Лорен Вайсбергер

W pogoni za Harrym Winstonem


Скачать книгу

Był to dla niej niespokojny czas ponownego określenia, jakiej naprawdę chce kariery zawodowej i życia. Teraz zdawała sobie sprawę, że aż się prosiła o kogoś w rodzaju Duncana.

      Właściwie prawie można było zrozumieć – prawie – dlaczego natychmiast zakochała się w Duncanie w nocy po przyjęciu dla młodych przyjaciół tego czy tamtego, jednej z dziesiątek imprez, na które tego roku zaciągnęła ją Adriana.

      Emmy zauważyła go całe wieki wcześniej, nim do niej podszedł, chociaż wciąż nie umiałaby powiedzieć dlaczego. Może chodziło o pognieciony garnitur i poluzowany krawat, jednocześnie pełne smaku i konserwatywne oraz idealnie dobrane, tak odmienne od workowatych poliestrowych kucharskich uniformów, do których się przyzwyczaiła. A może dlatego, że wydawał się znać wszystkich i rozdawał klepnięcia w plecy, pocałunki w policzek i, od czasu do czasu, pełne galanterii ukłony przyjaciołom oraz przyszłym przyjaciołom. Jak można być tak pewnym siebie? Jak można z taką łatwością poruszać się wśród ludzi, nie zdradzając ani odrobiny niepewności? Emmy śledziła go, gdy przemieszczał się po sali, z początku dyskretnie, a potem z natężeniem, którego sama nie potrafiła zrozumieć. Dopiero gdy większość młodych profesjonalistów wyszła zjeść późne kolacje albo wcześnie położyć się spać, a Adriana odpłynęła ze swoim aktualnym mężczyzną, Duncan do niej podszedł.

      – Cześć, jestem Duncan. – Bokiem wślizgnął się między jej stołek a puste siedzenie, prawe ramię opierając o bar.

      – Och, przepraszam. Właśnie wychodziłam. – Emmy zsunęła się tyłem ze stołka, umieszczając siedzenie między nimi.

      Uśmiechnął się szeroko.

      – Nie chodzi mi o twoje miejsce.

      – Och, ummm, przepraszam.

      – Chcę zaprosić cię na drinka.

      – Dzięki, ale właśnie, eeeee…

      – Wychodziłaś.

      – Tak.

      – Już to mówiłaś, ale mam nadzieję, że zdołam cię przekonać, żebyś została trochę dłużej.

      Zmaterializował się barman z dwoma kieliszkami martini, malutkimi w porównaniu do tych wielkości akwarium, których używano w większości knajp. Przejrzysty płyn w jednym, mętny w drugim, w obu szpadki z ogromnymi zielonymi oliwkami.

      Duncan przesunął w jej stronę ten po lewej, przyciskając palce do płaskiego szkła tworzącego podstawę kieliszka.

      – Oba są z wódką. Ten normalny, a ten – gdy poruszył prawą ręką, zauważyła, jak czyste i białe ma paznokcie, jak miękkie i zadbane skórki – specjalnie wzmocniony. Który wolisz?

      Dobry Boże! Można by pomyśleć, że to wystarczy, by włączyć system wczesnego ostrzegania przed gnojkami, ale nie, nie u Emmy. Uznała, że facet jest wręcz zniewalający i kilka chwil później radośnie zgodziła się towarzyszyć mu do domu. Oczywiście nie spała z Duncanem ani tamtej nocy, ani w następny weekend, ani w kolejny. W końcu miała przed nim tylko dwóch facetów (francuski szef się nie liczył, planowała seks z nim do chwili, gdy ściągnęła z niego wyjątkowo obcisłe białe spodnie i odkryła, co dokładnie miała na myśli Adriana, upierając się, że Emmy „będzie to po prostu wiedziała”, gdy znajdzie się sam na sam z nieobrzezanym). Do tego obaj byli jej długoletnimi chłopakami. Denerwowała się. Jej pruderyjność, coś, z czym nie spotkał się jeszcze u żadnej dziewczyny, wzmogła determinację Duncana i Emmy zupełnie niechcący zaczęła odgrywać rolę trudnej do zdobycia. Im dłużej się opierała, tym bardziej na nią naciskał i pod tym względem ich kontakty zaczęły przypominać związek. Były wtedy romantyczne kolacje na mieście i kolacje przy świecach w domu, były wystawne niedzielne brunche w modnych bistrach w centrum. Dzwonił tylko po to, żeby powiedzieć „cześć”, przysyłał jej do szkoły gumisie i czekoladki z masłem fistaszkowym, zapraszał z dużym wyprzedzeniem, chcąc mieć pewność, że nie zaplanuje czegoś innego. Kto mógł przewidzieć, że całe to szczęście ze zgrzytem stanie w miejscu pięć lat później, że ona stanie się cyniczna, a Duncan straci połowę włosów.

      I że związek z najdłuższym wśród przyjaciół stażem rozsypie się jak zamek z piasku przy pierwszych oznakach tropikalnej burzy? Emmy zadała to pytanie siostrze w chwili, gdy podniosła słuchawkę. Odkąd Duncan rzucił Emmy, Izzie dzwoniła dwa razy częściej niż normalnie. W tej chwili już czwarty raz w ciągu dwudziestu czterech godzin.

      – Czy naprawdę właśnie porównałaś swój związek do zamku z piasku, a cheerleaderkę do tropikalnej burzy? – zapytała Izzie.

      – Przestań, Izzie, bądź przez chwilę poważna. Czy kiedykolwiek przyszło ci do głowy, że to się tak skończy?

      Nastąpiła pauza, gdy Izzie rozważnie dobierała słowa.

      – Cóż, nie jestem pewna, czy to dokładnie tak.

      – Dokładnie jak?

      – Krążymy po obrzeżach tematu, Em.

      – Więc mów prosto z mostu.

      – Mówię tylko, że nie jest to całkowite zaskoczenie – miękko stwierdziła Izzie.

      – Nie rozumiem, co masz na myśli.

      – Po prostu nie jestem pewna, czy mówiąc, że wszystko załamuje się na widok… hmm, innej dziewczyny, ściśle trzymasz się faktów. Nie, żeby ścisłość miała jakieś znaczenie, oczywiście. Tak czy owak to idiota i głupek, w ogóle kompletnie nie na twoim poziomie.

      – No dobrze, może nie był to faktycznie pierwszy raz. Ale każdemu należy się druga szansa.

      – To prawda. Ale szósta czy siódma?

      – O rany. Nie żałuj sobie teraz, Izzie. Poważnie, powiedz mi, co naprawdę myślisz.

      – Wiem, że to brzmi brutalnie, Em, ale taka jest prawda.

      Razem z Leigh i Adrianą Izzie wspierała Emmy przy większej, niż dałoby się policzyć, liczbie „pomyłek” Duncana, błędnych ocen, przeoczeń, wypadków, potknięć i (ulubionych przez wszystkich) „nawrotów”. Emmy wiedziała, że siostra i przyjaciółki nienawidzą Duncana za to, że tak ją dręczył. Ich dezaprobata była wyczuwalna i po pierwszym roku została wyraźnie wyartykułowana. Ale czego nie rozumiały, czego nie potrafiły zrozumieć, to uczucia, którego doświadczała, gdy odnajdował wzrokiem jej spojrzenie na gwarnym przyjęciu. Albo kiedy zapraszał ją pod prysznic i robił peeling pachnącą ogórkiem solą morską, albo kiedy pierwszy wsiadał do taksówki, żeby nie musiała przesuwać się na tylnym siedzeniu. Kiedy wiedział, że ma zamówić dla niej sushi z tuńczykiem z ostrym sosem, ale bez imbiru. Tego typu drobiazgi istnieją oczywiście w każdym związku, ale Izzie i dziewczyny po prostu nie mogły wiedzieć, jakie to uczucie, kiedy Duncan koncentrował swoją rozproszoną uwagę i rzeczywiście skupiał się na niej, nawet jeśli tylko na kilka chwil. W tym momencie wszystko inne wydawało się robieniem hałasu o nic, jak zawsze zapewniał ją Duncan. To były niewinne flirty, nic więcej.

      Co za bzdura!

      Wpadła w złość na samą myśl o tym. Jak mogła akceptować jego wywody, że zejście na kanapie jakiejś dziewczyny było zrozumiałe – cholera, po prostu logiczne, kiedy wypiło się tyle whisky co on. Co sobie myślała, kiedy wpuściła Duncana z powrotem do swojego łóżka, nie szukając zadowalającego wyjaśnienia po odsłuchaniu dość niepokojącej wiadomości na jego poczcie głosowej, wiadomości od „starej przyjaciółki rodziny”? Nie wspominając o zdarzeniu, które wymagało pilnej wyprawy do ginekologa, gdzie, dzięki Bogu, wszystko okazało się w porządku, nie licząc opinii jej lekarza, że „nieistotny wyprysk” Duncana był najprawdopodobniej świeżą zdobyczą,