Anna Langner

Syreny


Скачать книгу

granice, okej? Ale jestem młoda, chcę się bawić i jeśli ktoś mi się spodoba, pójdę z nim na całość. A jeśli ma być z tego ekstrakasa, to czemu nie?

      Nie poznaję swojej przyjaciółki. Jeszcze kilka lat temu czytałyśmy romanse wykradzione potajemnie z szafy jej matki i żadna z nas nawet nie wymawiała głośno słowa „penis”. A teraz jestem tu i mam przed oczami dziewczynę, która chce się zabawiać z facetami. Za pieniądze.

      – Wiesz, że Zuzka to jeszcze dzieciak. Ciągle gra w jakieś durnowate gry na telefonie i nadużywa zwrotu: „Serio, nie uwierzysz!”. Mówi tak za każdym razem, gdy chce mi oznajmić jakąś rewelację w stylu: „Milley Cyrus chyba jest w ciąży”. Przecież to idealna ofiara dla jakiegoś napaleńca! Nawet nie zauważy, gdy ktoś zaciągnie ją w jakieś ustronne miejsce – mówię do Wiolki, ale mam wrażenie, jakbym gadała do ściany.

      – Nic. Się. Nie. Stanie. Mamy dwudziesty pierwszy wiek. Dwunastolatki wiedzą, co to pozycja na odwróconą kowbojkę. Zuzka tym bardziej da sobie radę. Wyluzuj, Majka, bo osiwiejesz. – Moja przyjaciółka klepie mnie pocieszająco po ramieniu, ale to nie pomaga. – Zresztą i tak wyglądasz koszmarnie. Mogę pomóc ci z włosami, ale cała reszta to twoja działka. Powinnaś wypocząć i złapać trochę słońca. A tak poza tym zamiast marudzić, jaki to ten mój pomysł jest straszny, może byś do nas dołączyła?

      Kolejny raz o mało nie spadam z krzesła, gdy słyszę jej propozycję.

      – No co? Rozerwałabyś się trochę, rozluźniła po egzaminach i może w końcu poznała kogoś ciekawego. Chyba że jesteś w związku, a ja o niczym nie wiem?

      Kręcę głową. Wiolka dobrze mnie zna. Wie, że na pierwszym miejscu są dla mnie studia. Nie mam czasu ani sił na znajomości z mężczyznami. Zawsze powtarzam sobie, że przyjdzie na to pora, gdy obronię magisterkę i znajdę stałą pracę.

      – No to tym bardziej powinnaś się do nas przyłączyć. Nie musisz brać za to pieniędzy, jeśli cię to tak strasznie obrzydza, ale dobrze wiem, że przydałoby ci się trochę grosza. Poza tym to nic złego. Pozwolimy sobie postawić drinka, porozmawiamy, potańczymy… Jeśli któraś z nas wyhaczy jakiś ciekawy obiekt, może wyjdzie z tego coś więcej, jakaś upojna noc, ale na pewno nie na zasadzie: płacisz i masz full serwis. Wiesz, o czym mówię, prawda?

      Oczywiście, że wiem. Mam pojęcie, czym różni się dziewczyna do towarzystwa od prostytutki, ale wiem też, że granica między jednym a drugim jest bardzo płynna. Wiolka stąpa po kruchym lodzie i chyba nie zdaje sobie z tego sprawy. W dodatku jest uparta. Im dłużej próbuję przemówić jej do rozsądku, tym bardziej wymyślne kontrargumenty znajduje. To wszystko w jej ustach brzmi tak prosto, jakby ich plan był receptą na udane wakacje.

      – Jesteś z Warszawy, więc pewnie słyszałaś o peletonie, co?

      – O peletonie? Chodzi o wyścigi kolarskie? – upewniam się zdziwiona, bo nie ogarniam tej nagłej zmiany tematu.

      – Jezu, nie! Majka, czy ty naprawdę mieszkasz w stolicy?! Warszawski peleton! Nic ci to nie mówi?

      Kręcę głową, a Wiolka patrzy na mnie jak na jakiś beznadziejny przypadek.

      – To kobiety do towarzystwa. Najlepsze z najlepszych. Piękne, inteligentne, z klasą. Takie współczesne warszawskie gejsze. To one chadzają na bankiety z najbogatszymi ludźmi w Polsce. Jeżdżą na wakacje z biznesmenami, podczas gdy ich żony zostają w kraju z dziećmi. To one udają partnerki wpływowych polityków. Bez dotykania i seksu, chyba że same chcą. I mają za to grubą kasę i ciuchy od najlepszych projektantów. Nazywają je warszawskim peletonem.

      – I co? Chcesz być taka jak one? – pytam i czuję, że mi słabo. Dość mam rewelacji jak na jeden dzień.

      – Chcieć to ja sobie mogę… Ale pomyśl tylko, to przecież praca marzeń! Nie musisz nikogo kochać, ten ktoś zresztą wcale tego nie oczekuje. Musisz tylko dobrze wyglądać i zabawiać rozmową. Bez tego całego emocjonalnego gówna.

      – A co z Waldkiem? Na pewno słyszał już o Syrenach. Nie jest zazdrosny? – zmieniam temat, choć chyba dość niefortunnie, bo od zeszłych wakacji Wiolka unika tematu tego chłopaka jak ognia.

      Ona i on znają się od dziecka. Wychowali się razem w Burzewie, chodzili do tego samego przedszkola, a potem do podstawówki. Cała wieś wie, że Waldek nie widzi świata poza Wiolką, a ona ciągle go zwodzi. Ale ja dobrze ją znam. Prawda jest taka, że ten chłopak jej się podoba, lubi te jego podchody i to, jak o nią zabiega.

      Ale w zeszłe wakacje coś się zmieniło. Wiolka nasunęła na twarz drogie ciemne okulary i stwierdziła, że nie dla psa kiełbasa. Jej zdaniem jest za wysoką ligą dla Waldka, cukiernika z autem z dwa tysiące drugiego roku. Mojej przyjaciółce marzył się Christian Grey z Sopotu albo odmłodzony George Clooney z Gdańska. Ktoś z klasą i kasą. Jak widać, w tym roku nadal obstaje przy swoim i szuka grubej ryby, a nie nędznej płotki.

      – A co Waldek do tego ma? Nie jesteśmy parą – ucina temat i zaczyna zamiatać dookoła mojego fotela.

      Poddaję się. Jest bardziej uparta, niż sądziłam. Przestaję z nią dyskutować i poruszamy bezpieczniejsze tematy. Nie rozumiem jej wyborów, ale jest moją przyjaciółką i nie mam zamiaru jej matkować.

      Po godzinie opuszczam salon z wisielczym humorem. No i z nową niesamowitą fryzurą. Wsiadam na rower i zamiast cieszyć się ze wspaniałej pogody i początku wakacji, ciągle wracam myślami do odbytej przed chwilą rozmowy.

      Nie mam pojęcia, co wstąpiło w dziewczyny, ale postanawiam mieć na nie oko i przypilnować, by żadnej nic się nie stało. Przeczuwam najgorsze – tego lata Burzewo nie będzie już tą spokojną urokliwą miejscowością, którą było jeszcze rok temu. A Julka i Wiola nie są już tymi samymi dziewczynami, z którymi zawsze spędzałam wakacje.

      ***

      Przewracam się z boku na bok i nie mogę zasnąć. Zachodzę w głowę, co się zmieniło przez te dwanaście miesięcy. W lipcu zeszłego roku nic nie wskazywało na to, że moje przyjaciółki będą żądne takich „przygód”. Chcę wybić im ten pomysł z głowy, ale dobrze wiem, że i tak zrobią wszystko po swojemu. Rozumiem, że wakacyjny flirt z bogatym facetem z klasą może skusić znudzone młode dziewczyny, ale…

      I nagle świta mi w głowie pewien plan. Równie brawurowy jak sam pomysł moich przyjaciółek z Syrenami.

       Mam to! Moja praca na zaliczenie, moja przyszłość – wszystko to jest na wyciągnięcie ręki!

      Profesor Bławatek, mimo uroczo brzmiącego nazwiska, jest postrachem całego naszego wydziału. Jest też uznanym dziennikarzem i naczelnym popularnej gazety. Czasami mam wrażenie, że robi nam łaskę samym faktem, że w ogóle znajduje czas, by wykładać na uczelni. Jego znakomita osoba traktuje wszystkich z góry i tak samo z góry zakłada, że każdy z nas będzie marnym dziennikarzem. A teraz zamiast tradycyjnego egzaminu dał nam zadanie. Termin ukończenia – początek sierpnia.

      Nie mam pojęcia, czy takie wakacyjne projekty na zaliczenie są zgodne z uczelnianym prawem, ale nikt nie ma śmiałości podważać autorytetu profesora i dyskutować o tej kwestii. Wiem za to jedno – ten człowiek potrafi zniszczyć studentom wakacje.

      Mamy za zadanie napisać artykuł na wybrany temat, najlepiej dotyczący szeroko pojętych spraw społecznych i stosunków międzyludzkich. To ma być coś chwytliwego, nieco kontrowersyjnego, a jednocześnie lekkiego i w wakacyjnym klimacie.

      Wszyscy dobrze wiedzą, że lato to sezon ogórkowy i ciekawych tematów jest jak na lekarstwo. Ale Bławatek polecił nam powęszyć. Najlepszy artykuł ma się ukazać na łamach jego czasopisma, więc naprawdę warto się postarać. Na początku nie byłam optymistycznie nastawiona do tego zadania, ale uświadomiłam sobie, że to może być dla mnie szansa. Gazeta, której profesor Bławatek jest redaktorem naczelnym, jest znana i ceniona