– wyjaśnił Gupta. – Tak, od barbituranów. W dzisiejszych czasach lekarzowi nie uszłoby to na sucho. Zamawiał je w ogromnych ilościach i trzymał w zamykanej na klucz szafce w swoim gabinecie. Był bardzo trudnym człowiekiem. Nieprzystępny. Nieżonaty. I jeszcze to skrywane uzależnienie.
– Rozmawiał pan z nim o tym? – spytał Strike.
– Nie – odrzekł ze smutkiem Gupta. – Odwlekałem to. Przed poruszeniem takiego tematu chciałem mieć pewność. Po cichu ustaliłem, że prawdopodobnie wciąż używał adresu swojej dawnej przychodni, dublował zamówienia i korzystał z wielu aptek. Udowodnienie mu czegokolwiek nie byłoby łatwe. Możliwe, że nigdy bym tego nie zauważył, gdyby nie Janice, która do mnie przyszła i powiedziała, że przypadkiem weszła do jego gabinetu, gdy szafka z lekami była otwarta, i zobaczyła, ile tego nagromadził. Potem przyznała, że pewnego wieczoru po wyjściu ostatniego pacjenta zastała Brennera odurzonego, leżącego bezwładnie z głową na biurku. Nie wydaje mi się jednak, by kiedykolwiek wpłynęło to na jakość jego pracy. Raczej nie. Zauważyłem, że pod koniec dnia bywał czasem rozkojarzony i tak dalej, ale zbliżał się do emerytury. Zakładałem, że jest zmęczony.
– Czy Margot wiedziała o jego uzależnieniu? – spytał Strike.
– Nie – odrzekł Gupta. – Nie powiedziałem jej o tym, choć powinienem. Była moją wspólniczką i osobą, której powinienem był ufać, żebyśmy mogli wspólnie zadecydować, co robić. Bałem się jednak, że od razu wparuje do gabinetu doktora Brennera i nastąpi konfrontacja. Margot nie należała do kobiet, które wzdragają się przed zrobieniem tego, co uważają za słuszne, i czasami żałowałem, że nie ma trochę więcej taktu. Konsekwencje spięcia z Brennerem byłyby prawdopodobnie poważne. Sytuacja wymagała delikatności, bo przecież nie mieliśmy niepodważalnych dowodów, lecz potem Margot zaginęła i uzależnienie doktora Brennera od barbituranów stało się najmniejszym z naszych zmartwień.
– Czy po zniknięciu Margot kontynuował pan współpracę z Brennerem? – spytał Strike.
– Tak, przez kilka miesięcy, bo wkrótce przeszedł na emeryturę. Jeszcze przez jakiś czas pracowałem w przychodni Świętego Jana, potem dostałem pracę w innej. Odszedłem z ochotą. Przychodnia Świętego Jana przywoływała mnóstwo złych wspomnień.
– Jak by pan opisał stosunki Margot z innymi pracownikami przychodni? – spytał Strike.
– Cóż, zastanówmy się – powiedział doktor Gupta, sięgając po drugie ciastko. – Dorothy, nasza sekretarka, nigdy jej nie lubiła, ale chyba tylko przez lojalność wobec doktora Brennera. Jak wspomniałem, Dorothy była wdową. Jedną z tych bezgranicznie oddanych kobiet, co to przywiązują się do pracodawcy, którego mogą bronić i wspierać. Ilekroć Margaret albo ja naraziliśmy się czymś Josephowi lub zakwestionowaliśmy jego autorytet, nasze pisma i raporty natychmiast trafiały na sam koniec sterty dokumentów do przepisania na maszynie. Żartowaliśmy sobie z tego. W tamtych czasach nie było komputerów, panie Strike. Nie to co dzisiaj. Aisha – powiedział, wskazując górne zdjęcie po prawej stronie ściany za swoimi plecami – pisze wszystko sama, ma komputer w gabinecie, wszystko jest skomputeryzowane, co gwarantuje większą wydajność, a my ze swoimi pismami i raportami byliśmy zdani na łaskę maszynistki. Nie, Dorothy nie lubiła Margot. Była dla niej uprzejma, lecz oschła. Chociaż – dodał Gupta, który najwyraźniej właśnie coś sobie przypomniał – przyszła na grilla, co było dla mnie zaskoczeniem. Pewnej niedzieli Margot zorganizowała u siebie grilla, to było w lato poprzedzające jej zniknięcie – wyjaśnił. – Wiedziała, że nie dogadujemy się jako zespół, więc zaprosiła nas wszystkich do swojego domu. Ten grill miał nas… – i tym razem bez słów ponownie zilustrował sens swojej wypowiedzi, splatając palce. – Pamiętam, że byłem zaskoczony pojawieniem się Dorothy, ponieważ Brenner odrzucił zaproszenie. Dorothy przyprowadziła syna, który miał wtedy jakieś trzynaście albo czternaście lat. Widocznie urodziła go w późnym wieku, zwłaszcza jak na lata siedemdziesiąte. Niesforny chłopak. Pamiętam, że mąż Margot obsztorcował go za roztrzaskanie cennej misy.
Strike’owi przemknęło przez myśl wspomnienie Luke’a rozdeptującego w najlepsze jego nowe słuchawki.
– Margot i jej mąż mieli bardzo ładny dom w Ham. Jej mąż też był lekarzem, hematologiem. Duży ogród. Zabraliśmy z Jheel dziewczynki, ale ponieważ Brenner nie przyszedł, a Dorothy czuła się urażona po tym, jak gospodarz nakrzyczał na jej syna, sądzę, że Margot nie udało się osiągnąć celu. Podziały jeszcze się pogłębiły.
– Cała reszta przyszła?
– Tak, chyba tak. Nie… chwileczkę. Chyba nie było sprzątaczki… Wilmy! – zawołał doktor Gupta. Wydawał się uszczęśliwiony. – Miała na imię Wilma! Nie wiedziałem, że wciąż to pamiętam… ale jeśli chodzi o jej nazwisko… nawet nie jestem pewny, czy w ogóle je znałem… Nie, Wilma nie przyszła. Za to cała reszta tak. Janice też przyprowadziła syna. Był młodszy od syna Dorothy i pamiętam, że zachowywał się o wiele lepiej. Moje dziewczynki przez całe popołudnie grały z małym Beattiem w badmintona.
– Janice była mężatką?
– Rozwódką. Mąż zostawił ją dla innej kobiety. Poradziła sobie, sama wychowała syna. Takie kobiety jak Janice zawsze sobie radzą. Zasługują na podziw. Gdy się poznaliśmy, nie miała łatwego życia, ale zdaje się, że później ponownie wyszła za mąż. Ucieszyłem się, kiedy się o tym dowiedziałem.
– Czy Janice i Margot się lubiły?
– O, tak. Obie miały dar, dzięki któremu można się ze sobą nie zgadzać, nikogo przy tym nie urażając.
– Często się ze sobą nie zgadzały?
– Nie, nie – odrzekł Gupta – ale w środowisku pracy należy podejmować decyzje. Byliśmy… albo raczej staraliśmy się być… firmą demokratyczną … Nie, Margot i Janice umiały prowadzić spory racjonalnie, nie obrażając się na siebie. Myślę, że szanowały się i lubiły. Janice mocno przeżyła zniknięcie Margot. W dniu, w którym odchodziłem z przychodni, powiedziała mi, że odkąd to się stało, nie było tygodnia, żeby Margot jej się nie śniła. Zresztą nikt z nas nie był potem taki sam – powiedział cicho doktor Gupta. – Nikt się nie spodziewa, że ktoś z jego przyjaciół rozpłynie się w powietrzu, nie zostawiając po sobie ani śladu. Jest w tym coś… tajemniczego.
– To prawda – przyznał Strike. – Jak Margot dogadywała się z dwiema recepcjonistkami?
– No cóż, Irene, starsza z nich, potrafiła zaleźć za skórę – westchnął Gupta. – Pamiętam, że czasami była wobec Margot… może nie niegrzeczna, ale trochę zuchwała. Na naszym przyjęciu bożonarodzeniowym, także zorganizowanym przez Margot, która wciąż próbowała zrobić z nas zgrany zespół, Irene sporo wypiła. Pamiętam lekkie spięcie, ale naprawdę nie zdołam sobie przypomnieć, o co poszło. Wątpię, czy chodziło o coś ważnego. Gdy je potem zobaczyłem, wydawały się zaprzyjaźnione jak nigdy wcześniej. Po zniknięciu Margot Irene wpadła w histerię. – Na chwilę zapadło milczenie. – Możliwe, że nie było to do końca szczere – przyznał Gupta – ale jestem pewny, że u podłoża leżała prawdziwa rozpacz. Za to Gloria, nieszczęsna mała Gloria, była zdruzgotana. Widzi pan, Margot była dla niej kimś więcej niż pracodawczynią. Była kimś w rodzaju starszej siostry, mentorki. To ona chciała ją zatrudnić, mimo że Gloria nie miała prawie żadnych kwalifikacji do pracy na tym stanowisku. I muszę przyznać – powiedział po namyśle Gupta – że to była dobra decyzja. Ta dziewczyna ciężko pracowała. Szybko się uczyła. Wystarczyło ją poprawić tylko raz. Zdaje się, że pochodziła z ubogiej rodziny. Wiem, że Dorothy patrzyła na nią z góry. Potrafiła być bardzo nieprzyjemna.
– A ta sprzątaczka? – spytał Strike, docierając do końca swojej listy. – Jak Wilma dogadywała się z Margot?
– Skłamałbym,