Przemysław Piotrowski

Sfora


Скачать книгу

– Załóżmy, że rzeczywiście ktoś próbuje z nami pogrywać. Jaki więc mógłby mieć motyw i dlaczego zdecydował się wybrać na ofiarę właśnie siostrę Teresę?

      – Bo jest pierdolonym psychopatą? – rzucił Krzywicki.

      – Nie pomagasz, Robert. I proszę, panuj nad słownictwem.

      – Ale taka jest prawda. Bo kto zadawałby sobie tyle trudu, aby w taką pogodę biegać po lasach w jakimś kostiumie i mordować zakonnice? I to jeszcze krótko po sprawie Rzeźnika z Nietkowa?

      – Na to pytanie staramy się właśnie odpowiedzieć.

      – No tak. Więc ja odpowiadam. To psychopata czystej wody. A nasz Jasiek to przy nim pikuś.

      – Nie zapominajmy, że chyba lubi szokować, bo nie bez przyczyny podrzucił nam te obgryzione kości… – Borucka nachyliła się nad stołem. – I bądźmy szczerzy, ten facet najprawdopodobniej je ludzkie mięso. Wiecie, co to oznacza…

      – Mamy w mieście kanibala.

      O ile słowo „wilkołak” oscylowało gdzieś na granicy fantazji, groteski i niespecjalnie udanego dowcipu, o tyle „kanibal” brzmiało dużo bardziej dosadnie. Nikt nigdy nie aresztował, nie osądził i nie skazał wilkołaka, ale tych drugich w historii kryminalistyki nie brakowało. Amerykanin Jeffrey Dahmer torturował, mordował i ćwiartował ofiary, a ich kawałki na co dzień przetrzymywał w lodówce. Ukrainiec Andriej Czikatiło gwałcący i na surowo pożerający swoje ofiary, czy polski Rzeźnik z Niebuszewa Józef Cyppek, który zamordowanych nieszczęśników, głównie młodych chłopców, kroił, porcjował i sprzedawał znajomym handlującym mięsem na bazarze. Wszystkich ich łączyło skrajne bestialstwo i brak jakiejkolwiek empatii. Każdy z zebranych w gabinecie Czarneckiego członków grupy znał ich biografie na pamięć i sugestia, że zwyrodnialec podobnego kalibru właśnie rozpoczął łowy w Zielonej Górze, nawet najbardziej doświadczonego i odpornego człowieka mogła przyprawić o dreszcze. Mało tego, jeśli przypadkowo odnaleziona ręka nie należała do siostry Teresy, to czysto teoretycznie należało zakładać, że jej właścicielka wciąż mogła żyć. Przynajmniej póki nie zostało odnalezione ciało.

      – To jedna z hipotez, którą musimy potraktować bardzo poważnie – oznajmił po krótkiej chwili Czarnecki. – Ale poczekajmy na wyniki sekcji. Robert z pewnością wykaże, czy na ciele siostry Teresy znajdują się ślady po ludzkich zębach. W tej kwestii brakuje mi również osądu Eli, która powinna właśnie dojeżdżać do Zielonej Góry. Kanibalizm wśród seryjnych morderców był tematem jej pracy doktorskiej, dlatego jej ocena sytuacji zdaje się absolutnie nieodzowna.

      – Elka zdąży na sekcję? – spytała Borucka.

      – Nie dzwoniła, więc zakładam, że pociąg przyjedzie planowo.

      – Fajnie będzie znów ją zobaczyć. Jej teoria dotycząca zemsty na tej niczemu winnej dziewczynie… Chryste, jak ona miała?

      – Oliwia Malinowska – pomógł Zimny.

      – Tak, właśnie. To był absolutny majstersztyk, wciąż jestem pod wrażeniem.

      – Ela już wkrótce do nas dołączy, ale do jej przybycia mamy jeszcze trochę czasu – skomentował Czarnecki. – Grzegorz, jak wygląda sprawa z przesłuchaniem świadków?

      – Mamy zeznania szesnastu z trzydziestu ośmiu – odparł Zimny. – Do tej pory żadnych konkretów. Nikt nic nie widział. Kilku sprawiało kłopoty, ale udało się opanować sytuację. Pojawiły się też problemy logistyczne, bo przecież nie możemy ich tu trzymać całe dnie, zwłaszcza niepełnoletnich. Do tej pory żaden z hoteli nie wyraził chęci współpracy, a w celach przecież ich nie zamkniemy.

      – Owszem, nie możemy, ale to akurat nie nasz problem. Naszym zadaniem jest odebrać od nich zeznania. Nie wiem, niech ich gdzieś zakwaterują. Może sala gimnastyczna?

      – Zgłoszę komendantowi.

      – Po prostu tego przypilnuj, Grzegorz.

      – Jasne.

      – Z tym facetem, który widział ją na Pileckiego, porozmawiam osobiście. Najlepiej jeszcze przed sekcją.

      – Jeśli będzie dysponowany…

      – To oczywiste. A psy? Znalazły coś?

      – Pracowały całą noc, ale tak jak mówiłem…

      Brudny słuchał kolejnych członków grupy, sam niewiele się odzywając. Nie mógł opędzić się od wrażenia, że wszyscy, łącznie z Czarneckim, błąkają się jak dzieci we mgle. Oczywiście wciąż brakowało dowodów, zeznań świadków, wyników z laboratorium i wszystkich innych składowych, na których podstawie można by stworzyć jakąś sensowną hipotezę, ale przez prawie dwie godziny nikt z tu obecnych nie zwrócił uwagi na jeden drobny szczegół. Szczegół, który w jego mniemaniu mógł mieć absolutnie kluczowe znaczenie.

      – Czy ktoś z was bierze pod uwagę, że śmierć tej zakonnicy może mieć jakiś związek z sierocińcem hieronimek? – wypalił, gdy na tapecie znów pojawił się wilkołak.

      Zebrani zamilkli i spojrzeli po sobie. Według wszelkich raportów siostra Teresa nie miała żadnych korelacji z pracownikami Placówki Opiekuńczo-Wychowawczej Hieronimek Zielonogórskich, w ostatnich latach nie utrzymywała z nimi kontaktów (nawet telefonicznych), nie była też blisko z nikim, kto takie kontakty utrzymywał. Uzyskane informacje na temat jej osoby sugerowały, że należała do cichych, skromnych i uczciwie świadczących posługę zakonnic, nijak przystających do sióstr pokroju do niedawna zarządzającej ośrodkiem matki przełożonej Gwidony.

      – Nie odrzucamy żadnej hipotezy, choć chwilowo naszą uwagę skupiają inne tropy – odparł dyplomatycznie podinspektor Zimny.

      – A czy ktoś opracował już konkretny raport z działalności sierocińca? – Brudny nie odpuszczał. Dziwił się, że Czarnecki sam jeszcze nie podjął tego wątku.

      – Sprawę pilotuje wyznaczony do badania nieprawidłowości kurator, ale nie słyszałem, aby taki raport powstał. Czy coś pan sugeruje, komisarzu?

      – Na razie nie, ale chciałbym uzyskać dostęp do tych materiałów.

      Czarnecki słuchał w milczeniu, ale postanowił się włączyć do rozmowy. Ufał Brudnemu i rozumiał jego potrzebę zgłębienia ponurej historii placówki, w której komisarz spędził połowę życia. Ba, w zasadzie ściągnął go, aby mieć na podorędziu, w razie gdyby śledztwo niebezpiecznie skręciło w tym kierunku, ale wątpił, aby łączący obie sprawy „habit” był wystarczającym powodem, żeby zajmować się tym już teraz.

      – To oczywiście da się załatwić. Ale… – Zimny posłał pytające spojrzenie Czarneckiemu.

      – Gracie w totka? – Brudny nie dał szansy inspektorowi na zajęcie stanowiska.

      Członkowie grupy znów popatrzyli po sobie pytająco.

      – Może pan jaśniej, komisarzu? – Prokurator Winnicka wyzywająco zmierzyła Brudnego wzrokiem.

      – Ja nie gram, bo prawdopodobieństwo trafienia szóstki wynosi jeden do czternastu milionów. Jakie według was są szanse na brak związku przyczynowo-skutkowego między śmiercią zakonnicy a faktem, że miesiąc wcześniej z rąk byłego prokuratora ginie matka przełożona odpowiedzialna za prowadzenie ośrodka, w którym regularnie dochodziło do przemocy i gwałtu na nieletnich?

      Atmosfera zgęstniała. Pytanie zdawało się banalne. Wystarczyło je tylko zadać w odpowiedni sposób. Odpowiedź nasuwała się sama, choć w świetle masy innych tropów nikt nawet nie próbował się nad nią zastanowić.

      – Jest tu ktoś, kto przyzna, że to na pewno tylko zbieg