Baldwina, zwykła sugestia, że Eleanor mogłaby się zgodzić z nim, nie z tobą, a ty już byłeś gotowy rozerwać oboje na kawałki. – Fernando przyjrzał się twarzy Matthew. – Co zrobisz, jeśli Diana będzie zajmować się potrzebami dzieci, a nie twoimi?
– Panuję nad sobą, Fernando.
– Szał krwi potęguje wszystkie instynkty wampira, aż są wyostrzone jak stal. Twoja zaborczość już jest niebezpieczna. Jak możesz być pewien, że będziesz w stanie nad nią zapanować?
– Chryste, Fernando. Nie mogę być pewien. Chcesz, żebym to właśnie powiedział? – Matthew przeczesał włosy palcami.
– Chcę, żebyś wysłuchał Marcusa, zamiast budować płoty i czyścić rynny – odparł Fernando.
– Ty też?! – wybuchnął Matthew. – To szaleństwo choćby myśleć o oddzieleniu się, kiedy Benjamin grasuje na wolności, a Kongregacja jest wściekła.
– Nie mówiłem o utworzeniu szczepu. – Fernando uważał, że pomysł Marcusa jest świetny, ale wiedział, kiedy zachować opinię dla siebie.
– Więc o czym? – Matthew zmarszczył brwi.
– O twojej pracy. Gdybyś się skupił na szale krwi, mógłbyś bez choćby jednego ciosu pokrzyżować plany Benjamina. – Fernando umilkł na chwilę. – Nawet Gallowglass uważa, że powinno się zbadać w laboratorium tę stronę z Księgi Życia, a przecież on nie ma pojęcia o nauce.
– Żadna z miejscowych uczelni nie ma laboratorium nadającego się do moich potrzeb – powiedział Matthew. – Widzisz, nie tylko kupowałem nowe rynny. Również rozpytywałem. I masz rację. Gallowglass nie ma pojęcia, o co chodzi w moich badaniach.
Podobnie jak Fernando.
– Z pewnością Miriam coś robiła, kiedy ciebie nie było. Raczej nie należy do osób, które siedzą bezczynnie. Jak możesz nie interesować się jej ostatnimi odkryciami?
– Powiedziałem jej, że mogą poczekać – rzucił burkliwie Matthew.
– Nawet wcześniej zgromadzone dane mogą się okazać użyteczne, teraz kiedy musisz brać pod uwagę żonę i bliźnięta. – Fernando wykorzystałby wszystko, nawet Dianę, żeby zmusić Matthew do działania. – Może nie tylko szał krwi wyjaśnia jej ciążę. Może ona i tamta czarownica z Jerozolimy odziedziczyły zdolność do poczęcia dziecka wampira.
– To możliwe – przyznał Matthew. Jego uwagę przyciągnął fioletowy mini cooper Sarah toczący się po luźnym żwirze. Odprężył się, trochę czerni zniknęło z jego oczu. – Naprawdę muszę wyrównać ten podjazd. – Z nieobecną miną obserwował nadjeżdżający samochód.
Diana wysiadła z samochodu i pomachała do nich. Matthew uśmiechnął się i odwzajemnił powitalny gest.
– Musisz znowu zacząć myśleć – stwierdził Fernando.
W tym momencie zabrzęczał telefon Matthew.
– Myślałam. – Miriam nigdy nie bawiła się w uprzejmości. Nawet ostatnie zagrożenie ze strony Benjamina tego nie zmieniło.
– Co za zbieg okoliczności – rzucił Matthew. – Fernando właśnie mnie ponagla, żebym robił to samo.
– Pamiętasz, jak w październiku ktoś włamał się do mieszkania Diany? Baliśmy się wtedy, że ten ktoś mógł szukać informacji genetycznych: włosów, paznokci, skóry.
– Oczywiście, że pamiętam. – Matthew przesunął dłonią po twarzy.
– Byłeś pewien, że to Knox i amerykańska czarownica Gillian Chamberlain. A jeśli był w to zamieszany Benjamin? – Miriam zrobiła pauzę. – Mam naprawdę złe przeczucia, Matthew. Jakbym obudziła się z miłego snu i odkryła, że pająk złapał mnie w sieć.
– Nie było go w jej mieszkaniu. Wyczułbym zapach. – Matthew mówił z pewnością siebie, ale w jego głosie pobrzmiewała nuta niepokoju.
– Benjamin jest za sprytny, żeby samemu się włamać. Wysłałby sługusa… albo jedno ze swoich dzieci. Jako ojciec potrafisz go wyczuć, ale wiesz, że u wnuków sygnatura zapachowa jest prawie niewykrywalna. – Miriam westchnęła z irytacji. – Benjamin wspomniał o czarownicach i o twoich badaniach genetycznych. Nie wierzysz w zbiegi okoliczności, pamiętasz?
Matthew pamiętał, że kiedyś coś takiego mówił… na długo przed poznaniem Diany. Mimo woli zerknął na dom. Potrzeba chronienia żony wynikała teraz z odruchu i instynktu. Odepchnął od siebie wcześniejsze ostrzeżenie Fernanda, że ma obsesję na jej punkcie.
– Miałaś okazję zbadać dokładniej DNA Diany? – W poprzednim roku pobrał od niej próbki krwi.
– A jak myślisz, co robiłam przez cały ten czas? Szydełkowałam kocyki, na wypadek gdybyś wrócił do domu z dziećmi, i płakałam z powodu twojej nieobecności? I tak wiem o bliźniętach tyle co wszyscy, czyli za mało.
Matthew pokręcił z żalem głową.
– Tęskniłem za tobą, Miriam.
– Nie. Bo następnym razem, kiedy cię zobaczę, ugryzę cię tak mocno, że będziesz miał bliznę przez lata. – Głos Miriam drżał. – Powinieneś był zabić Benjamina dawno temu. Wiedziałeś, że jest potworem.
– Nawet potwory mogą się zmienić – powiedział cicho Matthew. – Spójrz na mnie.
– Ty nigdy nie byłeś potworem. Powtarzałeś to kłamstwo, żebyśmy trzymali się z daleka.
Matthew nie zgadzał się z nią, ale nie drążył sprawy.
– Czego dowiedziałaś się o Dianie?
– Dowiedziałam się, że to, co sądziliśmy o twojej żonie, to prawie nic w porównaniu z tym, czego nie wiemy. Jej DNA jądrowe jest jak labirynt. Jeśli się w niego zagłębisz, zabłądzisz. – Miriam mówiła o jedynych w swoim rodzaju genetycznych odciskach palców Diany. – A jej DNA mitochondrialne jeszcze bardziej wprawia w konsternację.
– Odłóżmy na chwilę na bok DNA mitochondrialne. Ono powie nam jedynie, co Diana ma wspólnego ze swoimi żeńskimi przodkami. – Matthew zamierzał wrócić do tej kwestii później. – Chcę zrozumieć, co czyni ją wyjątkową.
– Co cię dręczy? – Miriam znała go na tyle dobrze, by usłyszeć to, czego nie mówił.
– Na początek jej zdolność do poczęcia moich dzieci. – Matthew wziął głęboki wdech. – A w szesnastym wieku Diana znalazła sobie towarzyszkę. Corra to smok ognisty.
– Towarzyszkę? Myślałam, że te historie o czarownicach i ich pomocnikach to ludzkie mity. Nic dziwnego, że jej gen przeobrażenia jest taki dziwny. Smok ognisty. Tylko tego nam trzeba. Zaczekaj. Jest na smyczy czy coś w tym rodzaju? Możemy dostać próbkę jego krwi?
– Może – odparł z powątpiewaniem Matthew. – Ale nie jestem pewien, czy Corra zgodzi się na pobranie wymazu z policzka.
– Zastanawiam się, czy ona i Diana są genetycznie spokrewnione… – Miriam urwała zaintrygowana możliwościami.
– Znalazłaś w chromosomie czarownicy u Diany coś, co wskazywałoby na to, że właśnie on rządzi płodnością? – zapytał Matthew.
– To całkiem nowa kwestia, a wiesz, że naukowcy zwykle nic nie znajdują, jeśli tego nie szukają – stwierdziła cierpko Miriam. – Daj mi kilka dni, a zobaczę, co odkryję. Jest w tym chromosomie tyle niezidentyfikowanych genów, że czasami się zastanawiam, czy ona w ogóle jest czarownicą. – Miriam się zaśmiała.
Matthew milczał. Nie mógł jej ujawnić, że Diana jest tkaczką, skoro nawet Sarah tego nie wiedziała.
– Coś przede mną ukrywasz –