doprowadziło mnie do tego stanu, to nie jest dziecko. Przecież od dawna nie byłam z nikim. Mąż mnie zostawił i wrócił do Nigerii. Mieszkam z kuzynką. Nie byłam z żadnym mężczyzną.
– Cóż, wkrótce się o tym przekonamy, jeżeli zgodzi się pani na USG. Usilnie zalecam, aby wyraziła pani na to badanie zgodę, ponieważ koniecznie musimy się dowiedzieć, co się dzieje w pani brzuchu, pani Oddywolly. Ale chcę być z panią całkowicie szczery: według mnie przyczyną tych dolegliwości jest ciąża.
Chiasoka popatrzyła na młodą lekarkę. Na jej twarzy malował się taki niepokój, że do oczu Chiasoki napłynęły łzy.
– Nie mogę być w ciąży – załkała. – Jak to możliwe?
– Proszę mi wierzyć, nie ma powodów do obaw. Badanie nie trwa długo i nie niesie ze sobą żadnego dyskomfortu. Nasi technicy wyjaśnią pani krok po kroku, co będą robić.
– Byłam w ciąży, owszem. Ale w kwietniu.
– Była pani w ciąży? – zapytał doktor Macleod i zdjął okulary. – Co się stało?
– Przerwałam ją. Miałam aborcję.
– Rozumiem, że uzgodniła to pani z lekarzem?
Chiasoka pokiwała głową.
– Pani doktor podała mi pierwszą pigułkę, a pozostałe zażyłam w domu.
– Zakładam, że była to najpierw jedna tabletka mifepristonu, a po czterdziestu ośmiu godzinach zażyła pani jeszcze cztery tabletki mizoprostolu.
– Nie pamiętam nazw. Miałam po tych tabletkach okropne mdłości.
– W którym tygodniu ciąży to się działo?
– W dziesiątym.
– I skutecznie przerwała pani ciążę? Jest pani tego pewna?
– Tak. Widziałam to…
– I jest pani przekonana, że potem nie mogła ponownie zajść w ciążę?
– Tę ciążę zafundował mi mąż kuzynki. Nie powiedziałam jej, co się stało, ponieważ moja córka i ja możemy mieszkać tylko u niej. O ciąży nie powiedziałam też jej mężowi. Ostrzegłam go jednak, że jeśli jeszcze kiedykolwiek mnie dotknie, wezmę z kuchni nóż i kiedy będzie spał, odetnę mu kòfe..
– Ojej. Jasne. Chyba wiem, o co chodzi. A jednak bez względu na to, czy jest pani w ciąży czy nie, koniecznie musimy zrobić USG. W gruncie rzeczy, jeżeli nie jest pani w ciąży, wydaje mi się to wręcz bardzo pilne.
Chiasoka zamknęła na chwilę oczy. Wciąż nie wierzyła w to, co się dzieje. Wydawało się to nierealne, tak samo jak wtedy, kiedy wróciła z dniówki na kasie w Sainsbury’s w Peckham i zobaczyła, że Enilo spakował swoje rzeczy. Tylko po to czekał, aż wróci do ich mieszkania, żeby jej powiedzieć, że się wyprowadza i wraca do Lagos. O ironio, w języku joruba imię „Enilo” oznacza „tego, który odjechał”.
– A co będzie ze mną i z Darają? – zapytała go.
– Masz pracę. Możesz zatrzymać samochód.
– Ale nie opłacę czynszu z jednej pensji.
– Nie obchodzi mnie to, Chi. Po prostu mnie to nie obchodzi. Nie chcę dłużej tak żyć. Czuję się w tym kraju jak gówno. Nikt mnie tutaj nie szanuje, a w naszej ojczyźnie jest jednak inaczej. Wcześniej ci o tym nie mówiłem, ale w sobotę zatrzymali mnie dwaj policjanci i dokładnie przeszukali, bo myśleli, że mam nóż.
– Nie powiedziałeś im, że jesteś księgowym?
– Powiedziałem. Ale odburknęli, że to nie ma żadnego znaczenia. Inaczej mówiąc, skoro jestem czarny, to muszę być przestępcą.
– Już nas nie kochasz, Daraji i mnie?
Enilo odwrócił głowę, tak jakby chciał patrzeć już tylko w przyszłość.
– Jak mogę kogoś kochać, skoro nie kocham samego siebie?
Do izolatki wróciła pielęgniarka. Towarzyszył jej sanitariusz, który pchał wózek inwalidzki.
– Wszyscy gotowi? – zapytała wesoło pielęgniarka.
Doktor Macleod popatrzył na Chiasokę ze współczuciem, niemal po ojcowsku.
– Niezależnie od tego, jaki będzie wynik badania, dobrze się panią zaopiekujemy, pani Oddywolly.
Była godzina piąta po południu i na dworze już szarzało, kiedy doktor Macleod i jego dwoje asystentów wrócili do pokoju szpitalnego Chiasoki z wynikami badania ultrasonograficznego.
Wcześniej pielęgniarka odnalazła jej telefon i Chiasoka porozmawiała z Darają. Powiedziała jej, że znalazła się w szpitalu z powodu bólu brzuszka, ale wkrótce wróci do niej i do cioci Abebi. Odebrała także wiadomość od policji z Peckham: jej zniszczony samochód odholowano na Lugard Road i pozostawiono na parkingu na tyłach bloku mieszkalnego kuzynki.
Wciąż kręciło jej się w głowie i bezustannie miała wrażenie, jakby w brzuchu coś się przemieszczało. Jakieś dwadzieścia minut wcześniej podano jej kubek herbaty z mlekiem, ale kiedy tylko upiła pierwszy łyk, zwymiotowała na podłogę.
Doktor Macleod usiadł na krześle przy łóżku, a dwoje asystentów stanęło za jego plecami. Ich spojrzenia wprawiały Chiasokę w konsternację. Wydawało jej się, że patrzą na nią niemal jak na żywy eksponat w jakimś gabinecie osobliwości.
– Mam już wyniki – odezwał się doktor Macleod. – I muszę powiedzieć, że jest pani w ciąży. Nie mam co do tego żadnych wątpliwości.
– Jak to możliwe? – zaprotestowała Chiasoka. – Jak to jest możliwe? Usunęłam to dziecko. Na własne oczy widziałam w toalecie, co ze mnie wyszło. I przysięgam na Boga, że od tego czasu nie byłam z żadnym mężczyzną.
Doktor Macleod trzymał zieloną kopertę, ale jej nie otworzył ani nie podał Chiasoce.
– Przykro mi, pani Oddywolly, ale badanie USG potwierdziło, że w pani macicy znajduje się żywy płód. Muszę jednak dodać, że ten płód jest cokolwiek niezwykły. W rzeczy samej, nie wchodząc w szczegóły, jest nieprawidłowy. Do tego stopnia, że prawie na pewno będziemy musieli zrobić cesarskie cięcie, żeby go usunąć.
Chiasoka patrzyła na lekarza z przerażeniem.
– Co to znaczy „nieprawidłowy”? – wyszeptała. – Co złego się z nim dzieje?
– Nigdy dotąd nie zadawałem ciężarnej kobiecie takiego pytania, ale czy na pewno chce go pani zobaczyć? Zapewniam panią, że ze względu na deformację płodu nie ma najmniejszej szansy na uratowanie go, i dlatego zachęcam panią do bezzwłocznego przerwania ciąży. Ujmę to w ten sposób: dzięki temu będzie pani mogła w ogóle go nigdy nie zobaczyć.
– Czy to możliwe, że jest aż tak źle? Przecież nawet nie wiem, skąd on się we mnie wziął.
– Kiedy przerwiemy ciążę, przeprowadzimy badania DNA, które pozwolą ustalić, kto jest ojcem.
– Nie ma ojca.
– Czy wolno mi zatem przyjąć, że możemy czym prędzej przystąpić do zabiegu?
– Dlaczego spodziewa się pan, że natychmiast wyrażę zgodę na aborcję, skoro nawet nie wiem, skąd się on wziął i co właściwie się z nim dzieje? Muszę chociaż go zobaczyć. Nie dbam o to, jak wygląda. Jakkolwiek się począł, w połowie zrodził się ze mnie.
– Jest pani całkowicie pewna? – zapytał doktor Macleod.
–