to.
– Serio. – Nie odpuszczał. – Obiecaj, że w razie czego się odezwiesz.
– Obiecuję. – Zmusiłam się do uśmiechu po raz milionowy tego dnia, po czym machnęłam ręką w kierunku sali. – Naprawdę muszę już iść, bo ludzie zaczną się niepokoić.
– Jasne, idę z tobą.
Clarence podał mi ramię. Już miałam je ująć, ale się zawahałam.
– Co z moim makijażem…?
– Unieś głowę. – Przetarł mi kącik oka kciukiem. – Już, idealnie.
Byłam daleka od ideału.
Byłam mężatką.
I nigdy w życiu nie czułam się tak samotna.
2
Weston
Była najpiękniejszą kobietą na sali.
Najpiękniejszą kobietą na świecie.
Cały wieczór nie potrafiłem oderwać od niej wzroku na dłużej niż dwie minuty. Natychmiast więc zauważyłem, kiedy zniknęła.
A dziesięć minut później ta najpiękniejsza z kobiet – moja żona – wyłoniła się zza parawanu pod rękę ze swoim pieprzonym ekschłopakiem. Wpatrywał się w nią maślanym wzrokiem, a mnie natychmiast pociemniało w oczach.
Ten dzień zdecydowanie nie układał się tak, jak sobie to wyobrażałem.
Z początku byłem nerwowym wrakiem w związku z informacją, że mam syna. Ale gdy zobaczyłem Elizabeth zmierzającą ku mnie, poczułem, że wszystko zaczyna nabierać sensu – choć od kilku tygodni miałem spore wątpliwości.
Jej pochodowi towarzyszyła piękna melodia grana na wiolonczeli. W tamtej chwili nie liczyło się dla mnie to, że miałem jej mniej do zaoferowania niż ona mnie, że pochodziłem z pokręconej rodziny i nie potrafiłem być tak bezinteresowny i szlachetny jak ona. Samo przebywanie z nią wynosiło mnie na nowy, lepszy poziom.
Moje nazwisko, King*, zawsze wydawało mi się niesmacznym żartem, póki ona nie stanęła u mego boku. Przy niej czułem się jak król życia.
Byłem w niej zakochany.
Stanowiła dla mnie początek nowej drogi. Nie chciałem, by ta droga kiedykolwiek się skończyła. Gdyby tak się stało, gdyby Elizabeth odeszła, gdyby nie czuła do mnie tego samego – to byłby mój koniec. Ale gdy trzymałem jej dłoń w trakcie ceremonii, nie martwiłem się jej odejściem. I nie trzymałem się jej tak kurczowo tylko dlatego, że czułem, iż potrzebuję jej, by być dobrym ojcem dla Sebastiana. To udawane wesele nagle stało się dla mnie najprawdziwszą rzeczą pod słońcem. Elizabeth była dla mnie prawdziwa, a wieści o synu sprawiły, że musiałem się pogodzić z własnymi uczuciami.
Wypowiedziałem je więc na głos, w obecności rodziny i przyjaciół, szczerze i otwarcie.
Wiedziałem, że jej przysięga także była szczera.
Gdy zaślubiny dobiegły końca, myślałem, że zaczynamy nowe, wspólne życie.
Jakim cudem, kurwa, zapomniałem o Francji?
Odruchowo powiedziałem, że nie mogę z nią wyjechać. Nadal miałem w głowie słowa Callie dotyczące naszego syna – że mogę być obecny w jego życiu, ale tylko na pełny etat. A jak miałbym tego dokonać, mieszkając niemal na drugim końcu świata?
Nie mogłem go stracić – nie po tym, jak dopiero się o nim dowiedziałem.
Ale nie mogłem też stracić jej. Nie miałbym dla niego domu. Bez niej nie mógłbym zostać takim ojcem, jakim chciałem być.
Może udałoby się to jakoś poukładać, tak by Elizabeth nie musiała rezygnować z marzeń, a ja z relacji z synem, lecz nie dało się tego omówić w trzydzieści sekund na uboczu podczas wesela. To musiało zaczekać, choć toczyła się we mnie wojna emocjonalna między nimi dwojgiem. Starałem się ich jakoś pogodzić, jednak czułem, że sytuacja wymyka mi się spod kontroli.
Najgorszy z tego wszystkiego był wyraz twarzy Elizabeth i jej błagalny ton. Nienawidziłem sytuacji, w której nie mogłem jej wszystkiego wyjaśnić, ale też nie chciałem zrzucać jej na głowę takiej bomby. Nie dziś. Musiałem zaczekać na lepszy moment.
Ukryłem więc Sebastiana głęboko w sercu, razem z Elizabeth, i skupiłem się na przetrwaniu tego dnia. Dzisiaj najważniejsze było oszukać Darrella. Byliśmy tak blisko celu – nie mogliśmy pozwolić, aby zorientował się, że coś jest nie tak.
Byłem z siebie całkiem zadowolony. Po sesji fotograficznej rozdzieliliśmy się, by rozmawiać z gośćmi. Flirtowałem ze starszymi paniami, z uśmiechem przyjmowałem żarciki kolegów kawalerów. Kiedy Sabrina przestraszyła się jednego z gości, ponieważ omyłkowo wzięła go za kogoś innego, uspokoiłem ją, prosząc do tańca. Nie z nią chciałem dziś tańczyć, ale była dobrą przyjaciółką i miłą dystrakcją.
Musiałem trzymać się z dala od Elizabeth. To przez nią robiłem się impulsywny i uczuciowy i za dużo mówiłem. Rozpraszała mnie i odwracała moją uwagę od celu. Sprawiała, że chciałem, aby to był nasz dzień. Pragnąłem zdjąć jej podwiązkę, pokroić razem tort i zatańczyć z nią pierwszy taniec, ale wszystkie te tradycje weselne pominęliśmy, gdyż nie było to prawdziwe wesele.
Teraz jednak byliśmy prawdziwą parą.
Trudno mi było z nią przebywać, wiedząc, że może nam nie wyjść. Zależało mi na niej.
Nie miałem jednak zamiaru pozwolić temu dupkowi Sheridanowi przystawiać się do niej. Była moja. Koniec kropka.
Pomaszerowałem ku nim szybkim krokiem.
– Gdzie byłaś? – zapytałem, spoglądając na nich oboje. Elizabeth popatrzyła na mnie wielkimi oczyma, jakby złapana na gorącym uczynku. Czy to oznaczało, że coś się między nimi wydarzyło?
– Ja… potrzebowałam zaczerpnąć świeżego powietrza – odparła, rumieniąc się.
– Widziałem, jak znika, i poszedłem sprawdzić, czy wszystko w porządku – dodał dupek. – Byłeś zajęty… innymi gośćmi. – Co za palant. Jakby wiedział, co się między nami dzieje.
A może tak właśnie było? Może kontaktowali się ze sobą w ciągu tych kilku tygodni, od kiedy odświeżyli znajomość? W końcu miała jego numer telefonu – sam jej go podałem. Na ile minut zniknęła? Ile czasu mogło jej zająć wyznanie mu, że to wszystko nie było prawdą, że ją oszukałem?
Ale ja wcale jej nie oszukiwałem. I nie miałem takiego zamiaru. Przenigdy.
To po prostu nie był dobry moment na wyjaśnianie jej tego.
Objąłem ją w pasie i przyciągnąłem do siebie zawłaszczającym gestem.
– Porozmawiajmy. – Może i chwila nie była najlepsza, ale musiałem jej coś powiedzieć, by ją zatrzymać, zanim ucieknie do kogoś innego. Prześliznęła się wzrokiem po sali i zebranych gościach.
– Teraz nie możemy.
Faktycznie nie było szans przedrzeć się przez salę. Nagle mnie olśniło.
– Chodź ze mną. – Pociągnąłem Elizabeth na parkiet, gdzie mogliśmy być tylko we dwoje. Wziąłem ją w ramiona; pragnąłem, by została tam na resztę wieczoru.
– Westonie, nie mam ochoty tańczyć – wycedziła przez zęby, uśmiechając się przy tym sztucznie.
– Nic mnie to nie obchodzi. Muszę natychmiast cię przytulić.