w geście poddania i powiedział:
– To nie ja, panie profesorze. To nie ja zabrałem ten płód. Przysięgam na Gitę.
8
Jerry usiadł przy biurku, ściągnął pokrywkę z kubka kawy marocchino i włączył komputer. Na zewnątrz padał gęsty deszcz, więc Jerry wciąż miał mokre włosy; parasol zostawił w mieszkaniu Charlene, kiedy był u niej po raz ostatni. Nad ranem pokłócili się, wybiegł od niej nabzdyczony i od tego czasu się nie widzieli. Wysłał do niej co najmniej siedem esemesów z przeprosinami, ale nie odpowiedziała. Cholerna Charlene.
Uznał, że jego życie miłosne jest beznadziejne. Wciąż miał na lewym ramieniu tatuaż z przebitym sercem i imieniem „Jane”, a przecież nawet już nie pamiętał, jak ona wyglądała. Przypominał sobie tylko, że miała mysie włosy, wadę zgryzu i była bardzo chuda, choć ładna.
Do pokoju detektywów wszedł sierżant Bristow, facet o czerwonej twarzy, sterczącym wąsie i wydatnym brzuchu. Miał na policzku mały okrągły plaster w miejscu, w którym zaciął się w czasie porannego golenia.
– Zdaje się, że masz niezłą reputację, Jerry – powiedział twardym głosem żołnierza. – Właśnie zadzwonił do mnie nadinspektor Walters z Pierwszego Zespołu Śledczego, którego obszar działania obejmuje również Peckham.
– Tak, znam nadinspektora Waltersa. Byłem w jego zespole na Kremlu, kiedy ktoś walnął tamtego posła w głowę pałką do krykieta. Pamiętasz? Wtedy był zaledwie komisarzem. Czego chce?
Bristow zrobił krzywą minę, pisząc coś na odwrocie niedużej koperty.
– Zajmuje się sprawą człowieka, który zaginął w raczej niezwykłych okolicznościach.
– No i co? Co to ma wspólnego ze mną?
– Zaginiony to Martin Elliot, kierownik operacyjny Crane’s Drains, któremu podlega obszar Peckham. Crane’s Drains to firma odpowiadająca za drożność kanałów ściekowych pod całym miastem. Można by rzec, że zawiadują przepływem naszych gówien. Ów Elliot wczoraj po południu zszedł z trojgiem podwładnych do kanału ściekowego pod High Road w Peckham i od tamtego czasu nikt go już nie widział.
– A ci ludzie? Co z nimi?
– Wszystko w jak najlepszym porządku.
– A jakie są te niezwykłe okoliczności?
– Wygląda na to, że wszystkie lampy, jakimi ci ludzie dysponowali w kanałach, w jednej chwili nagle przestały działać bez wyraźnego powodu. Kiedy wróciło oświetlenie, podwładni nigdzie nie mogli znaleźć swojego szefa. Przeszukali kanał na tyle, na ile mogli, później zaczęli go poszukiwać za pomocą sprzętu radarowego, z jakiego normalnie korzystają w celu lokalizowania podziemnych rur i tym podobnych rzeczy, ale po pięciu godzinach musieli zrezygnować. Wtedy zgłosili sprawę na komisariacie w Peckham.
Jerry popatrzył na papierową torebkę z pasztecikami leżącą na jego biurku. Był głodny i bardzo chciał, żeby detektyw Bristow przeszedł do rzeczy.
– Wciąż nie rozumiem, gdzie jest tutaj rola dla mnie, sierżancie.
– Twoja rola wynika z tego, co mówili podwładni Martina Elliota, kiedy ich przesłuchiwano w związku ze zniknięciem szefa. Były to indywidualne przesłuchania, więc raczej nie mogli uzgodnić zeznań. Wszyscy troje przysięgali, że zanim ten Elliot zniknął, widzieli w kanałach kilka postaci, które opisali jako dziwne zjawy.
– Zjawy? Sierżancie, niech pan da spokój. Jak mogli dostrzec zjawy, skoro, sam pan to powiedział, w kanale było zupełnie ciemno? Poza tym zjawy są chyba przezroczyste, prawda? Zresztą sam nie wiem, do tej pory żadnej nie widziałem.
– One same były źródłem światła, tak utrzymywali ci ludzie, jakby świeciły czy też, jak to się mówi, fosforyzowały. Tylko dzięki temu można je było zobaczyć.
– To jakieś bzdury. Założę się, że załatwili nieszczęśnika, bo nie chciał im wypłacić premii albo z podobnego powodu. Dostał cios w głowę, potem zatopili go w ściekach i teraz próbują zrzucać winę na jakieś widma. Dziecinne wyjaśnienia.
– Cokolwiek się wydarzyło, czy w grę wchodzą zjawy czy nie, wiele wskazuje na to, że mamy do czynienia z morderstwem, dlatego Peckham przekazało śledztwo nadinspektorowi Waltersowi.
– Wciąż nie rozumiem, jaki to ma związek ze mną.
– Tę trójkę z Crane’s Drains ponownie przesłuchali ostatniego wieczoru dwaj funkcjonariusze z Pierwszego Zespołu Śledczego. Nadinspektor Walters powiedział, że ich opowieści są może głupawe, ale przy tym spójne. Zadano im mnóstwo podchwytliwych pytań, ale nikt z nich nie wyskoczył z bzdetami, których nie potwierdziliby pozostali. Możliwe, że kiedy weszli do kanału, czegoś się nawdychali albo nawąchali i dostali małpiego rozumu, wszyscy jednak mieli identyczne halucynacje, aż do ostatniego drobnego szczegółu. A przecież to niemożliwe, gdyby naprawdę chodziło wyłącznie o halucynacje, prawda?
Jerry nie odpowiedział mu, ale wiedział już mniej więcej, co sierżant Bristow zaraz mu powie.
– Rozwiązałeś, oczywiście razem z detektyw sierżant Patel, tę dziwną sprawę z ubraniami, które zdawały się ożywać, co wskazuje, że w dużej mierze rozumiesz to, co ludzie nazywają przesądami albo zabobonami. Widzisz… chodzi o kwestie, które odbiegają od rutyny pracy policyjnej.
– Sierżancie, to był jednorazowy wyczyn. Wciąż nie potrafię pojąć znacznej części tego, co się wtedy zdarzyło. Te ubrania były zakażone jakimś wirusem i tylko tyle potrafiliśmy dowieść. Jasne, sierżant Patel i ja rozwiązaliśmy sprawę, ale właściwie jedynie przez przypadek. Przecież nie jesteśmy pogromcami duchów.
– Niczego takiego nie sugeruję, Jerry. Ale ty i sierżant Patel jesteście jedynymi funkcjonariuszami londyńskiej policji, którzy z powodzeniem poprowadzili śledztwo, w którym, cokolwiek byśmy na ten temat powiedzieli, wystąpiły zjawiska niedające się racjonalnie wyjaśnić. Pierwszy Zespół Śledczy zajmuje się zabójstwami, których wyjaśnienie wymaga bardzo specjalistycznych umiejętności, a jeżeli wy dwoje nie jesteście takimi specjalistami, to ja nie wiem, kogo w policji można określić tym słowem. Nadinspektor Walters poprosił, abyśmy włączyli cię do sprawy zaginięcia Martina Elliota, i polecił, aby w pracy towarzyszyła ci sierżant Patel.
– Rozmawiał pan już o tym z szefem?
– Owszem, zamieniłem kilka słów z detektywem inspektorem Karimem.
– I pewnie jest zadowolony, że pojadę do Peckham?
– Zadowolony? Powiedziałbym, że jest zachwycony.
Kiedy dotarł do komisariatu w Peckham, sierżant Patel już tam na niego czekała. Wciąż padał rzęsisty deszcz, ale z biura rzeczy znalezionych Jerry zabrał parasol. Nie widział Dżamili od blisko siedmiu miesięcy, choć już od dłuższego czasu planował wziąć dzień wolny i pojechać do niej do północnego Londynu. Znów pracowała w Redbridge w specjalistycznym zespole zajmującymi się morderstwami honorowymi w społeczności Azjatów i jakoś ani Jerry, ani ona nie znajdowali czasu na spotkanie.
Dżamila, w czarnej jedwabnej chuście na głowie i w ciemnoszarym spodnium, była równie śliczna i elegancka jak siedem miesięcy temu, urzekała ogromnymi oczami księżniczek z filmów Disneya i lekko wydętymi, pełnymi ustami. Jerry uznał jednak, że od ich ostatniego spotkania trochę się postarzała, jakby trudna praca odbierała jej młodość. Właściwie czuł, że coś takiego dzieje się i z nim.
Siedziała na krześle w gabinecie detektywa inspektora Granta, ściskając papierowy kubek kawy ze Starbucksa. Inspektor Grant siedział za biurkiem w koszuli z krótkimi rękawami. Był zwalistym mężczyzną o jasnych włosach ostrzyżonych na jeża,