zaufanymi członkami rodziny albo w błogiej samotności. W głębi pod swymi rozmaitymi lękami jesteś zaopatrzony we wszystko co trzeba. Nie musisz niczego udawać, wypracowywać żadnego wizerunku. Niczego ci nie brakuje takiemu, jakim jesteś. Wyobraź sobie, co by było, gdyby ten wizerunek ujawniał się w twojej pracy, związkach, szerokim świecie. Jak wszystko by wyglądało? Mógłbyś dzielić się swoimi pomysłami i opiniami. W końcu poczułbyś się swobodnie. Szerszym strumieniem mógłbyś łączyć się ze światem. Poczułbyś się komfortowo w swojej skórze. Czułbyś domową swojskość, kontakt i bliskość w każdym miejscu, do którego byś trafił.
Z książki Jak przestać się bać dowiesz się (wreszcie!), jak wprowadzić tę radę w czyn. Dowiesz się, dlaczego masz takie odczucia, jakie masz, a ponadto co z tym fantem począć, i zakończysz lekturę, dysponując zestawem nowych, lśniących narzędzi do wypróbowania. Rozproszymy mity, którym zapewne hołdujesz, i przełamiemy nawyki, których istnienia w sobie nawet nie podejrzewałeś.
Tak wielu z nas odczuwa lęk społeczny, że opracowano standaryzowane kwestionariusze w celu pomiaru tego doświadczenia. Jeśli podejrzewasz u siebie ździebko (lub więcej) takiego lęku, przyjrzyj się tym dwudziestu pięciu sytuacjom wyłuskanym z dwóch powszechnie używanych kwestionariuszy lęku społecznego1. Im więcej jest punktów, z którymi się zgadzasz, tym większy lęk społeczny w sobie nosisz w trakcie swojej życiowej podróży.
1 Robię się nerwowy, gdy mam rozmawiać z jakąś ważną osobą (nauczycielem, szefem itp.).
2 Trudno jest mi nawiązywać kontakt wzrokowy.
3 Robię się spięty, gdy muszę mówić o sobie lub swoich uczuciach.
4 Trudno jest mi zachować swobodę w kontaktach z ludźmi, z którymi pracuję.
5 Odczuwam napięcie, będąc sam na sam z tylko jedną osobą.
6 Obawiam się wypowiadać, bo mogę wypaść idiotycznie.
7 Mam opory przed zwrotem zakupionego towaru do sklepu.
8 Trudno jest mi powiedzieć, że nie zgadzam się z czyimś punktem widzenia.
9 Często martwię się tym, że nie będę wiedział, co powiedzieć w sytuacjach towarzyskich.
10 Mam tremę, wchodząc między ludzi, których dobrze nie znam.
11 Czuję, że podczas rozmowy powiem coś żenującego.
12 Gdy jestem w grupie, często boję się, że będę ignorowany.
13 Nie jestem pewien, czy pozdrawiać kogoś, kogo znam tylko przelotnie.
14 Czuję się niezręcznie, jeśli inni ludzie mogą mnie słyszeć, gdy rozmawiam przez telefon.
15 Jedzenie i picie czegoś w miejscach publicznych sprawia, że czuję się niezręcznie albo jestem spięty.
16 Czuję lęk, gdy występuję czy wypowiadam się przed publicznością.
17 Czuję się nieswojo, jeśli inni obserwują mnie podczas pracy, pisania czegoś, liczenia.
18 Robię się niespokojny, gdy mam zadzwonić albo napisać mail czy esemes do kogoś, kogo dobrze nie znam.
19 Mam trudności z zabieraniem głosu na zajęciach czy na zebraniu.
20 Wstydzę się skorzystać z publicznej toalety.
21 Trudno rozmawia mi się z osobami, które są według mnie atrakcyjne.
22 Jestem nerwowy podczas sprawdzianów i egzaminów.
23 Jestem zestresowany i pełen obaw, gdy robię imprezę czy organizuję jakieś wydarzenie.
24 Trudno jest mi oprzeć się sprzedawcy czy akwizytorowi.
25 Nie lubię być w centrum uwagi.
To tylko dwadzieścia pięć przykładów, ale jest ich znacznie więcej. Ci z nas, którzy odczuwają lęk społeczny, woleliby na przykład poddać się jednoczesnemu woskowaniu bikini i borowaniu zęba, niż rozgrzewać salę zebraną na evencie networkingowym. Niekiedy zwracamy się z prośbą do kolegi siedzącego przy biurku obok: „Spojrzysz, czy ten mail nie brzmi głupio, zanim go wyślę?”. Albo ogarnia nas lekka trema w siłowni, w sklepie spożywczym, w kolejce czy dowolnym innym miejscu, gdzie ludzie mogą nas lustrować. Czasem powtarzamy sobie w myślach treść składanego zamówienia, zanim podejdziemy do bufetu w barze, albo prośbę do biura obsługi klienta, zanim wykręcimy numer, a także historyjkę, którą chcemy się podzielić wieczorem na przyjęciu. I oczywiście staramy się wymknąć z tegoż przyjęcia bez żegnania się z kimkolwiek.
A to wszystko tylko w realu. O ile lęk społeczny kilkanaście lat temu zaledwie się tlił, o tyle oliwy do tego ognia dolały nowinki technologiczne. Dlaczego? Lęk jest zakorzeniony w niepewności, a cóż jest mniej jasnego niż współczesna komunikacja? „Dlaczego pojawiły się te trzy kropki, a potem… nic?”; „Dlaczego szef odpowiedział jednosłownym mailem?”; „Dlaczego przysłała mi esemes «Czy mogę zadzwonić?»?”; „A dlaczego on esemesuje: «Jestem Batmanem»?”.
Media społecznościowe jeszcze bardziej pogarszają sytuację. W badaniu przeprowadzonym przez Uniwersytet Pittsburski skupiono się na prawie dwóch tysiącach młodych ludzi w wieku od dziewiętnastu do trzydziestu dwóch lat i stwierdzono, że im intensywniej korzystali z mediów społecznościowych, tym większy był ich lęk społeczny. I nie chodziło o czas spędzany w mediach społecznościowych. Coś szczególnego było w samych mediach. Co konkretnie? Media społecznościowe to publiczny osąd społeczny, wsparty cyfrowym licznikiem aprobaty. Formowanie tożsamości i ugruntowywanie swojej samooceny są trudnymi zadaniami dla nastolatków i młodych dorosłych, więc sytuacja, w której koledzy obserwują ich i komentują dwadzieścia cztery godziny na dobę, czyni z mediów społecznościowych wyjątkowo trudne środowisko dorastania.
Bez względu na to, czy doświadczamy społecznego osądu online czy w realu, następnie robimy jedną z dwóch rzeczy: unikamy albo wytrzymujemy. W odróżnieniu od wielu słów z żargonu psychologicznego te dwa znaczą dokładnie to, co myślisz. Unikanie jest odpowiednikiem wetknięcia sobie palców do uszu i wołania na głos: „Nie słyszę cię! Nie słyszę cię!”. Uniki mogą wymagać sporo zachodu. Wykręcenie się chorobą oznacza, że następnego dnia trzeba pamiętać, by jeszcze trochę pokasływać; pójście dłuższą, ale mniej uczęszczaną drogą, zabiera więcej czasu; pojawienie się na spotkaniu w chwili jego rozpoczęcia, tak by nie trzeba było prowadzić kurtuazyjnych rozmów, wymaga wyczerpującej precyzji. Uniki mogą być jawne: niewybranie się na przyjęcie, pozwolenie, by odezwała się automatyczna sekretarka. Ale mogą być też ukryte – do tego stopnia, że sami możemy nie zdawać sobie z nich sprawy. Klasykiem jest nienawiązywanie kontaktu wzrokowego. Możemy też pójść na przyjęcie, ale przez cały czas bawić się z kotem gospodarzy lub sprawdzać esemesy na balkonie przed wymknięciem się do domu, by pooglądać Netflix i spałaszować miskę chipsów. I choć unikanie pozwala odczuć chwilową ulgę, niemal zawsze przychodzi po niej gorzki smak poczucia winy, wstydu, rozczarowania albo frustracji.
Dzięki uprzejmości Gemmy Correll.
http://www.agoodson.com/illustrator/gemma-correll/.
Z kolei wytrzymanie polega na zaciśnięciu zębów i przetrwaniu firmowej imprezy integracyjnej, prezentacji czy wesela. Niech Bóg ma w opiece pannę młodą, która będzie chciała wyciągnąć nas na parkiet – będziemy woleli zadźgać ją widelczykiem do ciasta, niż pląsać do Kaczuszek. Ci z nas, którzy to zniosą, zwykle wrócą do domu z nerwami w strzępach, tajemniczym bólem brzucha i obolałymi mięśniami twarzy po