Laurelin Paige

Grzeszne gierki. Seksowny duet. Tom 2


Скачать книгу

      – Oświadczyłbym ci się.

      4

       Weston

      Zapłaciłem taksówkarzowi i wysiadłem na chodnik przed kamienicą na Brooklynie. Nie chciałem tu być. Pragnąłem być w łóżku z żoną, kochać się i planować przyszłość.

      Nie miałem jednak wyboru. Czas na planowanie przyjdzie później, kiedy dowiem się więcej o dziecku. Wspiąłem się po sześciu schodkach i wszedłem do ciasnego korytarza. Szukając właściwego numeru na domofonie, próbowałem nie myśleć o ustach Elizabeth, jej cieple i spojrzeniu, gdy poinformowałem ją dziś, że muszę wyjść.

      Odnalazłem napis na domofonie: „Callie Tannen i Dana Steadman”, mieszkanie numer cztery. Na widok drugiego lokatora na plakietce momentalnie się zjeżyłem. Callie mówiła, że Sebastian nie ma ojca. Czy Dana była kobietą czy mężczyzną? A jeśli mężczyzną, to czy chciałby być ojcem dla Sebastiana?

      Wcisnąłem guzik i czekałem na odzew. Po chwili rozległ się brzęczyk. Wszedłem i udałem się pod czwórkę. Mieszkanie znajdowało się na pierwszym piętrze. Jedynka i dwójka mieściły się na parterze, razem z ogrodem. Dobrze, bo mało schodów do pokonania – wygodna lokalizacja, jeśli chodzi o wychowywanie dziecka.

      Uniosłem dłoń, by zapukać, ale Callie mnie ubiegła i otworzyła drzwi. Miała na sobie bluzę i legginsy, a włosy związała w koński ogon. Wydawała się nieco zdyszana, jakby krzątała się po domu. Sądząc po przedmiotach, które trzymała w rękach – pluszowym piesku, zabawkowym dinozaurze i pilocie do telewizora – wywnioskowałem, że robiła porządki na ostatnią chwilę.

      – Wejdź – rzuciła. – Trochę ogarniam dom. Ciężko nadążyć.

      Wszedłem i zamknąłem za sobą drzwi. Callie wrzuciła zabawki do kosza w rogu, odłożyła pilota na stolik do kawy i obróciła się twarzą do mnie.

      – Chcesz zdjąć płaszcz?

      Skinąłem głową i zacząłem się rozbierać, przy okazji uważnie przyglądając się otoczeniu. Wystrój nie przypominał minimalistycznego designu mojego apartamentu czy bogactwa mieszkania Elizabeth. Mieszkanie Callie było przytulne i zastawione przedmiotami do granic możliwości. Pudełka z zabawkami, stoliki i inne szpargały powpychano między wszystkie meble. Na górnych półkach regałów stały klasyki, dolne zaś zastawiono książkami dla dzieci i zabawkami. Przy fotelu dla dorosłych stał dziecięcy fotelik, a przed telewizorem – nocnik.

      W tym mieszkaniu zdecydowanie mieszkało dziecko.

      Moje dziecko.

      – Sebastian jest w domu? – Było tu zbyt cicho.

      – Dana zabrała go do sklepu.

      – Dana to twoja… niania? – spytałem nieśmiało.

      – To moja… przyjaciółka. Mieszka ze mną.

      Co za ulga – Dana nie zagrażała mojemu ojcostwu. Cieszyłem się też, że Callie ma kogoś do pomocy.

      – Właśnie zaparzyłam kawę. Chcesz? – zaproponowała.

      Pokiwałem głową. Nadal czułem się niepewnie.

      Callie udała się do kuchni przylegającej do salonu w otwartym układzie. Podążyłem za nią, bijąc się z myślami.

      – Wiesz, że nadal jestem na ciebie wkurzony?

      – Mhm. – Nalała kawy do kubka i spojrzała na mnie. – Jakieś dodatki?

      – Śmietanka, jeśli masz. I mówię poważnie. Ukradłaś mi dwa lata.

      Otworzyła lodówkę i wyjęła pojemnik ze śmietanką – prawdziwą, taką samą, jakiej używała Elizabeth. Nalała śmietanki do kubka i podała mi go, po czym gestem zaprosiła mnie, bym zajął miejsce przy stole.

      Usiadłem i zapytałem:

      – Czy ty mnie w ogóle słuchasz?

      Callie postawiła swój kubek na blacie stołu, a obok niego położyła album ze zdjęciami. Otworzyła go na pierwszej stronie i popchnęła w moim kierunku, po czym sama usiadła. Spojrzałem na pierwsze zdjęcie, na którym widniał bobas w czapeczce. Buźkę miał czerwoną i poplamioną, jednak reszta ciała była biała. Obok fotografii widniał podpis: „Sebastian Maximilian King, waga 3,5 kilograma, wzrost 53 cm”.

      Sebastian. Mój syn.

      Dała mu moje nazwisko. Stalowa obręcz zacisnęła się na moim sercu. Ciężko mi było wziąć oddech. Nie mogłem oderwać wzroku od zdjęcia. Na tej samej stronie było kilka innych fotografii – na jednej z nich Callie trzymała dziecko przy nagiej piersi. Na jej twarzy malowały się zmęczenie i radość. Na innej maluch leżał w szpitalnym przezroczystym łóżeczku zawinięty w kocyk jak burrito.

      – Wspinałam się na schody Kapitolu w Wirginii Zachodniej, gdy zaczęłam rodzić – zaczęła Callie. – Poród spóźniał się już o cztery dni, bałam się, że mały nigdy ze mnie nie wyjdzie. W budynku, w którym znajdowało się moje mieszkanie, nie było schodów. Wtedy jeszcze nie mieszkałam tutaj. Przeszłam już całe centrum handlowe, ale to było za małe wyzwanie. Pochodzę z rodziny polityków, więc padło na Kapitol.

      Zaśmiałem się pod nosem. Nie znałem jej za dobrze, ale to mi do niej pasowało.

      – Martwiłaś się, czy zdążysz do szpitala?

      – Była ze mną moja siostra, która jest lekarzem. Prowadziła samochód i jednocześnie udzielała mi wskazówek. – Callie pochyliła się nad stołem. – Przeszłam te schody w górę i w dół ze dwadzieścia razy, nim dostałam silnych skurczów. Gdybym mieszkała wtedy w Nowym Jorku, wybrałabym Empire State Building. Albo Statuę Wolności. Miałabym niezły problem, bo poród był szybki.

      – W takim razie dobrze, że cię tu nie było – odparłem niepewny, czy naprawdę tak myślałem. Odwróciłem stronę w albumie, zastanawiając się, czy Callie widzi, jak drży mi ręka. Moim oczom ukazały się zdjęcia noworodka w domu; różne ujęcia matki samotnie wychowującej dziecko. Callie wcieliła się w narratorkę życia Sebastiana. Tu po raz pierwszy się obrócił. Tu pierwszy uśmiech. Tu po raz pierwszy raczkował. Tu po raz pierwszy próbował groszku. A tutaj ciasta. A tu wypowiedział pierwsze słowo.

      – Jakie było jego pierwsze słowo? – zapytałem zafascynowany jej opowieściami.

      – „Mama” – odpowiedziała z dumą, a ja poczułem przypływ zazdrości. Nienawidziłem sam siebie za to uczucie. Zatruwało mnie ono, wręcz nie mogłem usiedzieć w jednym miejscu.

      Przewróciłem kartkę niezdolny spojrzeć na Callie.

      – Wiem, że nie mogę ci oddać tych dwóch lat, Westonie. Ale to już przeszłość i nie ma sposobu jej zmienić. Mogę ci jedynie o niej opowiedzieć. I podzielić się nim z tobą. – Mówiła szczerze. Czułem, że pragnie nawiązać ze mną kontakt.

      A ja już wiedziałem, że kocham to dziecko. Callie wcale nie musiała się tak starać.

      – A to co? – zapytałem, wskazując na lalkę, która towarzyszyła Sebastianowi na wielu zdjęciach.

      – To Bella, jego ulubiona zabawka. Jego dziecko.

      – Ulubioną zabawką mojego syna jest lalka? – zdziwiłem się.

      – Sam ją wybrał. Chyba próbuje być jak ja. Mam nadzieję, że nie masz zamiaru kierować się stereotypami płciowymi, bo… – Spięła się gotowa do walki.

      – Nie, oczywiście, że nie – przerwałem jej. Nie obchodziły mnie stereotypy. Sam jako dziecko uwielbiałem samochody. I superbohaterów. Ale lubiłem też lalki Barbie, choć głównie dlatego,