że utrudnia ona swobodny transport śmierdzącej wody, fekaliów i papieru toaletowego, czyli wszystkiego, co spływało tutaj każdego poranka i każdego wieczoru, kiedy mieszkańcy Peckham kąpali się w wannach i pod prysznicami, korzystali z toalet i myli naczynia.
Gemma wciągnęła powietrze nosem. Ścieki cuchnęły jak zawsze, ale teraz odniosła wrażenie, że dodatkowo wychwytuje w nich niezwykły w tym miejscu cytrynowy aromat.
Zatrzymała się i zapytała:
– Czujesz to?
– Czuję wyłącznie zapach mentolu – odpowiedział Newton. – Zanim zejdę do kanałów, zawsze wcieram pod nos maść Vicks.
– Jasne – stwierdziła Gemma.
Przeszła jeszcze kilka metrów, po czym skinęła na Newtona, żeby stanął obok niej i sfilmował ją, jak wybiera z zatoru garście pieluch, tamponów i stwardniałego tłuszczu. Część odpadów wciąż była stosunkowo miękka i łatwo było ją ugniatać w grudy, ale gdy Gemma sięgnęła głębiej, natrafiła na pokłady tłuszczu twarde prawie jak wapień.
Kiedy dzieliła miękką grudę na dwie części, znalazła w niej onyksową bransoletkę. Nie potrafiła sobie wyobrazić, w jaki sposób bransoletka przedostała się do kanału ściekowego ani jaka historia może się kryć za tym znaleziskiem. A przecież znajdowała już w kanałach wiele przedmiotów, które mogły mieć kiedyś dla ludzi wartość sentymentalną – pierścionki, broszki, a któregoś dnia natrafiła nawet na medalion, w którym znajdowała się fotografia małego dziecka.
Wrzuciła bransoletkę do plastikowego woreczka, który zawsze w kanałach ściekowych nosiła przywiązany do nadgarstka. Po powrocie do biura zamierzała ją umyć i zamieścić jej fotografię na Twitterze z nadzieją, że ktoś się po nią zgłosi.
Przy lewej ścianie kanału twardy tłuszcz wznosił się w górę pod dużym kątem niczym białe klify w Dover. Gemma jeszcze raz skinęła na Newtona, żeby podszedł bliżej, i złapała za wierzchołek klifu. Zaczęła ciągnąć, aby oderwać go ściany. Miał konsystencję staroświeckiego mydła kuchennego i był tak mocno przyklejony do cegieł, że mogła od nich odrywać jedynie jego niewielkie, kruszące się fragmenty.
– Cholera jasna – powiedziała. – Będziemy potrzebowali wody pod bardzo wysokim ciśnieniem, aby oczyścić to miejsce. Tu jest mnóstwo korzeni z drzew i… popatrz. Oto główna przyczyna całego zamieszania, korzenie, a ta porozciągana masa spoinowa także działa przeciwko nam.
Korzenie, które wbiły się głęboko pod ziemię, należały do platanów zasadzonych wzdłuż drogi. Wiły się pomiędzy cegłami i docierały do kanału ściekowego, zatrzymując płynące nim odpady. Ale utknęły także w twardniejącym tłuszczu i wyglądały w nim jak żyły i tętnice w ciele człowieka. Były zbyt włókniste, aby mogły się przez nie przebijać kilofy i łopaty, dlatego trzeba było je niszczyć wycinarkami wodnymi.
Newton sfilmował bryłę tłuszczu pod wszystkimi kątami i z bliska zarejestrował, jak Gemma wybiera z niej płaty o różnej gęstości oraz fragmenty brudnych pieluch i papierowych ręczników przylegających do siebie warstwami jak kawałki cienko wałkowanego ciasta.
– W porządku – powiedziała po dziesięciu minutach grzebania w masie. – Chyba mamy już dość materiału, żeby zaprezentować Martinowi, z czym mamy do czynienia. Nie wiem jak ty, ale ja mam wielką ochotę znowu pooddychać świeżym powietrzem.
Akurat ścierała tłuszcz z rękawic, kiedy odniosła wrażenie, że na szczycie zatoru widzi jakiś ruch. Nie przejęła się tym – prawie na pewno był to szczur. W gruncie rzeczy dziwiła się, że aż do tej pory nie natrafiła tutaj na żadnego szczura. Przecież w kanałach aż się od nich roiło, szczególnie w pobliżu brył tłuszczu, którym łakomie się żywiły.
Lekko uniosła głowę, aby lampa na jej kasku mogła oświetlić korzenie pod sufitem. W tej chwili słychać było jedynie człapanie Newtona wracającego do włazu oraz szum ścieków szukających drogi przez zwały tłuszczu. Żałowała, że kiedyś nauczyła się w szkole tego poematu: „Gdzie Alf, najświętsza płynie z rzek,/Przez jamy, gdzie nie wniknął człek”2…
Nie, pomyślała. To był tylko cholerny szczur. Już miała się odwrócić, kiedy w szczelinie pojawiła się twarz, biała jak mleko.
Gemma zastygła w bezruchu, wbijając w nią wzrok. Ciarki przebiegły jej po plecach, jakby pod jej kombinezon ochronny wpełzły stonogi. Otworzyła usta, nie zdołała jednak wydobyć z nich ani jednego słowa.
To była twarz bardzo małego dziecka, ale dziecka z rozciągniętą głową, o wąskiej czaszce i wydłużonych ludzkich rysach. Miało czarne, lśniące, blisko siebie osadzone oczy pozbawione tęczówek, bardzo szerokie nozdrza i usta wygięte w dół, jakby było bliskie płaczu. Nie miało włosów, a jego skóra opalizowała tak samo jak zgromadzony dookoła niego tłuszcz.
Gemma nigdy w życiu nie widziała czegoś równie potwornego, nawet w kanałach ściekowych. Jej przerażenie potęgował fakt, że dziwna zjawa nie okazywała agresji, w przeciwieństwie do szczurów, zwłaszcza tych, które znalazły się w sytuacji bez wyjścia. Ale zarazem nie sprawiała wrażenia, że się Gemmy boi. Po prostu wpatrywała się w nią z upiornym zainteresowaniem, jakby zastanawiała się, kim ona jest i co tutaj robi.
Po długiej chwili Gemma zdołała wreszcie powiedzieć chrapliwym głosem:
– Newton.
Młody człowiek zbliżał się już do włazu, więc musiała zawołać głośniej, aby ją usłyszał:
– Newton!
Zatrzymał się i odwrócił, ale biała twarz w tej samej chwili zniknęła. Z sercem bijącym jak szalone Gemma podeszła bliżej i ostrożnie zajrzała do szczeliny. Czołówka pozwoliła jej dostrzec, że w głębi otworu coś się porusza – coś bladego i lśniącego, coś, co przez ułamek sekundy wiło się tak, jakby miało macki. Jednak zaraz potem widziała już tylko korzenie drzew, postrzępiony biały tłuszcz i porwane wstęgi papieru toaletowego.
– O co chodzi, Gem? – zapytał Newton. Miał, jak to nazywała Gemma, „minę Eddiego Murphy’ego” – był niby poważny, zafrasowany, lecz w każdej chwili gotowy wybuchnąć sarkastycznym śmiechem. – Wyglądasz, jakbyś przed chwilą zobaczyła ducha.
– Coś tam jest. Coś żywego. I zanim powiesz, że szczur, nie, to nie jest szczur.
– Jeśli nie szczur, to może aligator?
– Do diabła, o czym ty mówisz? Jaki aligator?
– Co prawda nie słyszałem o aligatorach w Londynie, ale zdarza się to w Ameryce, prawda? Ludzie kupują małe aligatorki jako zwierzątka domowe, a kiedy się nimi znudzą, spuszczają je w kiblach. Słyszałem o takich, które w kanalizacji rozrosły się do ogromnych rozmiarów.
– Newton, to nie był aligator. Nie ma mowy. To był raczej… sama nie wiem. To bardziej przypominało dziecko.
– Co? Dziecko w kanale ściekowym? Za Chiny nie mogłaś tu widzieć dziecka. Przede wszystkim w jaki sposób by się tutaj dostało? No, chyba że ktoś by je spuścił w toalecie.
– Nie wiem. Po prostu wyglądało jak dziecko, i tyle. Tyle że jego głowa była długa i cienka. Cholernie mnie przestraszyło.
– No i nic dziwnego, kanały ściekowe są trochę jak gabinet strachu.
Gemma jeszcze raz zajrzała do szczeliny, ale czymkolwiek była zjawa o białej twarzy, i tak pochłonęła ją już ciemność. Przez chwilę zastanawiała się, co robić – może powinna zawołać ludzi z łopatami, żeby zaczęli kopać w tłuszczu i żeby spróbowali wydobyć z niego dziwną istotę? Bo gdyby użyli wody pod wysokim ciśnieniem, prawdopodobnie by ją zabili.