CID z Quantico.
– Elita – rzekł Demirjian. – Trafia się tam z nominacji, nie z wyboru.
– Tak jest, sir.
Starszy mężczyzna zbył tę formę machnięciem ręką.
– Kiedy nosiłem mundur, nie tytułowano mnie „sir”, bo nie byłem oficerem. A już teraz z pewnością na to nie zasługuję, chorąży Puller.
– Był pan pierwszorzędnym SFC[3]. Tato zawsze to powtarzał. A jak pan wie, trudno było go zadowolić. I proszę mi mówić po imieniu.
Demirjian się rozejrzał.
– Pamiętam, jak przyszedłem do was na barbecue. Ty i twój brat biegaliście po całym podwórku, udając żołnierzy. Miałeś żołnierkę we krwi.
– Był pan dobrym przyjacielem ojca. I naszej rodziny.
– John, dla twojego ojca rozbiłbym głową mur. A niech to, właściwie nawet to zrobiłem. Przebiłem się przez ścianę ognia, ostrzał z moździerzy, a nawet napalm zrzucany przez naszych lotników. W Wietnamie fundowano nam takie rozrywki mniej więcej pięć razy dziennie. Twój tato za każdym razem był przy mnie. Miał już wtedy stopień podpułkownika. Nie musiał ganiać z takimi żółtodziobami jak ja. – Demirjian dotknął palcami brody i ciągnął: – Kiedy dostał drugą gwiazdkę, zrobili go dowódcą Sto Pierwszej Dywizji. Moim skromnym zdaniem Krzyczące Orły nigdy nie miały lepszego. A gdy przypięli mu trzecią, stanął na czele korpusu.
– To się nazywa kariera – skomentował Puller. Poczuł się odrobinę niezręcznie, nie wiedział bowiem, do czego zmierza ta wyliczanka kolejnych awansów ojca.
Demirjian wbił wzrok w ziemię.
– Nie mam pojęcia, co Lyndzie strzeliło do głowy. Miesiąc temu przeniesiono ją do części hospicyjnej ośrodka. To wtedy mi oznajmiła, że chce powiadomić władze. O mało nie dostałem zawału. Błagałem, żeby dała sobie spokój. Wywlekać historie sprzed trzydziestu lat? Kto będzie cokolwiek pamiętał? Na dodatek przy obecnym stanie twojego ojca, który przecież nie może się bronić…
– Więc pan o tym wie?
Demirjianowi zapadła się twarz.
– Odwiedziłem go w szpitalu.
– Nie wiedziałem.
– Jakiś rok temu. Nie był sobą. Ale mnie rozpoznał. Pamiętał trochę z dawnych czasów.
– Wtedy jeszcze tak. Teraz już nie za bardzo.
Demirjian pokręcił głową.
– Twardy ze mnie sukinsyn, ale wychodziłem stamtąd, płacząc jak bóbr. Widok twojego taty w takim stanie…
Puller milczał. Czekał, aż mężczyzna się uspokoi, otrze wilgotne oczy i podejmie wątek.
– Lynda nie dawała jednak za wygraną. Gdybym ja odmówił, poprosiłaby kogoś innego. Tak powiedziała. No więc uznałem, że z dwojga złego lepiej, żeby wyszło to, że tak powiem, spod mojej ręki. – Podniósł wzrok na Pullera. – Pokazali ci list?
– Pokazali.
– No cóż… Bardzo złagodziłem ton, choć z pewnością i tak doznałeś szoku. Ale jej słowa brzmiały dużo ostrzej niż te, których użyłem. Czułem się trochę tak, jakbym zdradzał własną żonę.
– Sytuacja byłaby niezręczna dla każdego, panie Demirjian, a zwłaszcza dla pana. Nie zazdroszczę.
– Nie chciałbym, żebyś choć przez sekundę myślał, że zgadzam się w tej sprawie z żoną, bo tak nie jest. Ale ona umiera, John, a bardzo jej na tym zależało. Nie miałem zamiaru otwierać puszki Pandory. Twój tato jest ostatnim człowiekiem na ziemi, którego chciałbym skrzywdzić. Tylko że, jak już mówiłem, gdybym nie zrobił tego ja, Lynda znalazłaby kogoś innego.
– Rozumiem. – Puller zamilkł i ostrożnie dobierał słowa, nim zadał pytanie. – Myśli pan, że dałoby się z nią porozmawiać?
– Spodziewałem się, że o to zapytasz.
– Jeśli miałbym ją tym wytrącić z równowagi, to zrezygnuję. Mówię szczerze.
– W tej chwili raczej niewiele rzeczy mogłoby ją zdenerwować. Twarda z niej kobieta. Ja nosiłem mundur, ale to ona wychowała siedmioro dzieci z pensji szeregowego żołnierza. W zasadzie samodzielnie, bo mnie wiecznie nie było. Kiedy dzieciaki dorastały, przeprowadzaliśmy się czternaście razy. Zastanawiam się, które z nas jest prawdziwym twardzielem.
– Więc mogę z nią pomówić?
– To ona wszystko zaczęła. Tak ja to widzę. Teraz trzeba pójść za ciosem. Przecież to twój tato. Masz prawo wiedzieć.
– Dziękuję.
– Uprzedzę ją. Przyjedź trochę później. Lynda potrzebuje teraz sporo czasu, żeby zacząć jako tako funkcjonować. Podaj mi swój numer telefonu, wkrótce do ciebie zadzwonię.
Puller tak zrobił.
W drodze do samochodu Demirjian poprosił jeszcze:
– Pozdrowisz ode mnie tatę, kiedy się zobaczycie?
– Oczywiście.
– On o tym nie wie, prawda?
– Nie. Zresztą nie sądzę, by obecnie coś z tego pojmował.
– Może to i lepiej.
– Pewnie tak – przyznał Puller.
– Jestem przekonany, że śledztwo całkowicie oczyści twojego tatę z wszelkich zarzutów.
Wsiadając do chevroleta, Puller nawet w połowie nie był tego tak pewien, jak ten stary żołnierz.
9
Po powrocie do motelu Puller zadzwonił do brata. Robert odebrał telefon po drugim sygnale.
– Proszę, tylko mi nie mów, że prowadzisz śledztwo – rzucił natychmiast.
– Witaj o poranku, mój duży bracie.
– U mnie już popołudnie. Gdzie jesteś?
– W Wirginii.
– No jasne. A gdzie konkretnie? Czy przypadkiem nie w Fort Monroe?
– Śledzisz mnie przez satelitę?
– Nie, ale mogę to wdrożyć. Albo namierzać cię przez chipa w twoim telefonie. Oszczędź mi więc papierkowej roboty i czasu i powiedz mi to osobiście.
– Właśnie rozmawiałem ze Stanem Demirjianem.
– Och, przypadkowo się na niego nadziałeś – skomentował sarkastycznie Robert.
– Akurat tak się składa, że i owszem. Przyjechałem się rozejrzeć po naszych starych kątach i tam go spotkałem.
– Jaja sobie robisz.
– Jeszcze dzisiaj mam porozmawiać z jego żoną. Jest w hospicjum.
– A na co właściwie liczysz?
– Na przykład na uzyskanie jakichś odpowiedzi.
– CID da ci popalić, jeśli się dowie, że wtykasz nos do tej sprawy.
– Nie dostałem rozkazu niemieszania się do tego. Poza tym nie przyjechałem tu służbowo. W końcu chodzi przecież o mojego tatę, nie widzę więc powodu, dla którego nie mógłbym sam tego rozpracowywać.
– Wiesz, że wojsko nie uwzględnia takiego rozróżnienia. Nosisz mundur, nie masz życia osobistego. Twoim życiem jest armia.
– Mimo wszystko zamierzam porozmawiać z panią Demirjian.
– A ona ci powie, że