się spiąłem. Kolejny problem, który sam sobie ściągnąłem na głowę. Tyle czasu podsycałem zazdrość Elizabeth o Sabrinę. A przecież nic się między nami nie wydarzyło od dnia, gdy Elizabeth wkroczyła do biura Reach i mojego życia.
– Wolałbym tańczyć z tobą – odrzekłem, czując, że to nie wystarczy. Nie byłem jednak pewien, czy wypada mi opowiadać o przeszłości Sabriny.
– Nie wiem, co cię zatrzymało – wysyczała Elizabeth. – Wystarczyło poprosić.
– Przecież nie chciałaś pierwszego tańca.
– Ustaliliśmy to dawno temu, tak samo jak standardową przysięgę. – Odchyliła głowę, by na mnie spojrzeć. – Czuję się przy tobie jak na kolejce górskiej. Raz ci zależy, raz nie. Skąd mam wiedzieć, co jest prawdą?
W jej głosie słyszałem mieszaninę emocji. Pragnąłem tylko to wszystko wyprostować.
– I dlatego zwróciłaś się o pocieszenie do Clarence’a? – Bycie dupkiem przychodziło mi aż za łatwo.
– A ty tańczyłeś z Sabriną – przypomniała mi.
– Na oczach wszystkich, a nie we dwoje w ciemnym kącie. Kiedy skończyliśmy, nie miała wypieków. – Im dłużej o tym myślałem, tym bardziej popadałem w słuszny gniew. Nie podejrzewałem Elizabeth o zdradę. Za bardzo była przywiązana do zasad. Ale nie podobało mi się to, że poleciała do Clarence’a, a nie do mnie.
– Kleiła się do ciebie przez cały czas. Czy to dlatego nie chcesz wyjechać z Nowego Jorku?
– Nie mogę uwierzyć, że… – Urwałem, gdyż zauważyłem, że wielu gości zaczęło na nas popatrywać. I to nie dlatego, że się spieraliśmy. Raczej udało nam się dobrze kryć. Może po prostu przyglądali się młodej parze?
Elizabeth również zorientowała się w sytuacji.
– O cholera.
– Po prostu tańczmy dalej.
– Dokończymy tę rozmowę później – podkreśliła cichym głosem, po czym uśmiechnęła się szeroko. Była niesamowicie dobra w udawaniu, ale ja coraz skuteczniej potrafiłem ją przejrzeć. Co dziwne, jej prawdziwy uśmiech nigdy nie był tak jasny.
Oddałbym wszystko, żeby go teraz ujrzeć.
Minęły całe lata, nim Lee Ann przyzwała nas do siebie.
– Musicie zrobić wielkie wyjście przed resztą gości. Czas się pożegnać.
– Dzięki Bogu. – Elizabeth westchnęła z ulgą. Lee Ann uniosła brew.
– Bolą mnie stopy – wytłumaczyła się moja żona i choć byłem pewien, że to prawda, wiedziałem, że nie jest to prawdziwy powód jej ulgi.
– Jasne, rozumiem – odparła Lee Ann, chociaż sama miała szpilki wyższe niż buty Elizabeth. Chyba nigdy nie skarżyła się na obolałe stopy. Taka była cena elegancji.
Sam preferowałem szczerość Elizabeth, mimo że w tej chwili była ona nie na miejscu. Próbowałem się do niej uśmiechnąć, ale nie zauważyła tego. Może i lepiej. Byłem nadal wkurzony naszą kłótnią, Clarence’em oraz własnymi problemami i niemożnością ich rozwiązania.
Elizabeth podeszła do rodziny, żeby się pożegnać. Większość moich znajomych już się rozeszła – Donovan i Nate urwali się wcześniej ze względu na swoje towarzyszki. Nie miałem ochoty oglądać swoich rodziców, lecz wypadało się z nimi pożegnać.
– To naprawdę wspaniała kobieta – odezwała się matka, gdy pozwoliłem jej się wyściskać. – Mam nadzieję, że będziemy mieli okazję ją lepiej poznać.
Przez większość wieczoru udawało mi się trzymać emocje na wodzy, jednak na myśl o przyszłości z Elizabeth, wywołaną słowami matki, poczułem ukłucie w sercu.
– Ja też – odparłem.
Matka pojaśniała. Popełniłem błąd, dając jej nadzieję na poznanie Elizabeth, choć miałem na myśli raczej to, że sam pragnąłem przyszłości z nią. Ale nie dało się już cofnąć moich słów. Mama miała łzy w oczach na samą myśl, że będzie mogła spędzić ze mną czas.
– Och, Westonie, nie masz pojęcia, jak za tobą tęskniłam. – Ponownie mnie uścisnęła. – Kiedyś sam będziesz miał syna i zanim się zorientujesz, on też dorośnie. I gdy będziesz się z nim żegnał na jego ślubie, zrozumiesz, co czuję. – Mama płakała teraz otwarcie.
Ścisnęło mnie w krtani; obawiałem się odpowiedzieć, by samemu się nie załamać. Nagle uświadomiłem sobie, że ja też tęskniłem za matką. A poza tym miałem już syna. Jej wnuka.
Nawet go jeszcze nie poznałem. Straciłem tyle czasu – dwa lata z jego życia. A napięte stosunki z rodziną miałem już od siedmiu lat. Ile jeszcze lat odbiorę matce?
Dziś jednak nie miałem do tego wszystkiego głowy.
– Kocham cię, mamo – wyszeptałem niepewny, czy mnie w ogóle usłyszała. Uściskałem też ojca, lecz gdy odeszli, nie czułem, by cokolwiek zostało naprawione. Nadal zionęła między nami przepaść, choć przez chwilę rozpostarliśmy nad nią most.
Mój drużba Brett, przyjaciel z koledżu, ogłosił nasze wyjście. Rozległy się oklaski i okrzyki. Czułem się jak gwiazdor. Wziąłem Elizabeth za rękę i pomachałem wszystkim, a potem ruszyłem ku windom i apartamentowi dla nowożeńców.
Gdy tylko zamknęły się za nami drzwi windy, Elizabeth puściła moją dłoń i skrzyżowała ramiona na piersi.
A więc tak miała wyglądać reszta wieczoru.
Przewróciłem oczami i wcisnąłem przycisk najwyższego piętra. Jechaliśmy w milczeniu, napięcie narastało nieznośnie. Byłem przyzwyczajony do iskrzenia między nami i poczucia, jakbym siedział na bombie zegarowej na środku pola bitwy. Czemu więc spodziewałem się, że teraz będzie inaczej?
Dziwne było to, że czułem się z tym komfortowo. A jeszcze dziwniejsze, że mnie to podniecało.
Zaraz po wkroczeniu do apartamentu bomba o imieniu Elizabeth eksplodowała.
– Jesteśmy już sami, więc mów wprost. Wiedziałeś, że wyjadę do Francji. Skoro chciałeś być ze mną, zdawałeś sobie sprawę, że będzie się z tym wiązała przeprowadzka. Czy nie jesteś w stanie choćby przemyśleć swojej decyzji? Chodzi o Sabrinę? O Reach? O Donovana? Bo jeśli to pieprzony Donovan cię powstrzymuje…
Chwyciłem ją za nadgarstki, by przestała wymachiwać rękami, i wykręciłem jej ręce delikatnie za plecy, po czym przerwałem jej gorącym pocałunkiem, odcinając tlen. Puściłem ją dopiero wtedy, gdy się rozluźniła.
– Elizabeth, jestem zmęczony. Nie mam dzisiaj ochoty o niczym rozmawiać.
Zdjąłem frak i rzuciłem go na biurko, a następnie zająłem się spinkami do mankietów.
– Myślę, że obojgu nam przydałoby się spuścić nieco ciśnienia.
Elizabeth wytrzeszczyła na mnie oczy z niedowierzaniem.
– Myślisz, że będziemy teraz uprawiać seks?
Rozbawił mnie jej ton. Jakby to było coś obrzydliwego, na co nie miała ochoty, chociaż przed chwilą całowała mnie tak samo namiętnie jak ja ją.
Ale ja też umiałem grać. Wzruszyłem ramionami.
– Cóż, ja mam zamiar kogoś dziś przelecieć. Jeśli chcesz być tym kimś, lepiej się rozbieraj.
To jej zamknęło buzię. Zawahała się przez kilka sekund, po czym zaczęła mocować z zamkiem u sukni. Znajdował się