z tą Gertrud bliżej, niż sądziłem.
– Czasem się widujemy. – Dieter odwrócił głowę. A potem wysyczał wojowniczo: – Nieodpłatnie! Mylisz się co do niej. Życie jej nieźle dokopało. To dobra dziewczyna.
Otto opuścił ręce zrezygnowany.
– Skoro zależy jej na prowizji, sama mogła przyjść z tym do mnie.
– Za rubiny zapłaciłeś połowę. Też wmawiałeś, że są trefne. Obaj wiemy, ile były warte. Może i mnie chcesz oszwabić?
Otto poddał się. Miał dość swoich problemów. Nie będzie przecież pouczał pięćdziesięcioletniego faceta, że kurwa zawsze pozostanie kurwą. Bo ten styl życia się wybiera i nikt nie zmusi kobiety, by się sprzedawała, jeśli ona sama w tym nie zasmakuje. Dieter jakby czytał w myślach szwagra, bo dodał z wyrzutem:
– A poza tym w Baden-Baden była krupierką, nie dziwką.
Otto wiedział o Gertrud nieco więcej, ale nie chciał rozwijać tematu, by nie ranić przyjaciela. Zresztą nie miał pewności. Słyszał tylko plotki.
– Zostaw – mruknął. – Przyjrzę się temu sikorowi.
Mierzyli się chwilę wzrokiem. Wreszcie Dieter wyjął zawiniątko. Otto znów otworzył pudełko.
– Ciekawe, kto go przyniósł Gertrud.
– Nie wiem. Ale nie Yanek. Prosiła mnie o dyskrecję. Zwłaszcza jeśli chodzi o niego.
– I ty chcesz mu zanieść sikora w zębach? Jaki sens?
– Najpierw przychodzę do ciebie, tak?
Otto udał, że nie słyszy wyrzutu. Im byli starsi, tym więcej cech Harriet dostrzegał u Dietera. Nie miał już siły go uświadamiać, ale musiał. Kochał go przecież jak brata. I byli kumplami.
– Więc to bardziej niż pewne, że sikor jest lewy. Choć powtarzam ci raz jeszcze, podróbka przednia.
Dieter pogrzebał w torbie i położył przed Ottonem cienki papier. Wydął wargi z triumfem. Otto ledwie rzucił okiem.
– To po francusku. Pewnie do innego modelu.
Obrócił kartkę. Były na niej wykresy gemmologiczne. Czytał długo. A im bardziej pogrążał się w lekturze, tym lepiej rozumiał, że Dieter prawdopodobnie się nie myli. Ten zegarek, jeśli faktycznie jest oryginalny, wart jest nie dziesięć, ale sto tysięcy. Gdyby go dobrze sprzedał, starczyłoby dla Wolfa i dla nich obydwóch na nowe życie. Przeżegnał się w duchu, bo tak naprawdę był człowiekiem wierzącym. Tylko wrodzony pesymizm nakazywał mu nie cieszyć się przedwcześnie.
– I co? – nie wytrzymał Dieter.
– Na razie nic. – Otto za wszelką cenę starał się zachować spokój. – Nawet nie wiem, czy chodzi.
Ale Dieter znał szwagra lepiej niż Harriet i znów nabrał nadziei.
– Jesteśmy bogaci? Powiedz, że tak! Prawdziwy? – I już rozciągał twarz w uśmiechu, do czego Otto nie mógł dopuścić, więc nakręcił zegarek i odburknął:
– Wróć wieczorem. Za chwilę mam spotkanie.
– Resztę będziesz oglądał?
– Później – zbył go Otto. – Dieter, naprawdę zmywaj się. Nie chcę, żeby ktoś cię zobaczył. To bankierzy.
– Starasz się o kredyt?
– Mam coś na oku.
Dieter zerknął na breitlinga, a potem przeniósł wzrok na Ottona. Szwagier coś ukrywał. Dieter bardzo chciał wiedzieć, co knuje.
– Wstydzisz się mnie?
– Nie bądź śmieszny.
– Gdyby nie ja, już dawno musiałbyś zamknąć ten kram. Jeszcze będziesz tego żałował – pogroził szwagrowi i z typową dla siebie flegmą zaczął zapinać torbę. Dopiero kiedy wszystkie sprzączki były na swoim miejscu, rzucił: – Papieros tli ci się na stole.
Otto poderwał się, przykrył żar swetrem, który zerwał z oparcia. Poczuł smród spalenizny. W tym momencie do kantorka zajrzał Nikolay.
– Pan Igy Wolf. Prosić?
Otto wymienił spojrzenia z Dieterem, który uśmiechnął się chytrze i bez słowa wszedł do toalety. Otto zaś trzęsącymi się dłońmi otrzepał ubranie, po czym z niechęcią włożył nadpalony sweter.
Igy Wolf nie był mężczyzną przystojnym, ale miał w sobie urok, któremu niewielu potrafiło się oprzeć. Nieprawdopodobnie wysoki i chudy, jakby stworzony do noszenia fraka, który aktualnie miał na sobie, choć nie minęła trzynasta. Kiedy był zadowolony, podkręcał cienki wąsik, a zadowolony był nieustannie. Wyglądał jak wycięty z filmu z epoki. W jednej dłoni trzymał melonik, w drugiej – laskę z kościaną rączką, na której – jak mówiono – wyrzeźbiono masońskie symbole. Nikt nie wiedział, co znaczą i czy w ogóle się tam znajdują, bo Wolf nie wypuszczał jej z dłoni. Tylko żonie, w domu, pozwalał odwieszać laskę na stojak. Tak w każdym razie opowiadano. Carla zwracała się do męża Ignacy, bliscy nazywali go Igy, a reszta mówiła po prostu Wolf. Stalowe oczy polski emigrant skrywał za ciemnymi okularami. Nigdy ich nie zdejmował. Był ślepy. Ale ta drobna niedoskonałość nie przeszkadzała mu w robieniu interesów. Jego rolą było łączenie ludzi, poznawanie ich ze sobą i przygotowywanie gruntu. Strony chętnie płaciły mu prowizję od zysków, bo Wolf był skuteczny, a przez swoje kalectwo wypracował szósty zmysł. W każdym razie niektórzy w to wierzyli.
– Czyżby palił pan kompromitujące dokumenty? – rzekł zamiast powitania niewidomy dandys i dyskretnie wysunął laseczkę, by sprawdzić, czy przestrzeń wokół jest bezpieczna do wykonania kolejnego kroku. Znalazł oparcie krzesła, na którym przed chwilą siedział Dieter.
– Jeszcze ciepłe. Czy jesteśmy sami?
Zaskoczony Otto wpatrywał się w ślepca i czuł to ulgę, to niepokój. Sam nie wiedział, czy to, że Wolf nie widzi, przyniesie mu korzyść czy pecha. Do tej pory rozmawiali wyłącznie przez telefon.
– Będę czekała w samochodzie, kochanie – padło z korytarzyka.
– Dziękuję, skarbie.
Dopiero teraz Otto dostrzegł nieładną szatynkę w pistacjowym kostiumie: końska twarz, wyłupiaste, zbyt szeroko rozstawione oczy, a przy tym długie, gęste włosy i ekstrawagancki ubiór, który miał za zadanie sprowokować postronnych do zachwytu nad jej oryginalnością. Skłoniła się złotnikowi z dystynkcją i dodała po francusku:
– Von Hochberg już wyruszył. Mam go zabawić rozmową? Ile czasu potrzebujecie?
– Niech Daniel od razu wchodzi – zadecydował Wolf.
Kobieta opuściła pomieszczenie, a Nikolay zamknął za nią drzwi.
Otto wpatrywał się w gościa wciąż zszokowany, a ślepiec jakby to wyczuł, bo roześmiał się nieprzyjemnie.
– To nie jest zaraźliwe. Uszy mam sprawne, panie Klemke. Możemy rozmawiać otwarcie.
Otto odchrząknął, rozsiadł się wygodniej i podrapał po brodzie. Widząc, że Wolf nie reaguje, poczuł się nagle swobodny. Otworzył pudełko, w którym znajdował się breitling, i zaczął się nim bawić. Założył na przegub, by dodać sobie animuszu.
– Nowe cacuszko? – Wolf się uśmiechnął.
Otto się spłoszył. Choć Wolf siedział nieruchomo, złotnik miał nieodparte wrażenie, że jest obserwowany. Nie mógł pozbyć się myśli, że te okulary to atrapa.
– Słyszę tykanie – wyjaśnił Wolf. – Wyjął pan zegarek z etui. Jest wykonane z