Lekarz – Mąż. —
KREWNY
Cicho. —
DRUGI
Obudził się, a nas nie słyszy.
LEKARZ
Proszę Panów nic nie mówić. —
OJCIEC CHRZESTNY
To rzecz arcydziwna. —
ORCIO
wstając
O Boże – Boże. —
KREWNY
Jak powoli stąpa. —
DRUGI
Jak trzyma ręce założone na piersiach. —
TRZECI
Nie mrugnie powieką – ledwo że usta roztwiera, a przecie głos ostry, przeciągły z nich się dobywa. —
SŁUŻĄCY
Jezusie Nazareński!
ORCIO
Precz ode mnie ciemności – jam się urodził synem światła i pieśni – co chcecie ode mnie? – czego żądacie ode mnie? —
Nie poddam się wam, choć wzrok mój uleciał z wiatrami i goni gdzieś po przestrzeniach – ale on wróci kiedyś, bogaty w promienie gwiazd, i oczy moje rozogni płomieniem. —
OJCIEC CHRZESTNY
Tak jak nieboszczka, plecie sam nie wie co – to widok bardzo zastanawiający. —
LEKARZ
Zgadzam się z Panem Dobrodziejem. —
MAMKA
Najświętsza Panno Częstochowska, weź mi oczy i daj jemu. —
ORCIO
Matko moja, proszę cię – matko moja, naślij mi teraz obrazów i myśli, bym żył wewnątrz, bym stworzył drugi świat w sobie, równy temu, jaki postradałem. —
KREWNY
Co myślisz, bracie, to wymaga rady familijnej. —
DRUGI
Czekaj – cicho. —
ORCIO
Nie odpowiadasz mi – o matko! nie opuszczaj mnie. —
LEKARZ
do Męża
Obowiązkiem moim jest prawdę mówić. —
OJCIEC CHRZESTNY
Tak jest – to jest obowiązkiem – i zaletą lekarzy, Panie Konsyliarzu89.
LEKARZ
Pański syn ma pomieszanie zmysłów, połączone z nadzwyczajną drażliwością nerwów, co niekiedy sprawia, że tak powiem, stan snu i jawu90 zarazem, stan podobny do tego, który oczewiście91 tu napotykamy. —
MĄŻ
na stronie
Boże, patrz, on Twoje sądy mi tłumaczy. —
LEKARZ
Chciałbym pióra i kałamarza – Cerasi laurei dwa grana92 etc. etc. …
MĄŻ
W tamtym pokoju Pan znajdziesz – proszę wszystkich, by wyszli. —
GŁOSY POMIESZANE
Dobranoc93 – dobranoc – do jutra —
wychodzą
ORCIO
budząc się
Dobrej nocy mi życzą – mówcie o długiej nocy – o wiecznej może – ale nie o dobrej, nie o szczęśliwej. —
MĄŻ
Wesprzyj się na mnie, odprowadzę cię do łóżka. —
ORCIO
Ojcze, co to się ma znaczyć94? —
MĄŻ
Okryj się dobrze i zaśnij spokojnie, bo doktor mówi, że wzrok odzyskasz. —
ORCIO
Tak mi niedobrze – sen mi przerwały głosy czyjeś. —
zasypia
MĄŻ
Niech moje błogosławieństwo spoczywa na tobie – nic ci więcej dać nie mogę, ni szczęścia, ni światła, ni sławy – a dobija godzina95, w której będę musiał walczyć, działać z kilkoma ludźmi przeciwko wielu ludziom. – Gdzie się ty podziejesz, sam jeden i wśród stu przepaści, ślepy, bezsilny, dziecię i poeto zarazem, biedny śpiewaku bez słuchaczy, żyjący duszą za obrębami ziemi, a ciałem przykuty do ziemi – o ty nieszczęśliwy, najnieszczęśliwszy z aniołów, o ty mój synu? —
MAMKA
u drzwi
Pan Konsyliarz każe JW. Pana prosić. —
MĄŻ
Dobra moja Katarzyno, zostań się przy małym. —
wychodzi
CZĘŚĆ TRZECIA 96
Do pieśni – do pieśni97.
Kto ją zacznie, kto jej dokończy? – Dajcie mi przeszłość, zbrojną w stal, powiewną rycerskimi pióry98. – Gotyckie wieże wywołam przed oczy wasze – rzucę cień katedr świętych na głowy wam. – Ale to nie to – tego już nigdy nie będzie. —
Ktokolwiek jesteś, powiedz mi, w co wierzysz – łatwiej byś życia się pozbył, niż wiarę jaką wynalazł, wzbudził wiarę w sobie. Wstydźcie się, wstydźcie wszyscy, mali i wielcy, – a mimo was, mimo żeście mierni i nędzni, bez serca i mózgu, świat dąży ku swoim celom, rwie za sobą, pędzi przed się, bawi się z wami, przerzuca, odrzuca – walcem świat się toczy, pary znikają i powstają, wnet zapadają, bo ślisko – bo krwi dużo99 – krew wszędzie – krwi dużo, powiadam wam. —
Czy widzisz owe tłumy, stojące u bram miasta wśród wzgórzów100 i sadzonych topoli – namioty rozbite – zastawione deski, długie, okryte mięsiwem i napojami, podparte pniami, drągami. – Kubek lata z rąk do rąk – a gdzie ust się dotknie, tam głos się wydobędzie, groźba, przysięga lub przeklęstwo. – On lata, zawraca, krąży, tańcuje, zawsze pełny, brzęcząc, błyszcząc, wśród tysiąców101. – Niechaj żyje kielich pijaństwa i pociechy! —
Czy widzicie, jak oni czekają niecierpliwie – szemrzą między sobą, do wrzasków się gotują – wszyscy nędzni, ze znojem na czole,