Nina Majewska-Brown

Dwie twarze. Życie prywatne morderców z Auschwitz


Скачать книгу

align="right">

      Moją oblubienicą jest ojczyzna.

Adolf Hitler

      Mam świadomość, że będę tu pisała o powszechnie znanych faktach, uznałam jednak, że wspomnienie o nich ułatwi zrozumienie i uporządkuje wydarzenia, ideę powstania Waffen-SS i jego wpływ na historię, także historię obozów i panujące w nich realia.

      „Pierwszy ze zwiastunów szczęśliwego losu Hitlera ujawnił się trzynaście lat przed jego narodzinami. W 1876 roku mężczyzna, który miał zostać jego ojcem, zmienił nazwisko z Alois Schicklgruber na Alois Hitler. Można wierzyć słowom Adolfa, że za nic nie był tak wdzięczny, jak za porzucenie pospolitego wiejskiego nazwiska Schicklgruber. Bez wątpienia «Heil Schicklgruber» nie brzmiałoby jak pozdrowienie bohatera narodowego. (…)

      Ojciec Hitlera, Alois, urodził się we wsi Strones 7 czerwca 1837 roku jako nieślubne dziecko Marii Anny Schicklgruber, wówczas czterdziestodwuletniej kobiety, córki małorolnego chłopa Johanna Schicklgrubera, i tego samego dnia został ochrzczony (…) w pobliskim Döllerheim. W księdze metrykalnej w rubryce przeznaczonej na dane ojca dziecka pozostawiono wolne miejsce. (…)

      Plakat wyborczy Adolfa Hitlera (z archiwum prywatnego)

      Pięć lat później Maria Anna wyszła za Johanna Georga Hiedlera, pięćdziesięcioletniego pomocnika młynarza. (…). Małżeństwo przetrwało pięć lat. Maria Anna umarła w 1847 roku, a biedne życie Hiedlera zakończyło się nagle dziesięć lat później.

      Tuż po śmierci matki mały Alois został zabrany przez brata Johanna Georga, młodszego o piętnaście lat Johanna Nepomucka Hiedlera, i zamieszkał w jego średniej wielkości gospodarstwie w Spitalu. (…)

      Następnego dnia, trzydzieści dziewięć lat po jego przyjściu na świat, usynowienie Aloisa dokonało się ostatecznie, kiedy proboszcz parafii w Döllerheim przerobił wpis w księdze metrykalnej, wykreślając nazwisko «Schicklgruber», zastępując słowa «z nieprawego łoża» oraz wypełniając pustą dotychczas rubrykę nazwiskiem ojca «Georg Hitler». Chodziło o Johanna Georga Hiedlera, tego, który wiele lat wcześniej, w 1842 roku, poślubił matkę Aloisa i nie żył już od dziewiętnastu lat, ale który według trzech świadków ceremonii legitymacji (wszyscy mieli powiązania rodzinne) oraz według samego Aloisa uznał swoje ojcostwo. (…)

      Utrzymywano również, że forma nazwiska wybrana przez Aloisa w 1876 roku – «Hitler» – była wersją nazwiska «Hüttler» (…) raczej niż Hiedler (…). Formy «Hiedler», «Hietler», «Hüttler», «Hütler» i «Hitler» – oznaczające: «drobny posiadacz» – występują zmiennie w dokumentach z początku i połowy dziewiętnastego wieku i fonetycznie raczej nie były rozróżniane”16.

      Pojawienie się Adolfa Hitlera na politycznej scenie Europy było największym nieszczęściem (w dużym stopniu podyktowanym przypadkiem), jakie przydarzyło się Staremu Światu, i pociągnęło za sobą wiele konsekwencji, na długo przedtem, nim w marcu 1933 roku wojowniczo doszedł do władzy przy akompaniamencie muzyki antysemity Richarda Wagnera17 i przy brutalnej postawie bojówek SS.

      Ten urodzony 20 kwietnia 1889 roku, w pochmurną wielkanocną niedzielę, o godzinie osiemnastej trzydzieści w austriackim Braunau am Inn chłopak, pochodzący z prostej rodziny, karmiony piersią przez nadopiekuńczą matkę, jak głosi plotka, do czwartego roku życia, teoretycznie nie miał szans stać się kimś ważnym na scenie politycznej. Był czwartym dzieckiem: urodzony w 1885 roku Gustaw i o rok młodsza Ida zachorowali na dyfteryt i zmarli na przełomie 1887 i 1888 roku, kolejny syn, Otto, zmarł kilka dni po narodzinach. Trudno pojąć, dlaczego los ocalił właśnie to życie. Adolf miał w przyszłości zawładnąć umysłami tłumów i doprowadzić do najtragiczniejszej wojny w dziejach globu, choć nie był szczególnie utalentowany, bystry ani pilny, był za to leniwym, pozbawionym pasji, zapiekłym nieukiem. I gdyby nie szereg zbiegów okoliczności, pewnie niewielu by o nim usłyszało.

      Przez cztery lata (1900–1904) uczęszczał do szkoły realnej w Linzu, gdzie jego miejscem była ośla ławka. Z uwagi na bardzo kiepskie wyniki w nauce otrzymał świadectwo, ale pod warunkiem, że do szkoły już nigdy nie wróci, i tym samym został z niej najzwyczajniej w świecie relegowany. Usiłował kontynuować naukę w oddalonej o około 40 km szkole w Steyr, ale i tu nie wykazał się niczym szczególnym. Nawet nie przystąpił do matury. W dodatku na tle rówieśników zdawał się wycofany, zakompleksiony i pozbawiony poczucia własnej wartości.

      Jako samotnik najchętniej uciekał w swój wyimaginowany świat. Wmawiając sobie, że jest artystą i ma szansę się na tym polu wybić, zaczął parać się malarstwem, i to bynajmniej nie pokojowym. Aż trudno uwierzyć, że ten bezwzględny później człowiek, niczym romantyk, szczególnie upodobał sobie akwarele i to nimi malował mgliste górskie pejzaże, widoczki, miasteczka, ale też Maryję z Dzieciątkiem. Lubował się w pracach klasyków: Johannesa Vermeera, Hansa Thomy, Albrechta Dürera, Lucasa Cranacha. Pokładając wiarę w swój wyjątkowy talent, z uporem w latach 1907–1908 usiłował dostać się na wydział malarstwa na Akademii Sztuk Pięknych w Wiedniu, jednak i tu nie został doceniony. Za drugim podejściem nawet nie dopuszczono go do egzaminów.

      To była chwila, która mogła sprawić, że historia świata potoczyłaby się zupełnie inaczej – gdyby tylko został studentem. Ale tak się nie stało.

      Zapomoga tygodniowa (z archiwum prywatnego)

      Zamiast tego jeszcze bardziej sfrustrowany Adolf, siedząc w Wiedniu na garnuszku starej ciotki, imał się różnych drobnych prac, od murarki poczynając, na malowaniu pocztówek i obrazków kończąc. Jego artystyczna pasja dostała szansę od losu dużo później i znalazła upust w czasach, gdy był już znanym politykiem – zaprojektował logo i flagę NSDAP. Podobno już jako kanclerz miał też swój udział i wpływ na finalny projekt volkswagena garbusa.

      „Gdy Ferdinand Porsche, wybitny niemiecki konstruktor pojazdów, przedstawił Hitlerowi projekt popularnego «samochodu ludowego», czyli późniejszego Volkswagena «garbusa», Führer oświadczył, iż chciałby, aby samochód ów symbolizował «jedynkę z zerami». Czyli: masa wozu do 100 kg, pojemność silnika – do 1000 cm sześciennych, zużycie paliwa – do 10 litrów na 100 km, osiągalna prędkość – około 100 km/h, wytrzymałość pojazdu – co najmniej 10 lat, cena sprzedaży – poniżej 1000 marek. Do budowy prototypu wyznaczono zakłady Daimler-Benz. (…)

      Bagażnik musi być odpowiednio duży, a wyposażenie tak dobrane, żeby cała rodzina mogła wyjeżdżać na zieloną trawkę. (…)

      Hitler nakazał również takie uproszczenie konstrukcji samochodu, żeby «każdy niefachowiec mógł ją z łatwością poznać i własnymi siłami naprawić auto w razie awarii jakiegokolwiek zespołu» (…)

      Po ogłoszeniu zapisów na «samochód ludowy» okazało się, że obywatel Rzeszy może wpłacać tygodniowo na specjalną książeczkę ni mniej, ni więcej tylko 5 marek. Wyznaczona kwota 990 marek miała zostać zatem zgromadzona dopiero po blisko czterech latach. Do wybuchu wojny Niemcy wpłacili ogółem ok. 267 milionów marek na 336 tysięcy volkswagenów, ale wyprodukowano zaledwie 300 sztuk cywilnych wozów… Z taśm fabrycznych schodziły w ogromnych ilościach pojazdy wojskowe”