części z was ten aspekt naszej wrażliwości jest najoczywistszy. Dostrzegamy każdy detal. Może chodzić o sprawy szczególnie przyjemne, takie jak zapach skóry niemowlęcia, cichy szmer oddechu twojego dziecka w nocy albo promienie słońca przenikające włosy twojej nastoletniej córki. Drażnią nas również sprawy, które inni mogą ledwie zauważać, na przykład jedzenie z otwartą buzią, pobrzękiwanie kluczy w kieszeni naszego partnera czy wyczuwalny w prośbie cień zniecierpliwienia.
Jednak mimo że łatwo ulegamy przytłoczeniu, gdy mamy za dużo do przetworzenia naraz (tematem tym zresztą za chwilę się zajmiemy), dystres z powodu wysokiego poziomu bodźców nie jest zasadniczym rysem wysokiej wrażliwości. Bardzo głośny hałas może być denerwujący, ale przeważnie WWO potrafią go znosić, jest to natomiast trudniejsze dla ludzi z zaburzeniami dotyczącymi tolerowania stymulacji.
W moim przypadku uświadamianie sobie subtelnych bodźców wręcz uratowało mojej rodzinie życie:
Gdy mój syn był bardzo mały, mieszkaliśmy w chacie z bali na wyspie w Kolumbii Brytyjskiej. Pewnej jesieni cała nasza trójka jednocześnie przechodziła grypę. Na dworze panował ziąb, dokładaliśmy więc drewna do pieca, nie mając energii do wykonania zupełnie nowej dla nas pracy: czyszczenia przewodów kominowych. W takiej sytuacji gromadzi się w nich dużo kreozotu, który może się zająć ogniem, przegrzać rury, a następnie podpalić drewno, które się z nimi styka.
I tak właśnie się stało – w środku nocy, gdy pod wpływem gorączki wszyscy byliśmy pogrążeni w głębokim śnie.
Ale ja coś usłyszałam. A może poczułam jakiś zapach. W każdym razie to coś nagle mnie rozbudziło. Przez szpary w suficie zobaczyłam poblask światła, którego nie powinno być w wąskiej przestrzeni pod dachem. Zerwałam się na równe nogi, natychmiast zdając sobie sprawę z tego, co zaszło. Obudziłam męża, wyjęłam synka z jego łóżeczka i uciekliśmy. Wtedy nie miałam odpowiednich słów do opisania tego zachowania, ale teraz wiem, że moja wrażliwość na to subtelne światło, dźwięk i zapach uratowała nam życie.
Podsumowując: i ty, i twoje dziecko macie szczęście
D, E i S z akronimu DOES (patrz s. 23) dają ci dużą przewagę: zdolność do głębokiego przetwarzania mentalnego, do emocjonalnej reaktywności i do uświadamiania sobie subtelnych bodźców współpracują w fantastyczny sposób. (Negatywną stroną wrażliwości, czyli uprzykrzonym przeciążeniem bodźcami, zajmiemy się w następnym rozdziale).
Te aspekty wrażliwości służą nam dalej w pierwszych latach szkolnych naszych dzieci, ułatwiając namysł, empatię i świadomość niuansów – zwłaszcza w takich kwestiach jak: kiedy należy być stanowczym, a kiedy odpuścić albo kiedy zachęcać do samodzielności, a kiedy pozwolić dorastającej córce czy synowi na chwilowy powrót do stanu małego, nieporadnego bobasa. Tak na przykład normą jest lęk separacyjny u dziecka, ale w warunkach większej reaktywności emocjonalnej wysoko wrażliwi rodzice bardzo współczują swoim dzieciom, gdy te płaczą, zostawiane gdzieś same. Wiedząc jednak, że dziecko odniesie korzyść z rozwinięcia w pewnym stopniu samodzielności, często potrafimy wyjątkowo celnie dostrzegać w jego płaczu czy słowach subtelne sygnały pozwalające ocenić, kiedy można je zostawić pomimo łez – albo najlepiej jak w ogóle nie dopuścić do takich scen.
Laurie, wysoko wrażliwa matka dwóch małych chłopców, opowiada o synku sprawiającym jej więcej trudności:
Moja wysoko wrażliwa natura sprawia, że dokładnie wiem, co mój syn czuje, i potrafię przewidywać problemy przed ich wybuchem. Analizuję tę sprawę, poszukuję rozwiązań, a potem rozmawiam z nim i całą rodziną o odpowiedniej strategii postępowania, którą możemy wszyscy zastosować. Ogólnie moje instynktowne reakcje w sprawach dzieci są słuszne i mam do nich coraz większe zaufanie.
Oto jak wysoka wrażliwość przysłużyła się Julie:
Często wiem, kiedy któreś z dzieci zachoruje, zanim pojawiają się jakiekolwiek zauważalne dla innych objawy.
Jej niemający tej cechy mąż myślał, że Julie fantazjuje, ale potem, gdy choroba rzeczywiście się pojawiała okazywało się, że żona miała rację.
Z czasem rosła moja matczyna pewność siebie i po kolejnych sukcesach zaczęłam coraz bardziej ufać swoim instynktom.
W odniesieniu do starszych dzieci wkład wnoszony ze strony wysoko wrażliwych rodziców może być subtelniejszy. Na przykład Don, wysoko wrażliwy ojciec, napisał o jednym ze skutków głębokiej więzi, jaką ma ze swymi, starszymi już, dziećmi:
Są w łączności ze swoimi uczuciami, co jak sądzę, jest efektem moich częstych rozmów z nimi, proszenia, żeby mówiły mi o swoich odczuciach i przemyśleniach.
Wysoka wrażliwość jako pradawna strategia samozachowawcza
Na początku napisałam, że cechę tę znajduje się też u wielu innych gatunków, zawsze u mniejszości przedstawicieli. Zatem musi być ona korzystna, bo inaczej by zaniknęła w toku ewolucji.
Dlaczego jednak wrażliwe osobniki są zawsze w mniejszości? Po części dlatego, że wysoka wrażliwość jest „kosztowna” pod względem biologicznym i jednostkowym. Jesteś jak porsche czy jaguar, a nie wszystkoznoszący SUV. Twój układ nerwowy jest precyzyjnie strojony, co sprawia, że dbanie o niego jest kosztowniejsze.
Ponadto w wielu sytuacjach zauważanie dodatkowych szczegółów nie daje żadnej przewagi (dostrzeżenie koloru czapeczki dżokeja nie pomoże w zdecydowaniu, na którego konia postawić). Niemniej w pewnych okolicznościach, jak widzieliśmy, twoje wyjątkowe oprzyrządowanie przynosi tobie i twoim dzieciom olbrzymie korzyści.
Jest jednak inny powód, dla którego należymy do mniejszości. Aby przekonać się, jak cecha ta mogła wyewoluować, naukowcy w Holandii opracowali model komputerowy, pozwalający na porównywanie różnych scenariuszy25. Wyobraź sobie połacie traw w lesie, które znacznie różnią się wartością odżywczą. Wyobraź też sobie, że tylko niektóre sarny dostrzegają tę różnicę. Powiedzmy, że sarna A z natury zwraca uwagę na wszystkie cechy tych traw, ucząc się z czasem, które są najlepsze. Sarna B z natury nie jest skłonna do takiej szczegółowej obserwacji, tylko skubie źdźbła wszędzie, gdzie się na nie natknie. Jeśli pożywienie różni się w wielkim stopniu, sarna A odziedziczyła lepszą strategię. Gdy zostanie matką, jej potomstwo skorzysta na jej spostrzegawczości. Jeżeli natomiast trawy różnią się tylko w małym stopniu, lepszą strategię ma sarna B. Jak często zdarza się, że różnica w jakości jakichś rzeczy praktycznie nie występuje?
W tym właśnie jest ukryty rzeczywisty powód, dla którego zawsze jesteśmy grupą mniejszościową. Gdyby wszystkie sarny zauważały, które trawy są najlepsze, wszystkie by się tam skierowały i je wyskubywały. Nie ma tu przewagi dla żadnej z nich, toteż cecha nie zostaje przekazana potomstwu.
Wyobraź sobie, że masz rozeznanie w układzie ulic swojego miasta, łącznie z uliczkami bocznymi, bo często tam jeździłeś i je widziałeś. Ta znajomość może być nawet nieświadoma, „intuicyjna” (wiemy o czymś, nie wiedząc, skąd to wiemy). Albo może, tak jak ja, czerpiesz dziwną przyjemność z przeglądania map, nawet kiedy do niczego nie jest ci to potrzebne. Niekiedy możesz mieć poczucie, że te informacje nigdy do niczego ci nie posłużą. Znajomy nie-WWO może ci powiedzieć, że zachowujesz się tak, jakbyś miał „nerwicę natręctw”, że masz obsesję na punkcie szczegółów. Może sam czujesz nawet, że takie śledzenie detali cię wyczerpuje – innymi słowy, że ta strategia samozachowawcza odbywa się pewnym kosztem.
Wyobraźmy sobie teraz, że na głównej trasie wylotowej z miasta powstał