Powiedz mi, że żartujesz. Jak duża jest ta bryła?
– O połowę mniejsza od tej z Whitechapel, ale ma przynajmniej sto trzydzieści metrów długości i według moich szacunków waży sporo ponad sto ton.
– Co za gówno.
– Tak, gówno oczywiście też tam jest, ale również i inne składniki. Głównie tłuszcz kuchenny, ale też nawilżane chusteczki, tampony, kondomy i patyczki kosmetyczne. Poza tym znaleźliśmy też dopiero co narodzone szczeniaki, które jakiś miłośnik zwierząt spuścił w toalecie.
Martin podniósł się z krzesła i stanął przed mapą obok Gemmy. Miał falujące ciemne włosy i był bardzo przystojny, jak główny bohater z seriali wyświetlanych na Netflixie. Dzisiaj miał na sobie ciemnografitową marynarkę z chusteczką wystającą z kieszeni na piersiach i krawatem w tureckie wzory. Ubierał się elegancko, ponieważ niedawno powierzono mu stanowisko kierownika operacyjnego w Crane’s Drains i czuł ciężar swojej nowej władzy sprawowanej nad inżynierami, którzy pracowali w kanałach ściekowych na długo przed jego przyjściem na świat.
Gemma, która stała obok niego w kombinezonie ochronnym, była drobną kobietą. Miała jasne włosy spięte w kok i twarz o kształcie serca, a także duże brązowe oczy i lekko wydęte wargi. Kiedy była młodsza, chciała zostać pielęgniarką, ale pewnego dnia w liceum jej klasa zwiedzała wiktoriańskie kanały ściekowe i ten skomplikowany, ukryty świat mieszczący się pod ulicami Londynu zafascynował ją – niekończące się kilometry tuneli, komory, drabiny i tajne drzwi. Przypominał jej powieść Wehikuł czasu, w której szkaradni Morlokowie pracowali w ciemnościach pod ziemią, a zwiewni Elojowie tańczyli radośnie w ciepłych promieniach słońca.
– Tak więc… dowiedziałaś się, co jest przyczyną zatoru? – zapytał Martin.
– Korzenie drzew, na pierwszy rzut oka. Właśnie tam, na skrzyżowaniu z Charles Coveney Road, przebiły strop kanału i oczywiście zaczęły zatrzymywać płynące odpady. Po naszych ostatnich wycinkach i porządkach ze ścian wystają już liczne zasmarkane nosy. Sprawdzałam w dokumentacji: od tego czasu minęły już trzy lata.
„Zasmarkanymi nosami” nazywała wybrzuszenia cementu, które zatrzymywały w kanałach nieorganiczne śmieci, takie jak nawilżane chusteczki czy tampony, i gromadziły rosnące masy zestalonego tłuszczu kuchennego.
– Dobrze – powiedział Martin. – Jeżeli narysujesz schemat, Gem, zaplanujemy, jak pozbyć się tego monstrum. Później także tam zejdę i rzucę na to okiem. Na razie jednak dostarcz jak najwięcej materiałów filmowych, no i oczywiście próbki.
– Część tłuszczu wciąż jest miękka, ale większość uległa zmydleniu, a miejscami nawet stwardniała jak beton – odparła Gemma. – Myślę, że gdybyśmy zaczęli w tym wiercić, wiele nie osiągniemy. Powinniśmy raczej użyć węży wysokociśnieniowych.
– Ludzie z Thames Water będą zadowoleni, co? Prace w Whitechapel kosztowały ich blisko dwa miliony.
– Ale pan Crane nie będzie narzekał. Słyszałeś, co powiedział o nawilżanych chusteczkach?
– Wydaje mi się, że nie słyszałem.
– „Gdyby nie one, nigdy nie kupiłbym sobie domu letniskowego w Marbelli”.
Nie dodała, że pan Crane na pewno nie będzie zachwycony, iż Martin pozwolił na to, żeby pod jego nadzorem utknęła w kanałach wielka bryła tłuszczu. Pan Crane lubił osiągać zyski, ale ten zator był wystarczająco duży, by znalazł się w nieciekawym kontekście w nagłówkach „Evening Standard”, a przecież z wielkim nabożeństwem podchodził do kwestii reputacji swojej firmy, której zadaniem było zapewnianie pełnej przepustowości wszystkich kanałów ściekowych w stolicy. Jej logotypem był żuraw1 stojący na dachu z otwartym dziobem, z którego wyskakiwały nutki, a sloganem: „Crane’s Drains – czysty i przenikliwy”.
Gemma wróciła na Peckham Road swoim miętowozielonym fiatem 500. Jej trzyosobowa ekipa wciąż była na miejscu, zgromadzona nad otwartym włazem na rogu Southampton Way. Pracownicy właśnie wyciągnęli z kanału kamerę Quickview, której użyli w pierwszej kolejności, żeby obejrzeć północny skraj zatoru pod Charles Coveney Road, gdzie ścieki, przemieszane z fragmentami ręczników jednorazowych, pieluch i papieru toaletowego sporadycznie bulgotały pod włazami. Później opuścili na żerdzi kamerę pracującą w technologii Haloptic. Jaskrawe światło jej lampy pozwoliło im zajrzeć do kanału na odległość niemal dwustu metrów.
Gemma zatrzymała samochód i wysiadła. Szybko naciągnęła na dłonie czerwone rękawice ochronne. Już wcześniej zeszła do włazu na Charles Coveney Road. Teraz musiała znów iść na dół i popatrzeć na drugi koniec zatoru, żeby sprawdzić, jak mocno zdążyła stwardnieć bryła tłuszczu.
– Co powiedział nasz jaśnie pan? – zapytał Jim Feather, który w ekipie Gemmy był najbardziej doświadczonym kanalarzem.
Pięćdziesięciopięcioletni, miał siwe wąsy, złamany nos i brakowało mu przednich zębów. Jakieś dziesięć lat temu przypadkowo uderzył go w twarz wąż wysokociśnieniowy, którego używano w kanałach do usuwania twardniejącego tłuszczu. Ciśnienie wody w takich wężach wynosi ponad tysiąc barów i jeśli ktoś nie jest wystarczająco ostrożny, strumień może zedrzeć mu skórę z dłoni.
– Dołączy do nas później. Też chce to zobaczyć.
– Co? Nie uwierzył ci?
– Och, nie bądź zgryźliwy, Jim. Martin chce tylko pokazać, że szanuje pracę swoich ludzi i że w każdej chwili gotów jest sam ubrudzić ręce w kanałach.
– Nie odróżniłby toalety z maceratorem od małpiego tyłka. Jeden Bóg wie, dlaczego dostał awans na kierownika operacyjnego.
– Dobrze sobie radzi z radnymi, a jego wujek jest dyrektorem Thames Water. Nie wiedziałeś o tym? „Kierownik operacyjny” to tylko stanowisko. Wszyscy dobrze wiedzą, że prawdziwą robotę wykonujecie ty i wszyscy chłopcy, którzy nadzorują kanały.
– Wiesz, kim jesteś, Gem? – parsknął Jim. – Niepoprawną flirciarą, i tyle.
Gemma osłoniła oczy przyciemnionymi goglami, zapięła klamerkę pod kaskiem i zaciągnęła po samą szyję zamek błyskawiczny kombinezonu ochronnego. Newton, młody operator kamery, miał zejść do kanału ściekowego razem z nią. Jego zadaniem było fotografowanie bryły tłuszczu i filmowanie, kiedy Gemma będzie brodzić w ściekach i odcinać fragmenty zatoru, aby się dowiedzieć, jak twarda jest przeszkoda i jakie środki będzie trzeba zastosować, aby ją unicestwić.
Jim przesunął pomarańczową plastikową barierkę, aby Gemma mogła wejść do włazu. Intensywny odór unoszący się znad kanału ściekowego niemal zbijał z nóg i Gemma natychmiast przyłożyła dłoń do twarzy.
– Trochę śmierdzi, co? – zapytał Jim. – Jednak stężenie tlenu jest w porządku. Sprawdziliśmy też stężenie siarkowodoru i metanu. Ale… kiedy znajdziesz się na dole, mimo wszystko nie pierdź, Newton. Mógłbyś podnieść stężenie niebezpiecznych gazów powyżej bezpiecznej granicy.
Newton pokazał mu środkowy palec, ale się uśmiechnął. Jim nieustannie nabijał się z intensywnego zapachu paczek z drugim śniadaniem przygotowywanym przez jego matkę i zawsze zawierającym acarajé, ciastka z rozgniecionej fasoli.
– Pałaszujesz tyle fasoli, Newton, że moim zdaniem sam mógłbyś wystrzelić taką bryłę tłuszczu.
Gemma zaczęła schodzić po metalowych szczeblach umocowanych w ścianie włazu. Stanęła w płowym, bystrym nurcie ścieków, sięgającym mniej więcej do połowy jej wysokich gumowych butów. Powoli ruszyła w kierunku północnym. Czołówka halogenowa przymocowana do jej kasku oświetlała zaokrąglone ściany tunelu. Newton