Puller był pewien, że zarówno ojciec, jak i brat uważali, że Jacqueline Puller ich porzuciła i uciekła do nowego, lepszego życia.
Zawsze to lepiej, pomyślał, niż gdyby miała zginąć z rąk ojca.
Ale nie zostawiła przecież żadnego listu, nie zabrała ze sobą ubrań ani innych rzeczy. Przygotowała dla nich kolację, załatwiła opiekę i wyszła, żeby już nigdy nie powrócić.
Puller jako śledczy wiedział, że kiedy ludzie planują odejście – a miał w swej karierze do czynienia z niejednym takim przypadkiem – zwykle zostawiają jakąś wiadomość. Jeśli odchodziła matka, zawsze zabierała dzieci ze sobą. Wraz z walizką wypakowaną ubraniami oraz innymi niezbędnymi rzeczami. Zazwyczaj brała też samochód. Czyściła konta w banku i wypłacała z bankomatów maksymalne limity.
Jego matka nie zrobiła ani jednej z tych rzeczy.
Wierzył, że miała zamiar wrócić jeszcze tego samego wieczoru, ale coś ją zatrzymało.
Albo ktoś.
Przeczytał raport słowo po słowie, strona po stronie. A potem jeszcze dwukrotnie.
Przesłuchano stosowne osoby. Otrzymano odpowiedzi.
Sprawdzono kilka luźno powiązanych ze sprawą wątków.
I tyle.
Sromotna porażka.
Po niespełna dwóch tygodniach.
Puller zastanawiał się, czy to, że mężem zaginionej był jego ojciec, wpłynęło w jakiś sposób na skrócenie i okrojenie śledztwa. Może komuś w CID przyszło na myśl, że Puller senior mógł maczać w tym palce, i dlatego nie chcieli się zagłębiać?
Trzydzieści lat temu na przemoc domową patrzyło się inaczej. Damskim bokserom dawano czas na ochłonięcie, po czym odsyłano ich z powrotem do maltretowanych żon, zbyt przerażonych, by wnieść oskarżenie. Tolerowano wówczas to, co obecnie jest wyraźnie sprzeczne z prawem. Puszczano oko, kiwano głową, odwracano wzrok.
Puller przypuszczał, że trzy dekady wstecz w placówkach wojskowych obowiązywały inne zasady niż obecnie. Żeby jednak oddać sprawiedliwość – CID nie wiedział wówczas, że Puller senior wrócił do domu dzień wcześniej i mógł być zamieszany w zniknięcie żony. Nie należał do grona podejrzanych.
A teraz, formalnie rzecz biorąc, tak.
Puller wyjął notes i długopis.
Musi zdobyć od Carol Powers nazwisko jakiejś przyjaciółki matki, z którą mógłby porozmawiać. Może dzięki temu trafi na inny trop.
Trzeba prześledzić ruchy matki w dniu jej zaginięcia.
Sprawdzić, czy w pogłosce, jakoby miała zamiar odejść od męża, jest choćby ziarno prawdy.
Dowiedzieć się, dlaczego tamtego wieczoru ubrała się odświętnie. Szła na randkę? Na oficjalne przyjęcie? Jeśli tak, CID nie zdołał ustalić żadnych konkretów.
Odłożył długopis i zamknął oczy, skupiając uwagę na ostatnim dniu z matką. Twarz w oknie. Uśmiech. Wszystko wydawało się w porządku. Nie sprawiała wrażenia kobiety, która zamierza nagle odmienić swoje życie i porzucić rodzinę.
Puller otworzył oczy. Przekonał się nieraz, że czas nie tylko leczy rany, lecz także igra z pamięcią. Ludzie często ubarwiają wspomnienia, by dostosować je do takiej przeszłości, jaką chcieliby pamiętać.
Wyjął z portfela fotografię. Przedstawiała trzech Pullerów w rzędzie. John był najwyższy, ojciec tuż po nim, a mierzący sto osiemdziesiąt pięć centymetrów brat zamykał stawkę. Podeszły wiek oraz pogarszający się stan zdrowia ograbił Pullera seniora z kilku centymetrów, teraz zajmowałby zatem ostatnie miejsce.
Ale Puller patrzył na lewą stronę zdjęcia. Tam, gdzie stałaby jego matka, gdyby nadal z nimi była.
To jedyne rodzinne zdjęcie, które nosił przy sobie – kiedy walczył w dalekich krajach, podczas każdej misji wypełnianej w imieniu amerykańskiej armii, przy każdym śledztwie prowadzonym z ramienia CID.
Nie miał żadnych fotografii matki.
Ani żadnego na to wpływu.
Ojciec zebrał wszystkie i zniszczył.
Puller powoli odłożył zdjęcie, zamknął oczy i powrócił myślami do… tamtego dnia.
Twarz w oknie. On bawiący się na podwórku. Uśmiech.
Na czoło wystąpiły mu krople potu.
No, dawaj, John. Wydarzyło się coś jeszcze. Bobby to wie. Przedrzyj się przez tę blokadę we własnej głowie. Przypomnij sobie, jak było naprawdę.
Przez kolejne pięć minut wytężał umysł, zaciskając powieki aż do bólu.
Otworzył oczy.
Blokada nie ustąpiła.
Nie potrafił się przez nią przebić.
Wstał. Cóż, skoro głowa szwankuje, trzeba użyć nóg.
Prędzej czy później dotrze do prawdy. W ten bądź inny sposób.
14
Gdy szedł do samochodu, poczuł wibracje telefonu. Dzwoniła Carol Powers.
– Okej – zaczęła. – Zajęło mi to trochę czasu, ale w końcu odnalazłam Lucy Bristow.
– Lucy Bristow?
– Pewnie jej nie pamiętasz. Przyjaźniła się z naszymi mamami. Wszystkie udzielały się w kościele katolickim w Fort Monroe, St. Mary.
– No, no, szybko się uwinęłaś. Jak ci się to udało?
Roześmiała się.
– Kobiety działają inaczej niż mężczyźni. Zachowujemy numery telefonów i adresy, a nasze rozmowy są nieco bardziej wyrafinowane niż pogawędki z kumplami od piwa i futbolu. Poza tym my staramy się utrzymywać ze sobą kontakty.
– Racja.
– Jest mniej więcej w wieku twojej matki. Tak na marginesie, twój ojciec był dowódcą jej męża. Właśnie z nią rozmawiałam. Mieszka teraz w Richmond. Nie tak znów daleko. Zgodziła się z tobą porozmawiać.
– Pamięta coś z tamtego dnia?
– Nie pytałam. Będzie lepiej, jeśli opowie ci o tym osobiście.
– Dziękuję, Carol. Jestem ci bardzo wdzięczny.
Podała mu dane kontaktowe, po czym się rozłączyła.
Puller zadzwonił do Lucy Bristow. Umówili się na spotkanie jeszcze tego samego dnia.
Ruszył na północny zachód, w stronę stolicy stanu Wirginia.
Czuł się trochę tak, jakby bawił się w ciepło-zimno. Im bardziej oddalał się od Fort Monroe, tym trop wydawał się zimniejszy. Założył, że bez względu na to, co stało się z jego matką, rozwiązanie tej zagadki znajduje się tutaj, na miejscu. Żeby jednak je odnaleźć, pojedzie wszędzie, gdzie tylko będzie trzeba.
Po pięciu minutach jazdy autostradą zawibrowała jego komórka. Rzucił okiem na wyświetlacz. Dzwonił jego dowódca, Don White.
Puller się zawahał, nie bardzo miał ochotę odebrać i usłyszeć coś, czego słyszeć nie chciał.
Wojskowa dyscyplina wzięła jednak górę. W wojsku jest tak, że jeśli dzwoni dowódca, to się zgłaszasz, choćby się waliło i paliło. W przeciwnym razie długo w armii miejsca nie zagrzejesz. Wylądujesz w wojskowej pace.
– Tak, sir?
– Puller, dzwonili do mnie z Dwunastego.
– Tak, sir.
– Powiadomili mnie,