Kristin Hannah

Odległe brzegi


Скачать книгу

słońca i dwukrotnie spał na kanapie w swoim gabinecie.

      Rozmawiali z dziesiątkami osób, sprawdzali wszelkie poszlaki i próbowali na siłę pokonać zamknięte drzwi.

      Insynuacje, anegdoty, plotki – tego im nie brakowało. Według wszystkich rozmówców Drew był wrednym, niezbyt inteligentnym młokosem, który miał o sobie wyjątkowo wysokie mniemanie, w ogóle nie liczył się z odczuciami innych ludzi i niezachwianie wierzył, że nie dotyczą go żadne normy społeczne. Innymi słowy: był prawdziwym wrzodem na dupie.

      Okazał się również najlepszym sportowcem Oregonu, najlepszym od dwudziestu lat koszykarzem w tym stanie. Wielu liczyło na to, że zdoła doprowadzić niemający szczęścia zespół Panthers do pierwszego w historii mistrzostwa NCAA.

      Nic dziwnego, że żaden z członków drużyny nie chciał z nimi rozmawiać, nie zgodził się nawet wygłosić komentarza. Trener koszykarzy był nieuchwytny. Co więcej, wyszło na jaw, że oprócz siostry Sally nikt nie zwrócił uwagi na to, co spotkało nieszczęsną dziewczynę. Krótko mówiąc, nie mieli żadnych dowodów. Jasne było, że ludzie nie lubią Drew Graylanda, ale nikt nie chciał puścić farby przed kamerą.

      Po następnym bezowocnym dniu Jack i Sally poszli do małej restauracji na kolację. Usiedli w boksie na tyłach lokalu, gdzie panował półmrok i cisza.

      – Co dalej? – spytała Sally.

      Jack uniósł wzrok znad notatek, które porozkładał na stoliku. Był zaskoczony, że lokal jest prawie pusty. Kiedy przyszli, zajęte były niemal wszystkie stoliki.

      – Myślę, że wypijemy następnego drinka.

      Machnął ręką na kelnerkę.

      Szybko podeszła i wyjęła ołówek zza ucha.

      – Co mam panu przynieść, panie Shore?

      Jack uśmiechnął się ze znużeniem. Tym razem chyba po raz pierwszy w życiu wolałby, żeby go nie rozpoznano. Czuł, że jest już nieźle wstawiony.

      – Dewar’s z lodem.

      – A ja poproszę margaritę z lodem, bez soli – powiedziała Sally.

      Chwilę później kelnerka wróciła z drinkami.

      Jack sączył alkohol i nie odrywał wzroku od notatek. Wpatrywał się w nie od godziny, próbując doszukać się czegoś, co pominął. Kogoś, z kim zapomniał porozmawiać. Niczego nie znalazł. Nie miał pojęcia, od czego teraz, do diabła, zacząć. Uświadomił sobie, że znów przegrał. I tym razem pociągnie ze sobą w dół Sally.

      – Jutro Henry wraca z Australii. Może powinnaś pójść z tą historią do niego.

      – Rozgryziemy ją, Jack. Ty i ja.

      Jej przekonanie o wygranej ani na chwilę się nie zachwiało. Pomimo wszystkich ślepych uliczek i tak wielu wypowiedzi ograniczających się do słów: „Bez komentarza” przez cały czas wierzyła w Jacka. Nie mógł sobie przypomnieć, kiedy po raz ostatni ktoś tak w niego wierzył.

      Spojrzał na nią. Nawet teraz, kiedy sprawy wyglądały naprawdę beznadziejnie, jej czarne oczy były pełne optymizmu. Chociaż dlaczego nie? Miała dwadzieścia sześć lat, całe życie przed sobą; minie sporo czasu, nim pozna gorzki smak zawodu.

      W jej wieku Jack był taki sam. Po trzech wspaniałych latach na UW i zdobyciu nagrody Heismana był pierwszorzędnym kandydatem dla jakiegoś dobrego zespołu, który przegrywał i rozpaczliwie potrzebował kogoś nowego. Biegał w głębi boiska jak szalony, żeby coś wskórać, ciężko pracował i grał, jak dyktowało mu serce. Trzy lata później otrzymał propozycję z zespołu Jets.

      To był jego pierwszy Złoty Rok.

      W czwartym meczu pierwszego sezonu w Nowym Jorku grający na boisku quarterback odniósł kontuzję, a wówczas przyszła kolej dla Jacka. Zaliczył w tym meczu trzy przyłożenia. Pod koniec sezonu nikt nie pamiętał nazwiska zawodnika, którego Jack zastąpił. Tak oto narodził się „Jumpin’ Jack Flash”. Tłumy skandowały jego imię; gdziekolwiek się pojawił, błyskały flesze. Doprowadził swój zespół do zwycięstwa i zdobycia Super Bowl. W taki sposób powstają legendy. Przez lata był supergwiazdą. Bohaterem.

      Potem doznał kontuzji.

      Koniec gry. Koniec kariery.

      – Jack? – Głos Sally przywołał go z powrotem do zadymionego baru. Przez kilka sekund go tu nie było. – Co ci się przydarzyło?

      Westchnął. To musiało nadejść.

      – Kiedy byłam małą dziewczynką…

      Niezły początek – pomyślał.

      – …razem z ojcem oglądałam mecze futbolowe. Byłeś jego ulubionym zawodnikiem. Komentował każdy twój ruch, analizował wszystkie podania. Umarł, kiedy miałam jedenaście lat… na raka… a ilekroć wspominam dawne czasy, zawsze myślę o futbolu. Każdego dnia po szkole siadywałam obok jego łóżka w szpitalu. W weekendy oglądaliśmy razem mecze. Myślę, że to było lepsze niż rozmowa. – Zerknęła na niego. Po chwili na jej ustach pojawił się uśmiech. – Zawsze powtarzał, że byłeś najlepszym quarterbackiem w historii tej gry, tymczasem teraz jesteś w Portlandzie, w Oregonie, w najpodlejszej stacji telewizyjnej w mieście. Co się stało?

      Wcześniej czy później wszyscy o to pytali. W jaki sposób wszystko straciłeś? Zawsze odpowiadał tak samo.

      – Słyszałaś na pewno, że nabawiłem się kontuzji kolana.

      Wychyliła się do przodu i przyjrzała mu się z powagą.

      – Ale to nie wszystko, prawda?

      Jack poczuł, że nadchodzi wyjątkowo niebezpieczna chwila; powoli, świadomie zmierzali w stronę intymności. Oczywiście był na to za mądry. Każdy mężczyzna w jego wieku dobrze wie, co mu grozi, ale od tak dawna był samotny, bardzo samotny, a w tej chwili ciężar wydawał mu się nie do zniesienia.

      – Wszystko zaczęło się w szpitalu.

      Zdumiewające, ale powiedział jej o tym, że uzależnił się od środków przeciwbólowych, potem zaczął brać narkotyki i zawalił sprawę w „Monday Night Football”.

      Wspomnienia przypominały garść potłuczonego szkła, kawałki o ostrych brzegach, okruchy, które odbijały światło. Wiedział, że gdy mocniej je ściśnie, ręka zacznie krwawić, ale nie mógł się powstrzymać.

      Zawsze starał się udawać, że rozstanie z futbolem nie miało dla niego znaczenia, choć w rzeczywistości gra na boisku ukształtowała całe jego życie. Bez niej noce i dni przewijały się jak bezsensowne sceny w niemym filmie. Znieczulał się prochami i alkoholem. Jego wyskoki przeszły do legendy. Ze złotego chłopca przeistoczył się w towarzyskiego błazna. Często na przyjęciach urywał mu się film.

      Dobrze jednak pamiętał wypadek. Było późno, albo wcześnie, zależy, jak się na to spojrzy, zimna, śnieżna noc. Nie powinien siadać za kierownicą, zwłaszcza po wielogodzinnej popijawie w Village Vanguard, ale ta refleksja przyszła mu do głowy już po fakcie. Pamiętał tylko potworny pisk opon i zapach palonej gumy.

      – Nikomu nic nie zrobiłem – szepnął – ale nie to było najważniejsze. Mój agent dopilnował, żeby wszystko wymazano z akt, ale był to koniec mojej kariery. Po rehabilitacji udało mi się znaleźć pracę jedynie w lokalnej stacji w Albuquerque. Tak oto zacząłem długie, wolne wspinanie się z powrotem na szczyt.

      Spojrzawszy na Sally, zdał sobie sprawę, że coś się między nimi zmieniło. Po raz pierwszy zobaczyła w nim kogoś więcej, nie tylko Jacksona Shore’a, legendę futbolu, dostrzegła mężczyznę, którym naprawdę był.

      Próbował odwrócić wzrok. Nie mógł.

      Dotknęła jego ramienia.

      – Dzięki tej aferze i ty, i ja zrobimy zawrotną karierę.

      Jej