Magdalena Majcher

Cud grudniowej nocy


Скачать книгу

z nim na kolację wigilijną? – zainteresował się Jacek. – No tak, w końcu razem mieszkają…

      Teresa zalała herbatę wrzątkiem.

      – Właśnie chciałam z tobą porozmawiać o Wigilii – oświadczyła.

      Jacek rozsiadł się wygodnie przy stole, nie spuszczając oczu z żony.

      – Co masz na myśli?

      – Nie wiem, czy chce mi się po raz kolejny przygotowywać wigilię – przyznała, siadając z kubkiem herbaty naprzeciw męża. – Jestem po prostu zmęczona. Myśl o spędzaniu kolejnych świąt w ten sam sposób przeraża mnie, zamiast cieszyć.

      – Mogę ci pomóc.

      – To nie o to chodzi – wyjaśniła Teresa. – Zauważ, że nigdy nie spędziliśmy tego dnia tak jak chcieliśmy, nawet jak byliśmy młodzi. Gonitwa od matki do teściowej, wyrzuty sumienia, wysłuchiwanie wymówek, bo u kogoś dłużej… Teraz nie jest lepiej, bo zamiast odpocząć, nacieszyć się sobą, uwijamy się jak w ukropie, żeby wszystkich zadowolić, żeby jedzenie smakowało, a mieszkanie lśniło czystością. Wydaje mi się, że nie tędy droga – Teresa głośno westchnęła i popatrzyła na męża.

      Jacek powoli skinął głową.

      – Co zatem proponujesz?

      – Pamiętasz, jak byliśmy młodzi i marzyliśmy, żeby zamknąć się w święta w domu, nie wysłuchiwać żali i pretensji, że za krótko, że za szybko, że nie zjedliśmy wszystkiego?

      Kąciki jego ust drgnęły.

      – Jasne, że pamiętam. Każdego roku obiecywaliśmy sobie, że następnym razem będzie inaczej, ale kiedy nadchodził grudzień, brakowało nam odwagi – powiedział.

      – Otóż to! Jestem zmęczona zaspokajaniem oczekiwań innych. Może dla odmiany spędzilibyśmy Wigilię, jak chcemy? Nie wiem, jak ty, ale ja do pełni szczęścia wcale nie potrzebuję dwunastu potraw, dwumetrowej choinki i góry prezentów. Wystarczy barszcz z uszkami, a najlepszym podarunkiem będzie dla mnie wieczór w spokoju, tylko we dwoje, bez żadnych zmartwień. Prezenty możemy dać dzieciom i wnukom w pierwszy dzień świąt. Nic się nie stanie, jeśli dostaną je dzień później – zasugerowała. – Co ty na to?

      Jacek podrapał się po brodzie, zastanawiając się na jej słowami.

      – Prawdę mówiąc, podoba mi się ten pomysł. Jesteśmy małżeństwem od prawie trzydziestu lat, a nigdy nie spędziliśmy Wigilii tylko we dwoje. Może najwyższy czas, żeby to zmienić?

      Teresa aż klasnęła w dłonie. W jednej chwili zrzuciła z barków ogromny ciężar. Już od dłuższego czasu zastanawiała się, jak zorganizować tegoroczne święta, i czuła niechęć na myśl o tym, że będzie tak jak zawsze.

      – Wspaniale! Nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę! – Wstała z krzesła, obeszła stół i mocno pocałowała męża. – Będzie cudownie, zobaczysz!

      Jacek objął ją w talii i skrzyżował dłonie za jej plecami. Spojrzał na żonę. Teresa nie należała do osób, które ukrywają przed światem swoje prawdziwe samopoczucie, wręcz przeciwnie – marudziła dużo i często, więc zdawał sobie sprawę, że żona już od dłuższego czasu odczuwała znużenie, ale wiedział też, że jest szczęśliwa i nie zamieniłaby swojego życia na żadne inne. On czuł tak samo. Cieszył się, że właśnie tę kobietę spotkał na swej drodze. Jego miłość do niej nie osłabła przez te wszystkie lata. Owszem, przeszła wiele transformacji, od zauroczenia i namiętności poprzez zakochanie i stabilizację, aż po dojrzałe uczucie, ale nie osłabła. Nie, dziś kochał ją jeszcze bardziej niż wtedy, kiedy prosił ją o rękę, jeszcze bardziej niż wtedy, kiedy składali przysięgę małżeńską, jeszcze bardziej niż wtedy, kiedy na świat przyszła ich córka. Każdy dzień spędzony razem potęgował to uczucie.

      – A co z dziewczynami? Jak sobie poradzą?

      – To już dorosłe kobiety. Kinga ma rodzinę, a Kamila… Cóż, Kamila też najwyraźniej zakłada swoją. Jestem przekonana, że dadzą sobie radę bez karpia i barszczu u mamusi – powiedziała ze śmiechem Teresa.

      3 grudnia

      KINGA MIAŁA WIELE DOBRYCH WSPOMNIEŃ ZWIĄZANYCH Z WROCŁAWIEM. W czasach studenckich przyjeżdżała do stolicy Dolnego Śląska do koleżanki, która wynajmowała kawalerkę w bloku przy Legnickiej. Czuła żal na myśl o tym, że tamte szalone imprezy i nieprzespane noce już nie wrócą. Miała ogromny sentyment do Wrocławia, zwłaszcza że to właśnie w mieście stu mostów przeżyła swoją pierwszą miłość. Kontakt z chłopakiem się urwał, ale sympatia do miejsca została. Nic więc dziwnego, że kiedy analizowała opcje weekendu z rodziną, jej wybór padł właśnie na Wrocław.

      Sunęli autostradą w stronę stolicy Dolnego Śląska, a z każdym przebytym kilometrem krajobraz się zmieniał. Zostawili za sobą zasypane śniegiem Katowice. Za Opolem po białym puchu nie został już nawet ślad, a Wrocław przywitał ich dodatnią temperaturą.

      Kinga w milczeniu obserwowała prowadzącego Tomka. Nie lubiła, kiedy to on siadał za kółkiem. Twierdziła, że jeździ jak emeryt, a on odgryzał się, że w przeciwieństwie do niej nie zamierza zostawać dawcą organów. Czasy, kiedy rozumieli się bez słów, odeszły w zapomnienie, a jednak Kinga nie wyobrażała sobie bez niego życia. Czy to już tylko przywiązanie, czy jeszcze miłość? A może kłopot z przyznaniem się do porażki?

      Tomek wyczuł, że jest obserwowany. Oderwał na chwilę wzrok od drogi i spojrzał pytającym wzrokiem na żonę.

      – Dlaczego mi się przyglądasz? – zapytał.

      Kinga wzruszyła ramionami. Co miała mu odpowiedzieć? Że zastanawia się, dlaczego w ogóle z nim jest?

      – Po prostu, bez powodu – podsumowała.

      Miłosz i Leon kłócili się w najlepsze na tylnej kanapie. Starszy z chłopców był oburzony, że brat zabrał mu tablet. Kinga rzadko pozwalała korzystać synom ze smartfona czy tabletu, ale w podróży chciała mieć po prostu święty spokój.

      Odwróciła się z głośnym westchnieniem.

      – Daj mu ten tablet – poprosiła. – Niech teraz on przez chwilę pogra.

      – To niesprawiedliwe! – oburzył się Miłosz. – On ma swój tablet!

      Tomek mocniej zacisnął dłonie na kierownicy. Miał dość hałasów. Wcale nie miał ochoty na ten wyjazd, ale Kinga się uparła. Obiecała, że przypilnuje, żeby chłopcy byli grzeczni i mu nie przeszkadzali.

      – Ale mój się rozładował! – zawył Leon, wyrywając bratu sprzęt.

      – To moje! – Miłosz nie zwykł łatwo odpuszczać.

      W innej sytuacji Kinga zapewne byłaby dumna z syna.

      – Miłoszku, proszę cię, jesteś starszy, mądrzejszy… – Użyła argumentu, którego miała nigdy nie wykorzystywać. Zresztą zrobiła to nie po raz pierwszy.

      Kiedy zaszła w drugą ciążę, obiecała sobie, że będzie sprawiedliwie traktować dzieci. Miała nie faworyzować żadnego z nich, ale życie zweryfikowało to postanowienie. Nie, nie miała ulubionego dziecka, broń Boże. Po prostu z Miłoszem można było więcej załatwić. Leon był młodszy i mniej rozumiał, a raczej potrafił umiejętnie wykorzystać swoją pozycję w rodzinie, ale Kinga nie miała już sił, żeby roztrząsać tę kwestię.

      – To nie fair! – upierał się Miłosz. – Zawsze muszę mu ustępować!

      – Życie nie zawsze