szła do St Chad’s – domyśliła się Branna. – Spędza tam większość czasu, na kolanach. A wiecie, ta jej Mary to nawet palcem nie kiwnie. Powinna się wstydzić. Daje matce nieźle do wiwatu, a przecież Noleen ma jeszcze na głowie Paddy’ego. Mary powinna po szkole pomagać w domu, żeby jej biedna matka mogła w dzień odespać. A ta dziewucha całymi dniami przesiaduje u Maisie Tanner. Razem z Lorraine Tanner bawią się lakierami do paznokci i takimi tam. I ciągle oglądają się za chłopakami.

      – Ten cały Paddy to kawał gnojka. Na jej miejscu dałabym sobie z nim spokój – oznajmiła Madge.

      Biddy powoli traciła cierpliwość.

      – Trudno oczekiwać od człowieka, że wróci z wojny cały w skowronkach, skoro zostawił nogę na polu bitwy. Owszem, zrzędzi, ale nie z powodu nogi. To dlatego, że nie ma pracy. Mężczyzna bez pracy czuje się bezużyteczny. Prawda jest taka, że należało wcześniej coś z tym zrobić. Za długo zwlekałyśmy. Noleen jest u kresu sił. Jeśli wreszcie się nie ockniemy i nie spróbujemy jej pomóc, za chwilę będzie po niej.

      Elsie przeciągnęła zapałką po siarce i panie nachyliły głowy, żeby odpalić papierosy. Potem wszystkie skinęły potakująco.

      – Dessie chyba mógłby pomóc. Jakaś praca powinna się znaleźć. Przecież człowiek bez nogi też coś może robić.

      – Czy on potrafi pisać? – zapytała Madge.

      – Skąd mam wiedzieć? Do mnie żadnych listów nie wysyłał. Nie mam pojęcia. Tylko niech żadna z was się nie wygada przed Noleen, że o niej rozmawiałyśmy. Ona jest bardzo dumna. Bardzo! Nie zrozumie, co my tu robimy. Biedna kobieta, wyglądała na ledwo żywą. Od paru tygodni z nią nie rozmawiałam. Odkąd pracuje po nocach, już się nie widujemy. Na bingo też nie przychodzi, od kiedy Paddy wrócił do domu, a to już przecież kopę lat minęło. Nigdy nie prosiła o pomoc, zawsze robi dobrą minę do złej gry, ale tych worów pod oczami to się nie da w żaden sposób ukryć. Podobnie jak i tego, że zostały z niej tylko skóra i kości. W sumie mam do siebie żal. Musiało mnie zaćmić, że nie przejrzałam tych jej bredni.

      Od strony lady dobiegł je krzyk. Odwróciły głowy i zobaczyły, jak Hattie Lloyd niemal trzaska talerzem.

      – Nie zamierzam jeść tego… paskudztwa! – wrzasnęła. – To stworzenie jeszcze żyje. Patrzcie, rusza nogami.

      W garkuchni zapadła cisza. Na oczach wszystkich kucharka wyłoniła się zza lady, żeby pozbierać kawałki talerza z podłogi. Młoda dziewczyna stała niewzruszona w tym samym miejscu. Wcale nie tak rzadko się zdarzało, że ktoś znajdował w jedzeniu coś, czego tam nie powinno być. Różne stworzenia szwendały się po najciemniejszych kątach szpitala, można je było spotkać zarówno na portierni, jak i w kuchni. Kucharka jak gdyby nigdy nic przyrządziła kolejną kanapkę.

      – Teraz to ja już tego nie chcę! – krzyknęła Hattie. – Straciłam apetyt.

      Kobiety spojrzały tylko po sobie, żadna nic nie powiedziała. Uśmiechały się półgębkiem. Ciszę przerwała dopiero Biddy.

      – Przeuroczo – powiedziała. – Przecież nikomu milszemu to nie mogło się przydarzyć. Patrzcie, pielęgniarki idą na przerwę. Widać już jesteśmy spóźnione.

      Do garkuchni weszła Pammy Tanner w towarzystwie Victorii Baker i Beth Harper.

      – Siostry Brogan z nimi nie ma – stwierdziła Branna.

      – Nie, ale wiecie co? – zagadnęła Madge, chowając papierosy do torebki i zatrzaskując zamek. – Pewnie słyszałyście, że przełożona pielęgniarek pozwoliła siostrze Brogan opiekować się doktorem Davenportem na męskim oddziale ortopedycznym po zakończeniu jej zmiany? No, a ponoć kiedy wypuszczą go do domu, przełożona pozwoli jej pojechać z nim do Bolton, bo on stamtąd pochodzi. Słyszałam, jak rozmawiała o tym przez telefon z bratem doktora Davenporta. Wiecie, który to… Facet siostry Baker. Jest prawnikiem. I to nie byle jakim! W każdym razie siostra Brogan ma stąd wyjechać, biedaczka. Moim zdaniem długo jej przyjdzie siedzieć przy łóżku doktora Davenporta.

      – No cóż, to dopiero będzie sprawdzian prawdziwej miłości, co? – odparła Branna. – Ja bym własnymi rękami ukatrupiła mojego męża, gdybym musiała przesiadywać przy jego łóżku i gapić się na tę jego brzydką mordę.

      – Wszystkie mamy tak samo – rzuciła Elsie.

      – Co ty wygadujesz, Elsie? – zdziwiła się Biddy. – Przecież ty świata poza swoim mężem nie widziałaś, póki żył.

      – O Jezu, nie o mojego mi chodziło. On to był prawdziwy skarb. Mam na myśli tego jej bezużytecznego tłuściocha. Zabiłabym się, gdybym musiała przesiadywać przy jego łóżku. I zgadzam się z tym, co powiedziała.

      Branna żachnęła się z urażoną miną.

      – Chwileczkę – zaczęła, by zaprotestować, gdy nagle odezwała się Betty Hutch. A ponieważ zwykle milczała, skupiły uwagę na niej.

      – Moim zdaniem to wszystko może wyglądać zupełnie inaczej, niż nam się wydaje. Chociaż siostra Brogan teraz się cieszy, że pomoże mu przetrwać najtrudniejsze chwile, to za kilka miesięcy sprawy mogą przybrać zupełnie inny obrót. Tak myślę. To ten typ, który pewnego dnia może nas jeszcze zaskoczyć.

      Nic więcej nie powiedziała, po prostu ruszyła ku drzwiom.

      – O czym ona mówi, Biddy? – zapytała Elsie.

      Wpatrywały się w plecy wychodzącej Betty.

      – Nie mam pojęcia, ale ta to ma głębokie przemyślenia.

      Po tych słowach wróciły do swoich zajęć, długo jednak rozpamiętywały słowa Betty.

      O wpół do dziewiątej przełożona pielęgniarek była gotowa do wyjścia.

      – Niedługo będę z powrotem, Blackie. Tylko rzucę okiem na te nieistniejące stworzenia, które zdaniem doktora Gaskella kolonizują szpital – powiedziała i dała psu ciasteczko.

      Blackie przewrócił się na grzbiet i wyciągnął ku górze wszystkie cztery łapy, najwyraźniej oczekując głaskania po brzuchu.

      – Nie teraz, piesku. Jak tylko wrócę z tego absurdalnego polowania na robactwo, zabiorę cię na spacer. Później.

      Blackie czujnie usiadł. Na dźwięk swojego ulubionego słowa zastrzygł uszami i nachylił się do przodu, lekko przy tym przekrzywiając głowę.

      Mroczne wnętrze saloniku przełożonej pielęgniarek wypełniło się światłem reflektorów austina, którym doktor Gaskell podjechał właśnie