Kristin Hannah

Odległe brzegi


Скачать книгу

Wszystko było lepsze od siedzenia w niewielkiej restauracji i marzenia o kobiecie, której nie mógł mieć.

      – Co byś powiedziała na powrót i ponowny objazd campusu? Dyrekcji i obsługi na pewno już nie ma. Może ktoś zechce z nami porozmawiać, gdy w pobliżu nie kręcą się strażnicy?

      – Warto spróbować.

      Jack zapłacił rachunek i wyszli.

      Wróciwszy do campusu, próbowali w tych samych miejscach co poprzednio, odszukali wszystkich wcześniejszych rozmówców. Nie pozwalali się zbyć, byli dosłownie wszędzie.

      Bez skutku.

      W końcu zatrzymali się na parkingu i przez chwilę siedzieli w jasnym świetle latarni. Na przedniej szybie lśniły srebrne krople deszczu.

      – I to by było na tyle – powiedział w końcu, sięgając po kluczyki.

      Zerknął na zegarek. Była pierwsza w nocy. Za kilka godzin znów będzie musiał pojawić się w pracy.

      Gdy ktoś nagle zapukał w szybę, oboje podskoczyli przerażeni.

      Jack opuścił szybę. Przy drzwiach stał policjant z tutejszego posterunku, mężczyzna, z którym wcześniej próbowali rozmawiać. Sally automatycznie sięgnęła po notes i otworzyła go na czystej stronie.

      – Szukacie haka na Drew Graylanda? – szepnął policjant.

      – Taaak. Słyszeliśmy, że w ostatnią sobotę przyłapano go na jeździe po pijanemu.

      – Nic nowego. Dobrym sportowcom nawet morderstwo uchodzi na sucho. Niedobrze mi się od tego już robi. Mam córkę.

      – Czy może pan potwierdzić, że w sobotnią noc Drew został aresztowany?

      Policjant wybuchnął śmiechem.

      – Aresztowany? Bardzo wątpię.

      – Jak pan się nazywa?

      – Mark Lundberg.

      – Czy możemy zacytować publicznie pana wypowiedź?

      Policjant potrząsnął przecząco głową.

      – Mam dwoje dzieci. Nie mogę podjąć walki, ale też nie mogę stać obok i patrzeć. Proszę, to dla was.

      Przez uchyloną szybę wsunął do samochodu brązową kopertę.

      Jack zerknął na papier. Nie było na nim żadnych znaków. Kiedy uniósł głowę, Lundberga już nie było.

      Shore otworzył kopertę, wyjął papiery i pobieżnie je przejrzał.

      – O mój Boże…

      – Co to jest? – spytała Sally głosem pełnym oczekiwania.

      – Raporty policyjne. Cztery kobiety oskarżyły Drew o gwałt.

      – I nigdy go nie aresztowano?

      Odwrócił się i spojrzał na nią.

      – Nigdy.

      Elizabeth po raz ostatni sprawdziła listę.

      Wysłać paczki.

      Odebrać rzeczy z pralni chemicznej.

      Poinformować pocztę o wyjeździe.

      Odwołać dostawę mleka.

      Wymienić baterie w detektorze dymu.

      Potwierdzić rezerwację.

      Wszystko zostało załatwione. Jutro o tej porze będzie już w domu ojca, żeby razem z córkami i rodziną w stary jak świat sposób uczcić Boże Narodzenie.

      Po raz ostatni sprawdziła cały dom, po czym zabrała torebkę i skierowała się do drzwi.

      Gdy wyszła na werandę, promienie słońca przedarły się przez zasnute szarymi chmurami niebo i utworzyły na ziemi jasne plamy. Podwórko wyglądało jak zaczarowane, jak jakiś zapomniany zakątek zaklętego lasu.

      Patrzyła na białe płyty, które prowadziły na skraj posiadłości. Zapraszały, żeby się po nich przejść.

      Elizabeth udała się do samochodu.

      Bez przeszkód dojechała do Portlandu. Przynajmniej raz nie padało, a ulice centrum miasta były opustoszałe. Przypuszczała, że to smutna oznaka naszych czasów. Dawniej, zwłaszcza przed okresem gwałtownego rozwoju firm internetowych, te same ulice wypełniały tłumy ludzi, którzy robili przedświąteczne zakupy. W ubiegłym roku niemal godzinę musiała czekać przy stoisku, na którym pakowano prezenty; w tym roku w ogóle nie było tu kolejki.

      Gdy podjechała pod budynek uczelni, zatrzymała się na parkingu podziemnym i poszła schodami do głównego holu.

      – Cześć, Eleanor – powiedziała do dziobatej recepcjonistki. – Wesołych Świąt!

      – Witam, pani Shore. Nie obchodzę Bożego Narodzenia… jest zbyt skomercjalizowane… ale i tak dziękuję. Nawzajem.

      Elizabeth powstrzymała uśmiech. Nigdy, nawet w młodości, nie była tak zdecydowana i zbuntowana. W czasie, kiedy jej koleżanki ze studiów godzinami dyskutowały o kryzysie politycznym w Iranie, ona nie odrywała nosa pod płócien i farb.

      Obecnie dochodziła do wniosku, że w młodym wieku powinna bardziej się buntować. Prawdopodobnie w przypadku kobiety takiej jak ona tatuaże i kolczyk w nosie mogłyby zdziałać dużo dobrego.

      Weszła na piętro i zauważyła, że biuro Jacka jest puste. Zmartwiona, zerknęła na zegarek, po czym w pośpiechu wróciła na parter, powędrowała do studia i po cichutku weszła do ciemnego pomieszczenia. Było w nim mniej ludzi niż zazwyczaj – może to z powodu świąt.

      Jack siedział na planie, za dużym biurkiem. Reflektory oświetlały jego twarz z grubą warstwą makijażu. Był przystojny jak gwiazdor filmowy. Jak zwykle. To niesprawiedliwe – pomyślała nagle – że on wciąż jest młody, podczas gdy ja wyraźnie się starzeję.

      – …dzięki temu ściśle tajnemu raportowi – mówił – dziennikarze Channel 6 dowiedzieli się, że gwieździe Panther, Drew Graylandowi, kilkakrotnie stawiano zarzuty o niestosowne zachowanie. W ciągu ostatnich dwóch lat cztery kobiety oskarżyły Drew Graylanda o to, że je zgwałcił lub molestował seksualnie. Według komendanta miasta, Stephena Landisa, posterunek z campusu nie przekazał tych raportów policji z Portlandu. Dyrektor sportowy uniwersytetu, Bill Seagel, kiedy został przez nas powiadomiony o tych zarzutach, nie wygłosił żadnego komentarza, powiedział tylko, że z tego, co wie, przeciwko Graylandowi nie wysunięto żadnych oskarżeń. Trener Rivers potwierdził, że jego najlepszy zawodnik będzie w przyszłym tygodniu grał przeciwko UCLA. Mamy zamiar zbadać tę sprawę do końca, a w miarę zdobywania nowych dowodów o wszystkim państwa informować.

      Jack uśmiechnął się do kobiety, która siedziała obok niego. Rozmawiali jeszcze przez sekundę lub dwie, potem Jack odpiął mikrofon i wstał. Przechodząc przez studio, zauważył Elizabeth i uśmiechnął się od ucha do ucha. Chwycił ją za rękę i zaprowadził do swojego biura. Radosnym kopnięciem zamknął za sobą drzwi.

      – Możesz w to uwierzyć, Birdie? Udało mi się! – Roześmiał się. – To wielka afera, nad którą pracowałem w ubiegłym tygodniu. Przy odrobinie szczęścia sprawę podchwycą inne sieci telewizyjne.

      Objął ją i uniósł nad podłogę.

      Śmiała się razem z nim. Nikt nie umiał cieszyć się z sukcesów tak jak jej mąż. Zawsze tak było. W dobrych czasach Jack przypominał wartki nurt, który porywał człowieka ze sobą.

      Poluźnił uścisk i opuścił Elizabeth na podłogę.

      Patrzyli na siebie; uśmiechy zniknęły z ich twarzy. Po długiej, niezręcznej chwili spytała:

      – Jesteś gotowy do jazdy? – Zerknęła