Reymont Władysław Stanisław

Chłopi, Część czwarta – Lato


Скачать книгу

wypomnę! Nieboszczyk w grobie się przewróci, jeśli zobaczy, że jego krwawicę rozrywacie jak wilki barana! I broń Boże, krzywdzić sieroty! Grzela daleko, a Józka jeszcze głupi skrzat! A co się komu należy, oddać święcie, co do grosza. Jak rozrządził majątkiem, tak rozrządził, ale trzeba spełnić jego wolę. Może on tam chudziaszek w tej chwili patrzy na was i myśli sobie: na ludzim ich wywiódł558, gospodarkęm niezgorszą ostawił559, to się przecież nie pogryzą kiej560 psy przy podziale. Mawiam ciągle z ambony: zgodą stoi wszystko na świecie, kłótnią jeszcze nikt niczego nie zbudował. No, mówię, niczego, kromie561 grzechu i obrazy boskiej. A o kościele pamiętajcie. Nieboszczyk był szczodrym i czy na światło, czy na mszę, czy na inne potrzeby grosza nie żałował i dlatego Pan Bóg mu błogosławił…

      Długo przemawiał, jaże562 się kobiety spłakały i jęły563 mu w podzięce obłapiać kolana, zaś Józka przypadła mu nawet z bekiem do rąk, to ją przygarnął do piersi, a pocałowawszy w głowę rzekł z dobrością:

      – Nie bucz564, głupia, Pan Bóg ma sieroty w szczególnej opiece.

      – Że i rodzony nie powiedziałby barzej565 do duszy – szepnęła rozrzewniona Hanka. Snadź566 i dobrodziej był wzruszony, bo wytarłszy ukradkiem oczy, częstował kowala tabaką i prędko zagadał o innym.

      – A cóż, będzie zgoda z dziedzicem?

      – Będzie, już dzisiaj pojechało do niego piąciu567

      – To chwała Bogu! Już za darmo mszę świętą odprawię na intencję tej zgody!

      – Widzi mi się, co wieś powinna się złożyć na wotywę z wystawieniem! Jakże, to jakby nowe nadziały i całkiem darmo!

      – Masz rozum, Michał, mówiłem o tobie dziedzicowi. No, idźcie z Bogiem, a pamiętajcie: zgodą i sprawiedliwością! Ale, Michał! – zawołał za odchodzącym – a zajrzyj ta później do mojego wolanta, prawy resor przyciera się nieco do osi…

      – To pod łaznowskim dobrodziejem tak się zmaglował.

      Ksiądz już nie odrzekł, a oni poszli prosto ku domowi. Jagusia wiedła568 matkę na ostatku, gdyż stara wlekła569 się z trudem odpoczywając co chwila.

      Dzień był powszedni, robotny, to i pusto było na drogach dokoła stawu, jeno570 dzieci bawiły się kaj niekaj571 w piasku i kury grzebały w porozrzucanych łajnach. Było jeszcze wcześnie, ale już słońce niezgorzej przypiekało, szczęściem, co wiater572 nieco przechładzał, zawiewał bujny, iż kolebały się sady, pełne już czerwieniejących wiśni, a zboża biły o płoty kiej573 wody wzburzone.

      Chałupy stały wywarte574, wrótnie575 wszędy576 porozwierane577, na płotach kajś niekaj578 wietrzyły się pościele, a wszystko, co się jeno ruchało, pracowało w polach. Jeszcze ktosik579 zwoził ostatnie zapóźnione pokosy siana, że zapach jaże580 wiercił w nozdrzach, a na obwisłych nad drogą gałęziach, pod którymi przejeżdżały kopiaste wozy, trzęsły się przygarście ździebeł kiej te powyrywane brody żydowskie.

      Szli z wolna i w cichości, deliberując581 o działach.

      Skądciś582, jakby z pól, kaj583 ludzie osypywali ziemniaki, zrywała się niekiedy piosneczka i szła z wiatrem nie wiada584 kaj, zaś pod młynem jakaś baba tak prała kijanką, jaże585 się rozlegało i szumnie huczały wody spadające na koła.

      – Młyn teraz cięgiem586 robi! – ozwała się587 pierwsza Magda.

      – Przednówek to żniwa la588 młynarza!

      – Cięższy on latoś589 niźli łoni590. Wszędzie bieda aż piszczy, zaś u komorników to już prosto głód – westchnęła Hanka.

      – Kozły też penetrują po wsi, jeno czekać, jak komu co grubszego ukradną – rzucił kowal.

      – Nie bajcie! Ratują się, biedoty, jak mogą, wczoraj Kozłowa przedała organiścinie kaczęta, to się ździebko591 wspomogła…

      – Rychło592 przechlają. Nie powiadam na nich nic złego, ale mi dziwno, że piórka mojego kaczora, co mi zginął w ojcowy pochowek, nalazł mój Maciuś za ich obórką – wyrzekła Magda.

      – A któż to wtenczas wzion593 nasze pościele? – wtrąciła Józka.

      – Kiejże594 to ich sprawa z wójtami?

      – Nieprędko, ale Płoszka ich wspiera, to już wójtom dobrze zaleją sadła za skórę.

      – Że to Płoszka lubi zawdy595 nos wrażać596 w cudze sprawy.

      – Jakże, przyjaciół se kaptuje597, bo mu pachnie wójtostwo!

      Przeszedł im drogę Jankiel ciągnący za grzywę spętanego konia, któren598 bił zadem i opierał się ze wszystkich sił.

      – Załóżcie mu pieprzu pod ogon, to rypnie z miejsca kiej ogier.

      – Śmiejcie się na zdrowie! Co ja już mam z tym koniem!

      – Wypchajcie go słomą, przyprawcie mu nowy ogon i powiedźcie na jarmark, to może go kto kupi za krowę, bo na konia już niezdatny! – żartował Michał i naraz wszyscy gruchnęli śmiechem, gdyż koń się wyrwał, skoczył do stawu i nie zważając na Janklowe prośby i groźby, najspokojniej począł się tarzać.

      – Mądrala jucha, musi być od Cyganów!

      – Postawcie mu wiadro gorzałki, to może wyjdzie! – zaśmiała się organiścina, siedząca nad stawem przy stadzie kacząt pływających kiej599 te żółciuśkie pępuszki; rozczapierzona kokosz gdakała na brzegu.

      – Śliczne stadko, to pewnie od Kozłowej? – pytała Hanka.

      – Tak, i ciągle mi jeszcze uciekają na staw. Tasiuchny! taś, taś, taś, taś! – zwoływała rzucając na przynętę przygarściami