w weekendy znikała z kampusu, żeby brać udział w demonstracjach na rzecz swobód obywatelskich. W niedzielę przed północą zakradała się z powrotem do akademika przez okno, pachnąc dymem i kipiąc z wściekłości.
– Świat musi się zmienić – szeptała gniewnie, wkładając koszulę nocną. – Może zniesiono niewolnictwo, ale nadal traktuje się dużą część Amerykanów jak niższą rasę, nie jak ludzi. Przez segregację rasową nie mogą nic osiągnąć. Mam tego serdecznie dość, Cecily…
W styczniu na domiar złego także w sferze działań dobroczynnych panował zastój. Cecily głównie siedziała w domu, zamknięta w czterech ścianach ze swoimi myślami. Nawet radio nie przynosiło pocieszających wieści. Hitler wygłaszał nadal swoje agresywne przemówienia, atakując ostro Brytyjczyków i żydowskich „podżegaczy”.
– Zima tego roku to nie najlepszy czas do życia – mruczała pod nosem Cecily. Spacerowała po spowitym mgłą Central Parku, żeby choć na trochę wyrwać się z domu.
Dorothea wyjechała do swojej matki w Chicago. Gdy Cecily siedziała z ojcem przy ogromnym stole w jadalni wychodzącej na zaśnieżony ogród, zastanawiała się, czy kiedykolwiek zdobędzie się na odwagę i zaproponuje, żeby w takich sytuacjach jedli kolacje przy małym stole w o wiele bardziej przytulnym pokoju porannym.
– Podoba ci się nowy wystrój? – zapytał Walter, biorąc łyk wina i wskazując na smukłe linie modnych mebli.
Dom przy Piątej Alei, budynek o imponującej kamiennej fasadzie wychodzącej na Central Park, został ostatnio przez Dorotheę urządzony od nowa w modnym stylu art déco. Cecily z początku sama nie wiedziała, co myśleć o tych zmianach. Miała wrażenie, że gdziekolwiek spojrzy, widzi swoje odbicie w lustrach, i tak naprawdę tęskniła za ciężkimi mahoniowymi meblami z dzieciństwa. W jej sypialni jedyną pozostałością z tamtych czasów był Horace, wiekowy miś.
– Wiesz, lubiłam, jak tu było dawniej, ale mama najwyraźniej cieszy się z tej odnowy – zaryzykowała.
– O tak, i to jest dobre.
Gdy ojciec umilkł, zdecydowała się poruszyć temat, który jej chodził po głowie.
– Czytałam wiadomości i chciałam cię o coś spytać. Dlaczego Hitler nadal podżega do wojny? Przecież dostał, czego chciał, w porozumieniu zawartym w Monachium.
– Bo, moja droga – zaczął Walter – to psychopata, w pełnym znaczeniu tego słowa. Nie ma poczucia winy, wstydu i wątpliwe, by trzymał się jakichkolwiek umów, które podpisał.
– A więc wojna w Europie jest możliwa?
– Kto wie? – Walter wzruszył ramionami. – Prawdopodobnie zależy to tylko od tego, co akurat ubzdura sobie Hitler. Pewnie zauważyłaś, że niemiecka gospodarka kwitnie. Hitler odwrócił trend. Niemcy mogą więc pozwolić sobie na wojnę, jeśli będzie miał takie widzimisię.
– Wszystko sprowadza się do pieniędzy, prawda? – Cecily westchnęła, obracając na talerzu kotlet jagnięcy.
– Wiele spraw tak, ale nie wszystko. No, a co ty dziś robiłaś?
– Nic. Absolutnie nic – odparła.
– Żadnych lunchów z przyjaciółkami?
– Tato, większość moich przyjaciółek to mężatki, są w ciąży albo już niańczą dzieci.
– Jestem pewien, że i ty niedługo będziesz w takiej sytuacji – pocieszył ją.
– Ja nie mam takiej pewności. Tato?
– Tak, Cecily?
– Zastanawiałam się, czy… biorąc pod uwagę, że małżeństwo na razie mi nie grozi… zgodziłbyś się jednak, żebym… – zebrała się na odwagę – podjęła jakąś pracę. Może znajdzie się dla mnie miejsce w twoim banku?
Walter otarł wąsy serwetką, złożył ją porządnie i odłożył obok talerza.
– Cecily, wiele razy już o tym mówiliśmy. I odpowiedź brzmi „nie”.
– Ale dlaczego? Wiele kobiet w Nowym Jorku pracuje. Nie czekają, aż pojawi się jakiś mężczyzna, który zwali je z nóg! Mam dyplom i chciałabym z tego skorzystać. Nie ma nic, co mogłabym robić w twoim banku? Ile razy umawiam się z tobą na lunch, widzę wychodzące od was młode kobiety, więc na pewno coś tam u was robią…
– Masz rację. To maszynistki, całymi dniami przepisują listy dyrektorów, potem liżą koperty, nalepiają znaczki i odnoszą do działu pocztowego. Czy to by ci odpowiadało?
– Tak! Przynajmniej robiłabym coś pożytecznego.
– Cecily, wiesz równie dobrze jak ja, że moja córka nie może pracować jako maszynistka w banku. Byłabyś przedmiotem kpin, a ja razem z tobą. To są dziewczyny z zupełnie innego środowiska niż nasze…
– Wiem, tato, ale dla mnie to się nie liczy. Chciałabym tylko… mieć jakieś zajęcie. – Cecily poczuła piekące łzy napływające jej do oczu.
– Moja droga, rozumiem, że zdrada Jacka zraniła cię i wytrąciła z równowagi, ale jestem pewien, że wkrótce pojawi się ktoś inny.
– A jeśli ja nie chcę wyjść za mąż?
– No to zostaniesz samotną starą panną z mnóstwem siostrzenic i siostrzeńców. – W jego oczach błysnęło rozbawienie. – Czy to dla ciebie pociągająca perspektywa?
– Nie… tak… to znaczy… w tej chwili naprawdę mi nie zależy. Ale po co było pozwalać mi studiować, skoro nigdy nie będę mogła wykorzystać swojego wykształcenia?
– Cecily, ta edukacja rozszerzyła ci horyzonty myślenia, dała wgląd w wiedzę, która pozwoli ci zabierać mądrze głos podczas przyjęć i kolacji…
– Jezu! Mówisz zupełnie jak mama. – Złapała się za głowę. – Dlaczego nie pozwolisz mi wykorzystać wykształcenia w bardziej produktywny sposób?
– Cecily, rozumiem, jak trudno jest zrezygnować ze ścieżki, do której ma się serce. Studiowałem ekonomię na Harvardzie, bo poszedłem w ślady dziadka i Bóg jeden wie jak wielu jeszcze przodków. Kiedy zdobyłem dyplom, marzyłem o podróżowaniu po świecie i zarabianiu na życie z dala od świata biznesu. Myślę, że widziałem siebie jako wielkiego białego myśliwego czy coś w tym rodzaju. – Zaśmiał się z żalem. – Oczywiście, kiedy powiedziałem ojcu, co planuję, popatrzył na mnie, jakbym zwariował, i postawił zdecydowane weto. W efekcie musiałem jak on pójść do pracy w banku i zająć miejsce w zarządzie.
Cecily patrzyła, jak ojciec urywa i bierze duży łyk wina.
– Sądzisz, że naprawdę bawi mnie to, co robię? – zapytał.
– Sądziłam, że tak. Przynajmniej pracujesz.
– Jeśli można to nazwać pracą. Tak naprawdę spotykam się z klientami i ich pozyskuję. Zabieram ich na lunche i kolacje i staram się, by czuli się dopieszczeni, a interesy prowadzi mój starszy brat. Ja jestem tylko uroczym skrzydłowym. I nie zapominaj, że od czasów kryzysu jest nam ciężej.
– Ale jak widać, bank przetrwał. Nadal mamy dość pieniędzy, prawda?
– Tak, ale zrozum, nasz dom funkcjonuje jak dawniej dzięki majątkowi odziedziczonemu przez matkę, nie mojemu. Pojmuję twoją frustrację, ale życie nie jest doskonałe. Trzeba stawiać czoło wyzwaniom i musimy starać się robić to jak najlepiej. A kiedy wyjdziesz za mąż i będziesz prowadziła dom, przynajmniej od razu będziesz w stanie zorientować się, gdyby pracujący dla ciebie ludzie próbowali cię naciągnąć. – Uśmiechnął się. – Jesteś stworzona na żonę, a ja, by stać murem za Victorem i patrzeć, jak doprowadza nasz