Dopiero po dwóch czy trzech miesiącach przekonałam się, że potrafi być strasznym chamem. W jego pokoju było jak w chlewie i nawet koledzy, z którymi mieszkał, krytykowali go za to, że jest bałaganiarzem. Nigdy nie zmieniał pościeli, a brudne ubrania rzucał po prostu na podłogę.
– Dlaczego więc go nie rzuciłaś? – zapytał Mallett.
– Och, daj spokój, Jeżozwierzu – zareagował Jerry. – Z tych samych powodów, dla których kobiety nie odchodzą od facetów, którzy regularnie je biją. Zawsze wydaje im się, że to one ich w końcu zmienią. Poza tym jest jeszcze coś takiego jak miłość.
– Kochałam go, tak – powiedziała Dżoja. – Był nieokrzesanym brudasem, ale nigdy mnie nie uderzył. Czasami dziko się kłóciliśmy, zwykle jednak Rusul był zabawny, sympatyczny, hojny i… cóż…
– Dobry w łóżku?
Dziewczyna zaczerwieniła się i odwróciła wzrok.
– Rozumiem, że tak – oznajmił Jerry. – Kiedy się zorientowałaś, że jesteś w ciąży?
– Kto panu o tym powiedział?
– Sam Rusul.
Dżoja milczała przez kilkanaście sekund. Jej przyśpieszony oddech podpowiedział Jerry’emu, że jest bliska załamania. – Dwa miesiące temu – powiedziała wreszcie. – Jedenastego sierpnia.
– Jednak nie powiedziałaś o tym Rusulowi? Dlaczego?
– Mieliśmy wtedy problemy. Rusul stracił pracę w warsztacie, ponieważ ciągle się spóźniał. I poza tym…
– Słucham cię. Co poza tym?
– Poszłam do mojej bhawiszja kahenara.
– Naprawdę? A kto to taki?
– Moja wróżka. Przyjaciółka mojej cioci. Ma na imię Hazima i mieszka w Mitcham. Skądś wiedziała, że przyszłam do niej, ponieważ jestem w ciąży. Wiedziała, zanim powiedziałam jej, że to dziecko Rusula.
Dżoja zamilkła i długo siedziała w ciszy, a pod jej czarnymi rzęsami pojawiły się łzy. Jerry i Mallett stali cierpliwie i czekali, aż zapanuje nad sobą.
– Hazima pobłogosławiła mnie – podjęła Dżoja. – Później położyła rękę na moim brzuchu i zamknęła oczy. Dzięki temu mogła mi powiedzieć, jak będzie wyglądało życie dziecka. Coś ją zaniepokoiło, powiedziała, że dziecko nie rozwija się tak, jak powinno.
– Skąd o tym wiedziała? Miała w dłoniach promienie Roentgena czy co? – zapytał Mallett.
– Wszystko, co kiedykolwiek powiedziała mi Hazima, sprawdziło się – oznajmiła Dżoja. – Kiedy miałam zaledwie czternaście lat, powiedziała mi, że spotkam mężczyznę, który będzie lubił się bić, i że dam mu dziwne dziecko. Powiedziała mi też, że później wyjdę za mąż za bogatego mężczyznę, znacznie ode mnie starszego.
Jerry z krzywą miną popatrzył na Malletta.
– Muszę się spotkać z tą Hazimą – odezwał się Mallett. – Może zdradzi mi wyniki najbliższego losowania Lotto?
– Kocham Hazimę – powiedziała Dżoja. – Kocham ją i ufam jej. Mogę jej mówić takie rzeczy, o jakich nigdy nie porozmawiałabym z mamą albo tatą.
– A więc… po tym, co opowiedziała ci o dziecku… zdecydowałaś się na przerwanie ciąży? – zapytał Jerry.
– Nie od razu. Jednak zniechęciłam się do Rusula. Któregoś wieczoru poszłam do klubu karate, żeby z nim porozmawiać, i poznałam Attafa.
– Wtedy zerwałaś z Rusulem?
– Attaf był słodki, delikatny i wyrozumiały. No i jego rodzina przyjęła mnie bardzo ciepło. Kiedy przychodziłam do jego domu, matka Attafa uczyła mnie, jak przyrządzać khir z kardamonem.
– Ale to Attaf namówił cię na to, żebyś przerwała ciążę?
– Tak. Wyznałam mu, że coś jest nie tak z dzieckiem, a on uznał, że w takiej sytuacji powinnam się go pozbyć. Jak powiedział, Makka al-Mukarrama uważał, że tak właśnie powinna postąpić kobieta, kiedy z dzieckiem w jej łonie jest coś nie w porządku.
– Doskonale – wtrącił się Mallett. – Skoro tak uważa ten Makkah alCośTam, niczym się nie przejmuj.
– To wielki uczony islamski – powiedziała Dżoja.
– Rozumiem więc, że od lekarki z Brockley, do której zawiózł cię Attaf, dostałaś pigułki i dziecka pozbyłaś się w domu? – kontynuował Jerry.
– W domu rodziców Attafa, kiedy wyjechali na weekend.
– Przepraszam, że muszę cię o to pytać, wiem, że płód prawdopodobnie nie był wystarczająco rozwinięty, abyś mogła cokolwiek stwierdzić z całą pewnością, ale czy coś dowodziło, że nie jest prawidłowo zbudowany?
Dziewczyna pokręciła przecząco głową i zadrżała, przypomniawszy sobie ponure i tragiczne chwile.
– Poczułam, jak się ze mnie wyślizgiwał, ale na niego nie spojrzałam.
– Zatem zadam ci jeszcze tylko jedno pytanie. Czy Rusul mówił ci, co myśli o Attafie? Powiedział, że jest wściekły albo zazdrosny? Czy groził, że zrobi mu krzywdę?
– Kiedy dowiedział się o dziecku, przyszedł do mnie i zapytał, czy to jest prawda. Nie krzyczał, nie wrzeszczał, kiedy przytaknęłam, ale nie miałam wątpliwości, że jest bardzo zły. Powiedział tylko: dźiwana mate eika dźiwana, co znaczy „życie za życie”. Wtedy nie pojmowałam, co miał na myśli. Oczywiście teraz to rozumiem.
– Czy będziesz gotowa powtórzyć to wszystko w sądzie, jeżeli cię o to poproszą?
– On zabił Attafa. Kochałam Attafa. Gdyby to się zdarzyło w Pakistanie, Rusul zostałby powieszony.
– Rozumiem więc, że tak?
6
Martin Elliot wysiadł ze swojego srebrzystoszarego audi i przeszedł przez ulicę. Tylko dzięki szybkiemu refleksowi nie wpadł pod motorower prowadzony przez dostawcę z firmy Deliveroo. Motorowerzysta, nie przerywając jazdy, krzyknął coś w jego kierunku, ale Martin usłyszał z tego tylko pytanie: „Jesteś, kurwa, ślepy?”.
Jim Feather czekał na niego przy barierkach. Palił papierosa i rozmawiał z Newtonem. Kiedy tylko dostrzegł Martina, wrzucił niedopałek do rynsztoka i wypuścił w powietrze chmurę gęstego dymu.
– Co słychać, Jim? – zapytał Martin. – Cześć, Newton, wszystko w porządku? Rzuciłem oko na twoje filmy. Wygląda na to, że mamy tutaj całkiem sporą przeszkodę. Gdzie jest Gemma?
– Wróci za chwilę. Poszła po kawę i pączka.
– O rety – jęknął Martin, machając dłonią przed twarzą. Nawet na otwartej przestrzeni czuł odór zjełczałych wyziewów z kanału ściekowego. – Musi mieć żołądek o wiele silniejszy od mojego.
Bezustannie przypominał sobie, że jest tutaj szefem, ale był też aż nadto świadomy, że jego biały kombinezon ochronny jest nowiutki i świeży, nie ma na nim najmniejszej plamki. Także jego kask, nieskazitelnie czysty, bardzo się różnił od poobtłukiwanego i poplamionego kasku Jima. Martin poczuł się tak samo jak pierwszego dnia w szkole średniej, gdy wszedł do swojej klasy w marynarce przynajmniej o dwa rozmiary za dużej i ze sztywną, nowiutką plastikową torbą na ramię. Zupełnie nie pasował ani do tego miejsca, ani do tego towarzystwa.
Gemma przebiegła przez Peckham Road. Trzymała w rękach zakupy ze sklepu Payless – kubek kawy, pączka oraz dwie