Agnieszka Hałas

Czerń nie zapomina


Скачать книгу

się i ruszył w stronę głównego wejścia do pałacyku. Akhania weszła za nim do obszernej, wyłożonej marmurem sieni i wspięła się szerokimi schodami do górnego holu, gdzie wisiały dziwne olejne obrazy w pozłacanych ramach – dwugłowe i trójgłowe postacie, skłębione wężowate kształty – i stało kilka alabastrowych rzeźb. Zaintrygowało ją, czy Zaihos tylko zabrał w sfery swoją kolekcję nietypowej sztuki, czy może sam ma zapędy artystyczne.

      Paw wprowadził ją do komnatki o ścianach wyłożonych barwną materią. Meble były z palisandru, nawoskowany parkiet lśnił. Na stoliczku stał pozłacany globus astralny, a naprzeciwko okna wisiała duża, oprawiona mapa sfer.

      – Mój pan zaraz się zjawi – oznajmił Chakkel, po czym zostawił maginię samą.

      Akhania podeszła do globusa, żeby obejrzeć go z bliska. Frapowało ją, że pustelnia Zaihosa okazała się wystawnie urządzoną rezydencją – pasowałoby to raczej do magów z młodszego pokolenia. Miała nadzieję, że jej przybycie tutaj nie okaże się pomyłką.

      Znów poczuła drgnienie aury i w komnacie zmaterializował się biało odziany mężczyzna. Miał szpakowate, kędzierzawe włosy, przenikliwe spojrzenie i chłodną, jaśniejącą srebrem aurę.

      – Jestem Zaihos ar Kyth – powiedział, lekko pochylając głowę.

      Akhania odwzajemniła ten oszczędny ukłon i przedstawiła się oraz pokrótce streściła cel swojej wizyty. Zaihos słuchał ze zmarszczonymi brwiami.

      – Czyli Ilius ufa, że nie zaprzedałem się Otchłani? To miłe z jego strony – oznajmił z ironicznym uśmieszkiem, gdy skończyła. Potem spoważniał. – Młodsza siostro, oczywiście w pełni rozumiem kłopotliwość waszego położenia. Pytanie brzmi, jakiej konkretnie pomocy oczekuje ode mnie arcymistrz? Z całym szacunkiem, „wsparcie w godzinie próby” to truizm.

      – Arcymistrz liczy, że raczycie wrócić do świata ludzi i wspierać go radą w ciągu najbliższych miesięcy – odrzekła Akhania. Nie poczuła się urażona tym, jak się do niej zwracał. Była aż nadto świadoma różnicy wieku i doświadczenia. – Z chęcią zaoferuje gościnę w swej prywatnej rezydencji na wyspie Elspe.

      – Pochlebia mi ta propozycja, młodsza siostro – odrzekł Zaihos. – Niemniej przekaż, proszę, arcymistrzowi wyrazy ubolewania, gdyż nie będę mógł spełnić jego prośby. Mój powrót do świata ludzi nie wchodzi w rachubę.

      – Ze względów ideologicznych?

      – Nie. Zdrowotnych.

      Ani jego wygląd, ani aura nie sugerowały kłopotów ze zdrowiem. Był znacznie starszy od Iliusa, a wyglądał odeń o dwadzieścia lat młodziej. Jednakże Akhania wiedziała, jak łatwo można zakamuflować oznaki cielesnej słabości nawet przed oczami innych magów. Przed wyprawą w sfery sama zadbała, by nie można było się zorientować, że jest rekonwalescentką. Nasycona mocą szarfa wystarczyła, by zamaskować zdradzieckie ciemne plamy w aurze. Zaihos nie nosił szarfy, ale być może ukrywał pod odzieniem odpowiednie talizmany.

      Albo kłamał. Nie chciała jednak kwestionować jego słów.

      – Przewidzieliśmy taką możliwość – odrzekła. – Raczcie zatem się zgodzić, by Jego Świetlistość Ilius mógł się z wami kontaktować za pomocą zwierciadła, róży albo kryształowej kuli, ilekroć będzie potrzebował waszej rady.

      Zaihos nie odpowiedział od razu. Podszedł do okna. Akhania dopiero teraz zauważyła, że po szybkach spaceruje coś przypominającego skrzyżowanie dużego motyla z modliszką. Mag pozwolił, żeby dziwny owad wszedł na jego dłoń, po czym otworzył okno i stanowczym ruchem wyekspediował stwora na dwór.

      – Oczywiście wiesz, młodsza siostrzyczko, że Elita nie po raz pierwszy proponuje mi funkcję doradcy arcymistrza? – zapytał, spoglądając na dziedziniec.

      – Nie, nie wiedziałam – odrzekła po chwili milczenia. Pomyślała gniewnie, że Ilius powinien był ją uprzedzić.

      Zaihos zamknął okno i odwrócił się do niej. Na jego twarzy malowało się zmęczenie.

      – Odmówiłem dwóm poprzednim arcymistrzom, bo liczyli, że będę im służył pomocą w politycznych gierkach. Jestem za stary na takie rzeczy.

      – Teraz sytuacja jest inna.

      – Wiem. Wiem, jak niebezpiecznym wrogiem stała się Otchłań. Szpiedzy demonów mnożą się niczym szczury, są już wszędzie, zarówno w świecie ludzi, jak i w sferach. A największe zagrożenie stanowią ci, którzy zagnieździli się w szeregach Elity. Dlatego możesz przekazać Iliusowi, że zgadzam się służyć mu radą… na miarę moich skromnych sił. Dam ci kryształ komunikacyjny, który mu przekażesz, by mógł ze mną rozmawiać, ilekroć prądy astralne będą umożliwiały nawiązanie kontaktu. – Zaihos westchnął. – Aczkolwiek pozwalam sobie wątpić, czy to wiele zmieni.

      Akhania nie zdołała ukryć zaskoczenia. Nie spodziewała się, że sędziwy pustelnik tak łatwo da się przekonać do współpracy. Skłoniła się i zaczęła dziękować w dwornych słowach, lecz Zaihos zbył jej podziękowania machnięciem dłoni.

      – Ta pustelnia była mi schronieniem przez wiele lat – rzekł – ale jeśli Otchłań przejmie władzę nad światem ludzi, demony prędzej czy później zastukają również do moich drzwi. Uczynię, co w mojej mocy, by nigdy do tego nie doszło. Lękam się jednak, że Ilius zbyt późno przebudził się ze snu o jaśniejącym, nieskażonym srebrze.

      Akhania pomyślała cierpko, że trudno o trafniejsze podsumowanie.

      Odetchnęła w duchu. Wypełniła pierwszy z rozkazów arcymistrza. Teraz należało wrócić do świata ludzi i zająć się realizacją drugiego, znacznie bardziej ryzykownego i niepewnego planu.

      Dostała wolną rękę, a cel uświęcał środki.

      * * *

      Shial Manesseria, w Tay lepiej znana jako Śnieg, po raz kolejny z westchnieniem podeszła do drzwi sklepu i wyjrzała na ulicę. Słońce prażyło bruk, chudy kundel obwąchiwał zawartość rynsztoka. Na grzbiecie miał brzydką ranę, muchy z bzyczeniem obsiadały posklejaną sierść. W bramie po drugiej stronie ulicy odpoczywał staruszek handlujący wodą z sokiem. Po chwili musiał wstać, żeby obsłużyć klienta.

      Było wściekle gorąco i parno. Niebo białe, jakby zasmarowane kredą. Przechodnie, kramarze, żebracy – wszyscy ruszali się jak muchy w smole.

      Upał zawitał do Tay przed trzema tygodniami i niczym źle wychowany gość ani myślał się wynosić. Poziom rzeki znacznie się obniżył, w całym mieście śmierdziało, woda ze studni zalatywała ściekami. Wśród biedoty z przedmieść szerzyła się dyzenteria. Nie to jednak spędzało sen z powiek miejscowej gildii przestępczej. Po mieście od jakiegoś czasu chodziły słuchy, że Elita planuje dobrać się do skóry złodziejom, oszustom i handlarzom zakazanymi substancjami znacznie ostrzej niż do tej pory. Opiekun Miasta od lat przymykał oko na różne rzeczy, ale wszystko, co dobre, kiedyś dobiega końca.

      Między innymi dlatego Śnieg siedziała teraz w sklepie współpracującego z gildią pasamonika, mistrza Persellego, zastępując urzędującą tam zazwyczaj jego małżonkę, i czekała na posłańca z miasta Eume. Przywódcy gildii niedawno zawarli porozumienie z tamtejszą organizacją o podobnym profilu działalności. Śnieg nie znała szczegółów, wiedziała tylko, co ma przekazać wysłannikowi. A ten się spóźniał. Miał się zjawić przed południem, tymczasem zegar na wieży ratusza zdążył już wybić drugą.

      Drzwi sklepu się otworzyły, zawieszony nad nimi dzwonek zadźwięczał. Do wnętrza wsunął się bosy chłopaczek w połatanej, za dużej tunice.

      – Pani, dajcie miedziaka na chleb – zajęczał wyćwiczonym tonem, a w złodziejskim języku gestów przekazał