nawet nie przepomniał603 ziemniaczanym dołom, aż Hanka powiedziała:
– Oglądacie, jakby co ubyło!
– Nie kupuję kota we worku!
– Lepiej wy znacie wszyćko604 niźli ja sama! – wyrzekła z przekąsem, rozlewając kawę w garnuszki. – Dominikowa, Jaguś, a chodźcież do kupy! – zawołała na drugą stronę, kaj605 się obie zawarły.
Obsiedli ławę i popijali przegryzając chlebem.
Nikto606 się nie odzywał, nijako było zaczynać, każden607 się wagował608 oglądając na drugich. Hanka też była dziwnie powściągliwa, juści, co niewoliła do jadła przylewając każdemu, ale prawie nie spuszczała oczów z kowala, któren się wiercił na miejscu, śmigał ślepiami po izbie i chrząkał raz po raz. Jagusia siedziała czegoś chmurna i wzdychliwa, oczy miała połyskliwe jakby od niedawnego płaczu, a Dominikowa czapirzyła się kiej kwoka i cosik609 poszeptywała do niej, tylko jedna Józka, co ta po swojemu pletła trzy po trzy zwijając się kole garów, pełnych perkoczących ziemniaków.
Dłużyło się już wszystkim, aż pierwszy kowal zaczął:
– Więc jakże zrobimy z działami?
Hanka drgnęła i prostując się powiedziała spokojnie, snadź610 po dobrym namyśle:
– A cóż ma być! Ja tu jeno stróżuję mężowego dobra i stanowić o niczym prawa nie mam. Antek wróci, to się podzielita.
– Kiej611 tam on wróci, a tak przeciech612 ostać nie może.
– Ale ostanie! Mogło tak być przez cały czas ojcowej choroby, to może być, póki Antek nie powróci.
– Nie on jeden jest do podziału.
– Aleć on najstarszy, to jemu się po ojcu należy objąć gospodarkę.
– Hale, takie ma prawo jak i drugie dzieci.
– Może weźmiecie i wy, jak się tak z Antkiem ułożyta. Kłóciła się przeciech z wami nie będę, nie moja w tym wola stanowi.
– Jaguś! – podniesła613 głos Dominikowa – przypomnijże o swoim.
– A po co, przeciech dobrze pamiętają…
Hanka poczerwieniała gwałtownie i kopiąc Łapę, któren614 się nawinął pod nogi, wyrzekła przez zęby:
– Juści, co krzywdę dobrze pamiętamy.
– Rzekliście! Tu idzie o sześć morgów, jakie nieboszczyk zapisał Jagusi, a nie o głupie słowa!
– Jak macie zapis, to wama615 nikt nie wydrze! – mruknęła gniewnie Magda, siedząca cały czas cicho z dzieckiem u piersi.
– A mamy, w urzędzie zrobiony i przy świadkach.
– Wszyscy czekają, to i Jagusia może.
– Pewnie, że musi, ale co ma swojego, to zaraz zabierze, a ma przeciek krowę z cielęciem, a świnię, a gąski…
– To wspólne i pójdzie do działów – powstał twardo kowal.
– Do działów! Chcielibyście! Co dostała we wianie616, tego jej nikt mocen odebrać! A może chcecie i kiecki a pierzyny też podzielić między siebie, co? – podnosiła głos coraz silniej.
– La617 śmiechu rzekłem, a wy zaraz z pazurami…
– Juści618… przeglądam ja was dobrze, juści…
– Bo i co tu będziem po próżnicy klektać. Prawdę rzekliście, Hanka, że trza619 poczekać na Antka. Mnie się śpieszy do dziedzica, bo tam już na mnie czekają – wstał, a dojrzawszy ojcowy kożuch rozwieszony w kącie na drążku jął620 go ściągać.
– W sam raz zdałby się na mnie.
– Nie ruchajcie621, niech się suszy – broniła Hanka.
– A już te buciary oddacie. Cholewy jeno622 całe, a i to już raz podszywane – tłumaczył, chytrze ściągając je z drążka.
– Niczego tknąć nie pozwolę! Weźmiecie co niebądź, a potem powiedzą, żem pół gospodarki zatraciła. Niech przódzi spis zrobią. Nawet kołka z płotu ruszyć nie dam, póki wszystkiego urząd nie opisze!
– Spisu nie było, a już się kajś623 zadziały ojcowe pościele…
– Mówiłam ci, co się stało! Zaraz po śmierci rozwiesili na płocie i ktosik624 w nocy ukradł. Nie było głowy baczyć625 na wszystko.
– Dziwne, co tak zaraz nalazł się złodziej…
– To niby jak? Ja wzienam626, a teraz cyganię, co?
– Cichota, kobiety! Tylko przez kłótni, poniechaj, Magduś! Kto ukradł, niech miał będzie na śmiertelną koszulę.
– Sama pierzyna ważyła bez mała ze trzydzieści funtów.
– Mówię ci, stul pysk! – wrzasnął na żonę i wywiódł Hankę w podwórze, niby to la627 obejrzenia prosiąt.
Poszła za nim, ale dobrze się miała na baczności.
– Chciałem wam cosik628 poredzić629.
Nastawiła ciekawie uszów, miarkując nieco, kole630 czego kręci.
– Wiecie, a to trzeba, abyście jeszcze przed spisem którego wieczora przepędzili do mnie ze dwie krowy. Maciorę można zawierzyć stryjecznemu, a co się jeno da, pochować u ludzi… Już wam powiem kaj… O zbożu powiecie przy spisie, że dawno przedane Janklowi, on przytwierdzi ochotnie, da mu się za to jaki korczyk. Źrebkę weźmie młynarz, podpasie się na jego paśnikach. A co z porządków można by schować w dołach, to po żytach. Ze szczerej przyjaźni wam radzę! Wszystkie tak robią, które jeno631 rozum mają. Wyście harowali kiej632 wół, to sprawiedliwie należy się wama633 więcej. Mnie ta z tego dacie co niebądź, jakąś kruszynę. I nie bojajcie się niczego, pomagał wam będę we wszystkim. A już w tym moja głowa, byście ostali przy gruncie. Jeno mnie posłuchajcie, nikto634 jeszcze nie dołożył do mojej rady… Sam dziedzic a rad635 me636 słucha. No, cóż powiecie?…
– A jeno to,