Andrzej Ziemiański

Cyberpunk Odrodzenie


Скачать книгу

westchnęła głęboko i ruszyła do kuchni. Scott przesunął dłonią nad stolikiem. Mikroskopijna kamera umieszczona między palcami rejestrowała zgromadzone przedmioty. Przekartkował staroświecki notes, filmując notatki i zapiski. Pobrał kilka próbek z kopert, kluczy i rzuconych niedbale rękawiczek. Zdążył cofnąć dłoń, zanim Staller wróciła z kuchni. Jego płaszcz rzucony niedbale na sąsiedni fotel zbierał i analizował zapachy.

      – Co jest dokładnie na tym zdjęciu? – zapytała.

      Dwoma palcami dotknął nadgarstka, a potem stuknął nimi w stół. Axel usiadła naprzeciwko i przyciągnęła obraz do siebie. Usiłowała go powiększyć, ale od razu wyskoczyły grube piksele.

      Podniosła na niego wzrok.

      – Co chcesz za oryginał?

      – Chwilę szczerej rozmowy z tobą.

      – Skąd mam wiedzieć, że na tej fotografii jest coś, co mnie zainteresuje?

      – Bo dam ci oryginał przed naszą rozmową. Licząc nie na handel wymienny, ale na twoją wdzięczność.

      Trafił w punkt. W jej oczach pojawił się błysk zainteresowania. Zmarszczyła brwi, myśląc nad czymś intensywnie, a on nareszcie mógł się jej przyjrzeć. Ciekawe, skąd się wzięło imię Axel? W siedzącej naprzeciwko dziewczynie nie było nic męskiego. Fryzura – sięgająca do połowy czoła grzywka i warkocz z kokardą – kojarzyła się ze szkołą dla dziewcząt z dobrych domów, ale obcisła spódnica do kolan i bluzka podkreślająca kobiece kształty wskazywały raczej na wyższe szczeble edukacji.

      – Co mi konkretnie da twoja fotografia?

      – Miejsce pobytu swojej siostry już znasz – stwierdził, jakby nie usłyszał pytania. Z zadowoleniem dostrzegł, że jej brwi powędrowały w górę.

      – Skąd wiesz?

      – Byłaś już tam i szukałaś. – Wziął w dwa palce leżącą na półce pod stolikiem wizytówkę restauracji na obrzeżach Zakazanego Miasta. – Ale niczego nie znalazłaś, prawda?

      Zabawne. Ludzie wpuszczają do swojego domu policjanta i z jakichś przyczyn sądzą, że nie będzie na nic patrzył i nie będzie wyciągał wniosków. Daleko posunięta naiwność. Albo wręcz głupota.

      Patrzyła na niego z uwagą. Być może nawet z odrobiną szacunku.

      – Moje zdjęcie pozwoli ci zawęzić obszar poszukiwań.

      – Jak bardzo?

      – Do kilkunastu przecznic i jakichś dwóch, może trzech pięter.

      – To ciągle dużo.

      Roześmiał się.

      – Serio? W porównaniu z całym miastem?

      Skinęła głową.

      – No dobra – powiedziała, wciąż nie spuszczając z niego wzroku. – Pokaż mi je, to z tobą pogadam. Ale nie myśl, że powiem cokolwiek, co pozwoli ją aresztować.

      Teraz on skinął głową. Znowu dotknął nadgarstka i stuknął w blat. Drugie zdjęcie miało już maksymalną rozdzielczość, jaką dało się wycisnąć z miejskiego monitoringu. Axel pochyliła się nad blatem i muskała obraz tu i tam, powiększając różne jego fragmenty.

      – Na co powinnam zwrócić uwagę? – zapytała wreszcie.

      – Na przedramię faceta w samochodzie.

      Dziewczyna skupiła się na tym fragmencie.

      – Tatuaż… To gang. Nawet wiem jaki.

      – Właśnie. Tak jak mówiłem: dwa, może trzy piętra i kilkanaście przecznic do przeszukania. W Mieście obowiązuje ścisły podział terytorialny.

      – Wpuszczą mnie tam?

      Uniósł otwarte dłonie.

      – Tego nie powiedziałem. Myślałem, że masz jakiś sposób, skoro już tam szukałaś.

      Podniosła głowę, pokazując radosny uśmiech.

      – Pasuje mi ta wymiana – powiedziała. – Pytaj.

      – Pokażę ci jeszcze jedno zdjęcie. Zrobione podczas masakry w laboratorium.

      – Nie wiem, czy chcę je widzieć.

      – Spokojnie. Będzie bez szczegółów.

      Przeniósł kolejną fotografię na blat, powiększył i odwrócił w jej stronę. W chwili, kiedy oboje się pochylili, Scott poczuł chłodny podmuch na plecach. Nic nadzwyczajnego. Po lekach zawsze się pocił, był więc, chcąc nie chcąc, ultraczułym instrumentem do wykrywania przeciągów. Ale przeciąg tutaj? W luksusowym, w pełni klimatyzowanym domu?

      – Mieszkasz z kimś? – spytał ściszonym głosem.

      Zaprzeczyła ruchem głowy.

      – A masz kota? Albo inne małe zwierzę?

      – Nie.

      Jeszcze bardziej ściszył głos.

      – A masz broń?

      Zrozumiała, że coś jest nie tak, bo odpowiedziała również szeptem.

      – Mam – odpowiedziała również szeptem, po czym odruchowo zerknęła na sufit. – Ale w sypialni. Bo co?

      Zbliżył usta do jej ucha.

      – Ktoś otworzył okno na górze. A środek dnia to nie pora na włamywaczy.

      Fachowcy na pewno nie braliby się do roboty o tej godzinie. Pijane lub naćpane lumpy mogłyby się oczywiście włamać nawet i teraz, ale na pewno narobiłyby mnóstwo hałasu. Kto poza tym wchodził w grę? Kto mógł bezszelestnie otworzyć okno w domu chronionym nowoczesnym alarmem?

      Zawodowy morderca.

      Odruchowo zerknęła na drzwi wejściowe, ale Scott przecząco pokiwał palcem. Ucieczka przez drzwi tylko pozornie wydawała się najmądrzejszym wyborem. Skoro morderca jest na górze, to najlepiej wybiec z domu i uciekać, kryjąc się za samochodami, prawda? Nic bardziej mylnego. Po pierwsze, napastnik nie jest głuchy, spokojnie zdąży do okna i zastrzeli ofiarę, kiedy ta będzie jeszcze na podjeździe przed domem. A po drugie, najprawdopodobniej nie jest sam. Wspólnik przypuszczalnie czeka w zaparkowanym w pobliżu aucie, więc ucieczka frontowymi drzwiami oznaczałaby pewną śmierć.

      W takim razie może od tyłu, przez ogród? Równie głupie wyjście. A może nawet głupsze, biorąc pod uwagę stratę czasu na forsowanie kolejnych ogrodzeń.

      Ruchem głowy wskazał jej kuchnię i pokazał na migi, żeby położyła się na podłodze i za czymś ukryła.

      – Uruchom ręcznie alarm! – szepnął najciszej, jak mógł.

      To była dobra dzielnica. Ochrona powinna się zjawić za dwie do pięciu minut. Tylko co z tego? Jakie szanse ma dwóch cywilnych ochroniarzy w starciu z uzbrojonym po zęby zawodowcem? Zginą, zanim zdążą zadzwonić do drzwi.

      Zaczekał, aż Staller przemknie do kuchni, po czym zdjął buty i ruszył za nią, ale po kilku krokach skręcił ostro w prawo. Gdyby zabójca korzystał z systemów wykrywania na podczerwień, to na pewno zauważy jego ślady. Ukrył się za ścianą oddzielającą kuchnię od garderoby, wydobył nóż i przykucnął, usiłując uspokoić oddech. Odkąd odszedł ze służby, nie nosił broni palnej. Sądy zbyt często skazywały ofiarę napaści tylko za to, że broniła się za pomocą pistoletu.

      W domu panowała całkowita cisza. Pokusa, żeby wystawić głowę zza ściany, była bardzo silna. Scott jednak wiedział, że gdyby jej uległ, to prawdopodobnie chwilę potem już by nie żył. Według jego szacunków zabójca powinien znajdować się w połowie schodów prowadzących na dół, albo nawet już w salonie. Drewniane schody, drewniana podłoga, a mimo to żadnego skrzypnięcia, nawet najmniejszego szelestu…

      Pierwszy