Guillaume Musso

Będziesz tam


Скачать книгу

24. Ostatnia pigułka…

       Epilog

       Przypisy

      1  Okładka

      2  O książce

      3  Strona tytułowa

      4  O autorze

      5  Tego autora

      6  Strona redakcyjna

      7  Spis treści

      8  Motto

      9  Prolog

      10  1. Spotkanie pierwsze

      11  2

      12  3

      13  4

      14  5. Spotkanie drugie

      15  6

      16  7

      17  8

      18  9

      19  10

      20  11. Spotkanie trzecie

      21  12

      22  13. Spotkanie czwarte

      23  14. Spotkanie piąte

      24  15. Spotkanie szóste

      25  16

      26  17

      27  18

      28  19. Spotkanie siódme i ósme

      29  20. Spotkanie ostatnie

      30  21. Życie bez ciebie…

      31  22

      32  23

      33  24. Ostatnia pigułka…

      34  Epilog

      35  Przypisy

      Przynajmniej raz każdy zadał sobie to pytanie: gdybym mógł cofnąć czas, co zmieniłbym w swoim życiu?

      Gdybyśmy mogli zacząć wszystko od początku, jakie błędy pragnęlibyśmy naprawić? Jaki ból, jakie wyrzuty sumienia, jaki żal chcielibyśmy wymazać?

      Czy mielibyśmy dość odwagi, by nadać swojemu życiu nowy sens?

      Jeśli tak, to kim byśmy się stali?

      Dokąd byśmy poszli?

      I z kim?

      Prolog

      Północno-wschodnia Kambodża

      Pora deszczowa

      Wrzesień 2006

      Helikopter Czerwonego Krzyża wylądował o czasie.

      Miasteczko wzniesione na wysokim, otoczonym lasami płaskowyżu liczyło około setki prymitywnych zabudowań skleconych z otoczaków i gałęzi. Miejsce, odległe od turystycznych regionów Angkoru i Phnom Penh, wydawało się zagubione i nietknięte przez cywilizację. Powietrze przesycone było wilgocią, a wszystko wokół pokryte błotem.

      Pilot nawet nie wyłączył silnika. Miał za zadanie przewieźć do miasta członków medycznej misji humanitarnej. Nic prostszego, w normalnych warunkach. Niestety, był wrzesień i rzęsiste ulewy utrudniały sterowanie maszyną. Jeśli chodzi o zapasy paliwa, były ograniczone, niemniej wystarczały do przetransportowania całej ekipy do bezpiecznej przystani.

      Pod warunkiem że wszystko przebiegnie sprawnie…

      Dwaj chirurdzy, jeden anestezjolog i dwie pielęgniarki wybiegli z prowizorycznego ambulatorium, w którym pracowali od wczoraj. W ciągu ostatnich tygodni przemierzyli okoliczne wioski, lecząc – najlepiej jak było można – chorych dotkniętych malarią i gruźlicą oraz zarażonych HIV. Na tym skrawku ziemi, wciąż jeszcze nafaszerowanym minami przeciwpiechotnymi, opatrywali amputowane kończyny i zaopatrywali rannych w protezy.

      Na sygnał dany przez pilota czworo spośród pięciorga członków ekipy wpakowało się do helikoptera. Ostatni pasażer, mężczyzna około sześćdziesiątki, został nieco w tyle i spoglądał na grupkę Khmerów otaczających maszynę. Wyraźnie ociągał się z wejściem na pokład.

      – Musimy ruszać, doktorze! – krzyknął do niego pilot. – Jeśli nie wystartujemy natychmiast, nie zdąży pan na swój samolot.

      Lekarz kiwnął głową. Już zamierzał wsiąść do helikoptera, kiedy jego wzrok napotkał oczy dziecka trzymanego na rękach przez starca. Ile mogło mieć lat? Dwa? Najwyżej trzy. Jego mała twarzyczka była straszliwie zniekształcona przez pionową szczelinę przecinającą górną wargę. Deformacja wrodzona, skazująca je na odżywianie się przez całe życie wyłącznie zupą i papkami, uniemożliwiająca artykulację choćby najprostszego słowa.

      – Niech się pan pospieszy! – ponaglała jedna z pielęgniarek.

      – Trzeba zoperować to dziecko – odpowiedział lekarz, usiłując przekrzyczeć