Mariusz Wołos

Józef Beck


Скачать книгу

ślusarski, który wraz z żoną każdego tygodnia udawał się na koncerty Wiedeńskiej Orkiestry Symfonicznej. Ta różnica kulturowa pomiędzy Wiedniem a Galicją zapadła Odrzywolskiemu w pamięć. W cenie pokoju było śniadanie, które lokatorom przynosiła poczciwa starsza Hausfrau. Beck do końca nauki w Wiedniu nie zmienił wynajmowanego lokum. Ojciec przysyłał mu każdego miesiąca kilkadziesiąt koron na opłacenie czesnego, mieszkania i bieżące wydatki. Po latach opowiadał jednemu ze swoich sekretarzy Pawłowi Starzeńskiemu, że otrzymane pieniądze wydawał szybko i „może nie zawsze dokładnie po myśli ojca”[177]. Jednym z pierwszych miejsc, które odwiedził bohater książki jeszcze przed rozpoczęciem zajęć akademickich, była wystawa morska (See-Ausstellung) w prześlicznym Wiener Prater. Był pod dużym wrażeniem tego, co zobaczył, bo sprawy morskie zawsze były mu bliskie.

      Wśród nauczycieli Becka w Wiedniu był wybitny teoretyk prawa prof. Hans Kelsen, którego ojciec pochodził zresztą z galicyjskich Brodów. W styczniu 1914 roku Beck zdawał u niego egzamin z prawa handlowego i wekslowego. Ówczesny student Akademii Eksportowej, później zaś prawnik i dyplomata Władysław Józef Zaleski w taki oto sposób wspominał to wydarzenie: „w ostatnią noc przed rozpoczęciem egzaminów zeszliśmy się dla powtórzenia całości materiału […]. Rozstaliśmy się o godz. 8-ej, by o godz. 9-ej być na miejscu. Po obmyciu głowy zimną wodą i skropiwszy się szczodrze spirytusem mentolowym byłem na miejscu jako pierwszy z czterech. Szczęśliwie prof. Kelsen zaczął ode mnie. Odpowiadałem nieźle. Prof[esor] podziękował i pozwolił mi odejść, a ja już nieco zamroczony powędrowałem do domu i przespałem 12 godzin, gdy mój przyjaciel i współmieszkaniec Romek Ślączka zbudził mnie. Nigdy już nie dowiedziałem się, jak wypadły wyniki egzaminu Beckowi i tow[arzyszom]. Tym niemniej to wspólne przeżycie zbliżyło nas do siebie”[178].

      Jak widać, młodzieńcy solidnie przykładali się do nauki, skoro byli w stanie spędzić nad książkami całą noc poprzedzającą egzamin. Innym przedmiotem, który interesował Becka, były sprawy morskie i prawo morskie (Seewesen und Seerecht). Niestety przyszłych specjalistów w zakresie handlu zapoznawano z tymi zagadnieniami dość ogólnikowo i raczej w kontekście eksportu i importu. Trudno się temu dziwić, pamiętając o profilu szkoły. Do podstawowych przedmiotów nauczanych w akademii należały towaroznawstwo, księgowość i arytmetyka handlowa. Ale uczono także kontrolowania efektywności przedsiębiorstwa (zwłaszcza przez umiejętność sporządzania bilansów), historii doktryn ekonomicznych czy prawa międzynarodowego. Co ciekawe, szkoła utrzymywała własne Muzeum Handlu. Była dobrze wyposażona w rozmaite pracownie, laboratoria, pomoce naukowe i rzecz jasna bibliotekę. Słuchacze zobowiązani byli wybrać trzy języki nowożytne jako obce, nie licząc oczywiście niemieckiego jako wykładowego. Można się było uczyć języków egzotycznych, takich choćby jak japoński. Studenci innych uczelni wiedeńskich podśmiewali się z kolegów z Eksportówki, gdzie buchalteria urastała do rangi poważnej nauki. Twierdzili, że akademia uczy fałszowania bilansów, przestępstw gospodarczych, szachrajstwa i kombinatorstwa[179]. Podczas kilkumiesięcznego pobytu na studiach w Wiedniu Beck nie stronił od życia towarzyskiego, bogatego wśród wcale licznej polskiej kolonii przebywającej w austriackiej stolicy. Polaków spotkać można było w murach wszystkich wiedeńskich uczelni, w tym uniwersytetu i politechniki. Szczególną popularnością cieszyły się jednak Akademia Eksportowa i Wyższa Szkoła Rolnicza (Hochschule für Bodenkultur). Dominowali przybysze z Galicji i Królestwa Polskiego. Ci pierwsi byli przeważnie mniej zamożni w porównaniu z kolegami z Imperium Rosyjskiego. Nie było to wszak regułą. Studenci najchętniej zbierali się w knajpce polskiej zwanej popularnie „Grzesiak”, która mieściła się przy Tiefer Graben. Przychodzili tam członkowie stowarzyszenia akademickiego „Ognisko”, które podzielone było na koła. Słuchacze Akademii Eksportowej tworzyli najliczniejsze koło. Jego prezesem był Zygmunt Skowroński. Słuchano koncertów muzycznych, omawiano sprawy polityczne, komentowano życie akademickie. Michał Łubieński w swoich pamiętnikach określił tryb życia Becka prowadzony na studiach w stolicy Austro-Węgier słowem „drobnomieszczański”, akcentując chęć korzystania przezeń z uciech ze wskazaniem na knajpy i dziewczyny. Miał się on nawet pojedynkować nad Dunajem o jakąś przedstawicielkę płci pięknej. Wedle tego samego autora manierą Becka wyniesioną prawdopodobnie „z jakiejś drugorzędnej wiedeńskiej mody” było noszenie kapelusza zsuniętego na tył głowy. To jednakże opinie wykalkulowane z późniejszych obserwacji i rozmów, które traktować należy ostrożnie[180]. W Wiedniu Beck poznawał i spotykał wielu swoich późniejszych współpracowników z wojska i dyplomacji. Przyjaźnie i koneksje okazywały się niekiedy trwałe, innym razem ulotne. Do tych pierwszych bez wątpienia zaliczyć można znajomość ze wspomnianym Władysławem J. Zaleskim czy Stanisławem Próchnickim, który już jako major Wojska Polskiego kilkanaście lat później stanie się jednym z najbliższych współpracowników Becka w Ministerstwie Spraw Zagranicznych[181]. Z kolei inny uczestnik tych spotkań, Stanisław Zenon Zakrzewski, w międzywojniu oficer wywiadu, wspominał, że spotykał Becka w salonach wiedeńskich dygnitarzy, rozmaitych „hofratów i regirungratów”[182]. Nie wydaje się to jednak zbyt prawdopodobne, zważywszy na to, że student z Limanowej w dostatki nie opływał i nie ma pewności, czy stać go było na porządny frak. Bardziej ścisły przekaz pozostawił jego współlokator: „Nie pamiętam, żeby kiedykolwiek gorączkował, lub musiał się szanować, czy leczyć. Owszem, był bardzo odporny, ruchliwy, dużo i szybko chodził. Lubił długie spacery. Nie był skłonny do przeziębień. Nie pamiętam go obłożnie chorego. Lubił wiele tańczyć i nie męczyło go to. W Wiedniu lekko gimnastykował się co dzień. Pamiętam, jak tam raz, po całkowicie nie przespanej nocy następny dzień niedzielny spędziliśmy na wiosłowaniu po Starym Dunaju (Alte Donau), bez odpoczynku w międzyczasie”[183].

      Czy Beck w okresie studiów angażował się w działalność niepodległościową i pracę w organizacjach paramilitarnych? W jednym z zachowanych wspomnień znający bohatera książki od 1912 roku Tadeusz Schaetzel napisał: „Wiedeń przemówił do pełnego temperamentu studenta dźwiękami straussowskich walców, w które wpadały nieraz tony czardasza. Beck bawi się i uczy. Tryb jego życia odbiegał od atmosfery uspołecznionego domu rodziców. A jednak gdy codzienny bieg dni Akademii zakłóciły jakieś wydarzenia polityczne, Beck zjawiał się, demonstrował z innymi i razem z najbutniejszymi podstawiał indeks pod naganę rektorską”[184]. Z drugiej jednak strony, ten sam Schaetzel podkreślał, że w okresie pobytu na studiach trzymał się on z daleka tak od spraw politycznych, jak i działalności społecznej[185]. Jak zatem wygląda prawda? Młody Beck doskonale wiedział, że jego ojciec aktywnie angażował się w działalność organizacji paramilitarnych w Limanowej, dokąd jeździł ze Lwowa i Wiednia na święta czy wakacje. Józef Alojzy należał do grupy inicjatorów powołania do życia miejscowego oddziału Polskich Drużyn Strzeleckich (PDS). Beck senior zabiegał nawet wśród członków limanowskiego oddziału Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół” o broń i amunicję do karabinów typu Werndl i Manlicher dla oddziału. Wiosną 1913 roku osobiście uczestniczył również w kursach organizowanych dla strzelców[186]. Wśród zachowanych spisów członków limanowskich PDS próżno jednak szukać młodszego z Józefów Becków[187]. Konrad Wrzos, który przygotowując pracę o szefie polskiej dyplomacji, prowadził z nim wywiady, napisał tylko o dobrej orientacji Becka w dziejach organizacji niepodległościowych dzięki kontaktom z ich członkami podczas pobytu w Wiedniu[188]. Nie było to trudne, bo wielu studentów polskich przebywających nad Dunajem było członkami miejscowych oddziałów Związku Strzeleckiego lub PDS. W „Ognisku” dominowały nastroje przychylne pracy niepodległościowej i irredentystycznej prowadzonej pod sztandarem Piłsudskiego[189]. Jedynie Zakrzewski napisał po latach w swojej autobiografii, że widywał Becka na ćwiczeniach PDS w Wiedniu[190]. Trudno tę informację zweryfikować, bo nie potwierdzają jej inne źródła. Przywoływany niejednokrotnie Wrzos podał, że Józef Beck został instruktorem limanowskiego oddziału PDS dopiero przed samym wybuchem Wielkiej Wojny, kiedy to zjechał do domu na wakacje, najpewniej już po zamordowaniu w Sarajewie arcyksięcia Franciszka Ferdynanda