namówił go do niej Arkadiusz Mularczyk, kiedyś w PiS, potem w Solidarnej Polsce”51. Mularczyk urodził się w Raciborzu i studiował w Krakowie, gdzie ukończył Wydział Prawa i Administracji Uniwersytetu Jagiellońskiego. Zasiada w Sejmie od 2005 r. W ostatnich latach zdobył pewien rozgłos dzięki swoim kampaniom skierowanym przeciwko najbliższemu zachodniemu sojusznikowi Polski. Albowiem ze wszystkich działaczy prawicowego obozu władzy to Mularczyk najgłośniej domaga się „reparacji wojennych” od Niemiec. Chodziłoby o gigantyczne odszkodowania za drugą wojnę światową. Zatem wypada przypomnieć, że:
● druga wojna światowa skończyła się 75 lat temu;
● Polska zrzekła się roszczeń wojennych wobec Niemiec w 1953 r.;
● Niemcy ogromnie wsparły Polskę po upadku komunizmu, torując jej drogę do Unii Europejskiej;
● w 2004 r. rząd Marka Belki potwierdził zrzeczenie się roszczeń wobec Niemiec;
● w 2017 r. na potrzeby wewnątrzpolskiej debaty jeszcze raz to zrzeczenie potwierdził wiceminister spraw zagranicznych z ramienia PiS, Marek Magierowski52.
Mimo to poseł Mularczyk nie widzi powodów, by zrezygnować ze swojej działalności. Porównuje ją do wojny, i to do wojny długotrwałej. Oto, co powiedział we wrześniu 2019 r. rządowemu portalowi TVP:
„Postrzegam tę sprawę jako proces, który musi się toczyć przez dłuższy okres (…). Na pewno to nie będzie blitzkrieg [wojna błyskawiczna – przyp. red.], ale raczej proces rozłożony na zdobycie poparcia społecznego w Polsce i za granicą dla polskich roszczeń”53.
Jacy sojusznicy mieliby nas poprzeć w tej wojnie o niemieckie pieniądze? Zdaniem Mularczyka mogłaby to być Grecja, jak również południowoafrykańska Namibia54.
Jak widać, Arkadiusz Mularczyk potrafi szukać pomocników naprawdę daleko.
Jednak w 2005 r., gdy minister Ziobro zlecił mu napisanie projektu pewnej kontrowersyjnej ustawy, poseł Mularczyk poszedł na łatwiznę. Pomocy poszukał na swojej macierzystej uczelni. Tam trafił na nieznanego szerzej pracownika naukowego – Andrzeja Dudę.
Duda zgodził się pomóc Mularczykowi i Ministerstwu Sprawiedliwości w sprawie, która stanowiła pole minowe polskiej polityki (do dziś w dużej mierze nierozminowane). Prawnik z krótkim doświadczeniem przystąpił do zespołu, który tworzył ustawę lustracyjną – zatem zestaw ważnych i delikatnych procedur, za których pomocą sprawdza się ewentualną agenturalną przeszłość osób pełniących ważne funkcje publiczne. Chodzi o stwierdzenie, czy osoba ubiegająca się o istotne stanowisko pełniła w przeszłości funkcję pracownika lub konfidenta komunistycznych służb specjalnych PRL.
Ten moment w karierze Dudy ekscytuje licznych komentatorów. Jak wiemy, Andrzej Duda należał wcześniej do Unii Wolności. Przypomnijmy, że Unia Wolności:
● najgłośniej ostrzegała Polaków przed PiS i dyktatorskimi zapędami Jarosława Kaczyńskiego (w przeciwieństwie do Platformy Obywatelskiej, która rozważała projekt tak zwanego PO-PiS, czyli konserwatywno-liberalnej koalicji z PiS);
● najgłośniej protestowała przeciwko lustracyjnym pomysłom PiS, które uznawała za próbę rozpętania spiskowej histerii i „polowania na agentów”.
Jak to jest, pytają komentatorzy, że młody wychowanek Unii Wolności przyjął taką propozycję – i to od PiS?
Cóż, Duda nie był wychowankiem Unii Wolności. Był wychowankiem dwojga katolików gotowych widzieć w nim świętego młodzianka i świeckiego kapłana. A jego stryj Antoni Duda działał na rzecz Jarosława Kaczyńskiego od początku lat 90. Przynależność przyszłego prezydenta do Unii Wolności to był epizod, być może bunt młodzieńczy, być może wycieczka na obce tereny w poszukiwaniu korzyści, natomiast konserwatywny katolicyzm to był dom rodzinny. Gdy Arkadiusz Mularczyk trafił do Dudy, zapewne nie musiał go nawracać czy też urabiać. Duda był już „urobiony” – jeśli nie przez rodziców, to przez stryja.
Zostawmy jednak na chwilę kwestię sympatii politycznych. Spójrzmy na meritum sprawy. Czym od strony prawnej i praktycznej jest ustawa lustracyjna, pod której sztandarem Andrzej Duda wkroczył do polityki?
Akt prawny, którego współautorem był przyszły prezydent, stanowił szkodliwy bubel. Ustawa lustracyjna powstała w październiku 2006 r. i weszła w życie 1 marca 2007 r. Zanim jednak weszła w życie, już wymagała poprawek.
Dlaczego? Dzieło Dudy i kolegów zawierało podstawowy mankament, który spowodował całą serię kolejnych mankamentów. Ustawa nie chroniła praw osób, którym niesłusznie i publicznie zarzucano współpracę z komunistycznymi służbami. Nie rozwiązała jednego z głównych problemów, które powinna była rozwiązać, czyli problemu bezpodstawnych zarzutów tego rodzaju regularnie stawianych w mediach.
Dla osoby niesłusznie pomówionej proces cywilny o „ochronę dóbr osobistych” nie był najlepszym sposobem na oczyszczenie swego imienia. Zwykle trwał zbyt długo, podobnie jak sądowe procedury lustracyjne stosowane do roku 2006. Dlatego osoby pomówione liczyły, że nowa ustawa lustracyjna im pomoże. Jednak się zawiodły. Gdzie zatem miały się zwrócić? Może lepiej byłoby już wtedy założyć dla nich DudaPomoc?
W lutym 2007 r. – zatem na chybcika, tuż przed wejściem ustawy w życie – Sejm zaakceptował kilka zdań, które do ustawy lustracyjnej dopisali prawnicy prezydenta Lecha Kaczyńskiego. W zdaniach tych czytamy, że „Wniosek o wszczęcie postępowania może złożyć do sądu również osoba, która przed dniem wejścia w życie ustawy pełniła funkcję publiczną, o której mowa w art. 4, która została publicznie pomówiona o fakt pracy lub służby w organach bezpieczeństwa państwa lub współpracy z nimi w okresie od dnia 22 lipca 1944 r. do dnia 31 lipca 1990 r.”.
W ten sposób powstała procedura, którą nazywa się autolustracją. Prawnicy prezydenta Kaczyńskiego wprowadzili ją do ustawy, żeby naprawić fuszerkę Dudy i Mularczyka.
Niestety, ta nowelizacja stanowiła kolejną fuszerkę. Nie określała, w jakim terminie Instytut Pamięci Narodowej – gdzie przechowywane są archiwa komunistycznych służb – powinien przedłożyć sądowi swoje stanowisko.
Wyobraźmy to sobie. Ktoś został pomówiony. Pomówienie okrywa go niesławą, może nawet zniszczyć mu życie. Aby odzyskać dobre imię, ktoś taki idzie do sądu. Sąd prosi IPN o stanowisko w sprawie osoby pomówionej. IPN może nad tym stanowiskiem pracować miesiącami i latami. Nie wiadomo, jak pilnie, i nie wiadomo, jak długo. Przez cały ten czas osoba poszkodowana musi czekać, czekać, czekać… Gdzie wobec tego powinna się zwrócić? Znowu do DudaPomocy?
Ten piętrowy bubel Mularczyka i Dudy – jak również prawników Lecha Kaczyńskiego, którzy pośpiesznie próbowali załatać dziurę – już w roku 2007 został zakwestionowany przez Trybunał Konstytucyjny. Problemy związane z ustawą lustracyjną trwają do dziś. Jeszcze w 2019 r. Rzecznik Praw Obywatelskich interweniował w tej kwestii u prezesa IPN, prosząc go o wyznaczenie ram czasowych dla prokuratorów instytutu prowadzących dochodzenia autolustracyjne. Prezes odpowiedział, że takich ram nie wyznaczy…55
Co spotkało Andrzeja Dudę za tę fuszerkę? Nagroda. Bubel zaprowadził go na fotel wiceministra. „Duda pracował nad ustawą najpierw w zespole Mularczyka, później jako ekspert PiS w parlamentarnych komisjach. W środowisku akademickim UJ, przeciwnym lustracji w wykonaniu PiS, zaczął być uważany za czarną owcę. Ale wtedy nowy minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro szukał zastępców i Mularczyk podsunął mu kolegę z Krakowa” – pisze Aleksandra Pawlicka