Magdalena Majcher

Cud grudniowej nocy


Скачать книгу

zachwycona, że Darek wybrał właśnie ją i z zadowoleniem odnotowywała zazdrosne spojrzenia koleżanek.

      Ale on szybko zaczął się jej wymykać. Sypiała z nim regularnie, więc realizacja planu nie sprawiła jej problemu. Ciąża nie była wynikiem wpadki, była raczej starannie zaplanowanym przedsięwzięciem. Wiedziała, że jeśli w nią zajdzie, Darek będzie musiał się z nią ożenić. Tak też się stało.

      Kamilę urodziła dwa miesiące po maturze. Rodzice jej i Darka trochę marudzili, że to za szybko, że młodzi nie mają środków do życia, ale kiedy wnuczka przyszła na świat, oszaleli na jej punkcie. Niestety, nie można było tego samego powiedzieć o świeżo upieczonym tatusiu.

      Darek zdradzał Teresę i nawet specjalnie się z tym nie krył. Tak jak i z tym, że do ślubu został poniekąd zmuszony. Wielka miłość powoli zamieniała się w wielką nienawiść. Teresa nie mogła uwierzyć, że była taka głupia, ale otrzeźwienie niestety przyszło za późno. Jeszcze miała nadzieję, że on dorośnie, że się zmieni, ale każda kolejna nieprzespana noc, kiedy on nie wracał do domu, a ona chodziła od okna do okna, utwierdzała ją w przekonaniu, że zmarnowała sobie życie. Gdyby nie Kamila…

      – Głupia jesteś, nawet tak nie gadaj. Dziecko się samo nie pchało na ten świat – rugała ją starsza siostra Maria, która sama była już matką. – Pogoń Darka, poradzisz sobie sama. Na co ci taki chłop?

      Ale Teresa nie potrafiła z niego zrezygnować. Kochała go i nienawidziła jednocześnie. Wiedziała, że musiałby stać się cud, żeby on się zmienił, ale ona wierzyła w cuda. On tylko musiał zrozumieć, że ją kocha i że ona i Kamila są dla niego najważniejsze…

      Groziła, płakała, prosiła, tłumaczyła. Kłótniom między młodymi małżonkami nie było końca. Darek w końcu odszedł. Powiedział, że ma dość i nie o takim życiu dla siebie marzył.

      Kamila pamiętała ojca jak przez mgłę. Miała zaledwie cztery lata, kiedy zniknął z jej życia, i już nigdy więcej go nie zobaczyła. Teraz już sama nie wiedziała, czy rzeczywiście pamięta twarz ojca, czy ją sobie po prostu wymyśliła. Teresa wyrzuciła wszystkie zdjęcia. Wprawdzie u ciotki Marii zachowało się kilka fotografii ze ślubu Teresy i Darka czy chrzcin Kamili, ale matka nie pozwalała jej ich oglądać.

      – Po co? – irytowała się, kiedy córka pytała o ojca. – Po co chcesz rozdrapywać stare rany? Teraz mamy nową rodzinę, jest dobrze, po co to zmieniać?

      Nie rozumiała potrzeby Kamili, żeby poznać swoje korzenie. Liczyła, że córka, tak jak i ona, będzie nienawidzić Dariusza. Bo na to zasłużył. Na nienawiść i pogardę. Ale Kamila wciąż uparcie o niego dopytywała.

      W końcu dziewczynka zrozumiała, że nie powinna drążyć. Rozmowy prowadzone szeptem przez mamę i ciocię tylko utwierdzały ją w przekonaniu, że jej ojciec był po prostu złym człowiekiem. Czuła wstyd, bo Kinga miała takiego wspaniałego ojca. Ciocia Maria często mówiła, że tylko wyjątkowy mężczyzna może związać się z kobietą, która ma dziecko, i pokochać je jak swoje. Kamila miała wrażenie, że to nie do końca tak – w końcu dostrzegała ogromną różnicę w traktowaniu jej i Kingi – ale i tak zazdrościła siostrze. O jej tacie nikt nie mówił, że jest wyjątkowy. Cała rodzina go nienawidziła.

      Kamila opuściła rodzinny dom już mocno pokiereszowana przez życie. Rodzina wcale nie kojarzyła jej się ze stabilizacją i bezpieczeństwem, a raczej z niechęcią i wstydem. Miała niskie poczucie własnej wartości, w końcu zawsze była tą gorszą. Matka zaszczepiła w niej nienawiść do ojca, a ona sama rozbudowała ją do niechęci wobec wszystkich mężczyzn. Jacek, jej ojczym, też nie był taki idealny. Miał odmienić ich życie, a nieświadomie niszczył Kamilę drobnymi gestami, faworyzowaniem swojej biologicznej córki i wynoszeniem jej na piedestał, podczas gdy Kamila zawsze pozostawała w cieniu. Podczas imieninowych przyjęć chwalił się osiągnięciami Kingi, pomijając przeciętne oceny Kamili. Wiadomo, tylko młodsza z córek mogła być idealna. Starsza miała wadliwe geny po ojcu.

      Dorosła Kamila dość niechętnie podchodziła nie tylko do instytucji małżeństwa, ale i samej rodziny. Nie zamierzała jej zakładać. Nie chciała się wiązać z nikim na stałe: niezobowiązujące znajomości były tym, czego chciała od życia. Bała się wchodzić w głębsze relacje, a uczucia takie jak miłość i przywiązanie budziły w niej lęk. Wolała unikać rozczarowań.

      Adam był dla niej partnerem idealnym. Sam nie chciał się angażować, tłumaczył, że nie ma do tego głowy, ale pewnie jak każdy miał w sobie demony, które nie pozwalały mu wejść w związek całym sobą. Czasem wyskakiwali razem do kina czy restauracji, ale zdecydowanie najwięcej czasu spędzali w łóżku. Kamila lubiła myśleć, że ma z nim romans. Podobało jej się to słowo. Kojarzyło się z namiętnością, oceanem emocji i doznań. Było dobrze. Nie czuła potrzeby, aby cokolwiek zmieniać. Wyłączyła uczucia, bo tak było łatwiej. I wcale nie uważała, że w jej życiu czegoś brakuje. Oczywiście wiedziała, skąd się biorą dzieci. Zabezpieczali się z Adamem, ale najwyraźniej nie dość skutecznie, bo w listopadzie zrobiła test ciążowy i przeżyła szok, kiedy zobaczyła dwie kreski. Najpierw zaczęła się głośno śmiać, a potem płakać. Co ona zrobi? A Adam? Jak zareaguje?

      Od razu pojechała do Magdaleny, jedynej osoby w rodzinie, na której dyskrecję mogła liczyć. Bardzo lubiła kuzynkę i uważała za niesprawiedliwe, że tak dobrą i ciepłą osobę los doświadczył w tak paskudny sposób. Wiedziała, że może na niej polegać, i nie pomyliła się. Później o ciąży dowiedział się Adam. Kiedy szła na spotkanie z kochankiem, bała się, że zakwestionuje swoje ojcostwo. Nie umawiali się na wyłączność, nie obiecywali sobie wierności, Kamila jednak nie potrafiła sobie wyobrazić, że miałaby sypiać z innymi mężczyznami. Owszem, nie wiązała się na stałe, nie przysięgała wierności, uczciwości i miłości aż po grób, ale uważała, że wymaga tego zwykła przyzwoitość. Gdyby Adam jej nie uwierzył, byłoby to dla niej ciosem prosto w serce.

      Kiedy powiedziała mu, w czym rzecz, przełknął głośno ślinę i powoli podniósł wzrok, który wcześniej zatrzymał na filiżance kawy.

      – No cóż – mruknął. – Jesteśmy dorosłymi ludźmi, więc chyba mogliśmy się spodziewać, że tak to się może skończyć.

      Po jego słowach zapadła cisza. Kamila nie wiedziała, jak ma to rozumieć. Ruga ją za to, że zabezpieczenie zawiodło? A może po prostu chce odejść?

      – Co zamierzasz? – Adam w końcu przerwał przedłużającą się ciszę i spojrzał na nią uważnie.

      Próbowała ukryć emocje, ale strach i niepewność miała wypisane na twarzy.

      – Nie wiem – bąknęła, bawiąc się bransoletką. Nie chciała na niego patrzeć. Jeszcze nie teraz. – To znaczy… aborcja nie wchodzi w grę, jeśli o tym myślisz. Chcę urodzić to dziecko. Uważam, że kobieta powinna mieć prawo wyboru, ale mój wybór w tej kwestii jest jasny…

      – Nawet o tym nie pomyślałem – wszedł jej w słowo. – Pytałem raczej, czy… no wiesz. Czy chcesz wychowywać to dziecko sama, czy ze mną?

      Uniosła wysoko brwi i w końcu zmusiła się do tego, aby na niego spojrzeć. Nie przypuszczała, że pozostawi jej wybór.

      Lubiła go. Miał piękną twarz i mocno zarysowaną szczękę. W łóżku potrafił robić cuda. Był jednym z lepszym kochanków, jakich miała, chociaż nie było ich znowu aż tak wielu. Ale czy to wystarczy, aby zbudować związek, założyć rodzinę?

      – A ty czego chcesz? – zapytała zachrypniętym z emocji głosem.

      Chciała uniknąć sytuacji, w której to ona powie: „Bądź