Magdalena Majcher

Cud grudniowej nocy


Скачать книгу

im stworzyć bezpieczną, szczęśliwą rodzinę. To dla nich robiła to wszystko, musiała o tym pamiętać.

      – Chyba im się podoba – odezwała się.

      Od dłuższego czasu się zastanawiała, co powiedzieć, żeby przerwać tę nieznośną ciszę. Niesamowite. W którym momencie zwykła rozmowa z mężem zaczęła sprawiać jej trudność? Nie wiedziała. Nie zauważyła, że nie ma z nim o czym rozmawiać, że brakuje im wspólnych tematów.

      – Na to wygląda – bąknął, rozglądając się wokół.

      Spojrzała na niego i niemal natychmiast poczuła wściekłość. Dlaczego tak wszystko utrudniał? Dlaczego był wiecznie niezadowolony? Czy naprawdę tak dużo od niego wymagała? Chciała po prostu, żeby kochał ją i dzieci. Żeby był zaangażowanym, kochającym mężem, bo tak przedstawiała go światu. Dlaczego za cholerę nie potrafił się dostosować?

      – A tobie? – zapytała, mrużąc oczy.

      Miłosz i Leon zsiedli z karuzeli, błagając matkę, żeby kupiła im jeszcze po żetonie. Bez słowa stanęła we wcale niemałej kolejce. Jarmark był okupowany od godzin porannych, a Kinga podejrzewała, że największe oblężenie przeżyje o zmroku.

      Kupiła synom jeszcze po dwa żetony na przejazd kolejką i wręczyła je Miłoszowi.

      – Masz, pilnuj brata – nakazała.

      Rozejrzała się, żeby namierzyć Tomka. Stał w tym samym miejscu, w którym go zostawiła. Znudzony przesuwał palcem po ekranie smartfona.

      – Tak ci się nudzi? – rzuciła do niego ze złością.

      – I po co te nerwy? – Pokręcił głową. – Schodzę ci z drogi od rana, żebyś na mnie nie warczała, a ty i tak znajdziesz powód do kłótni…

      Wypuściła głośno powietrze.

      – To raczej ty od rana jesteś obrażony – zauważyła. – Nie chciałeś tutaj z nami przyjeżdżać?

      – Mogłaś zapytać mnie o zdanie, zanim podjęłaś decyzję. – Ostentacyjnie odwrócił wzrok.

      Kinga zacisnęła wsunięte do kieszeni płaszcza dłonie w pięści.

      – Chciałam, żeby dzieci miały jakąś rozrywkę – bąknęła naburmuszona.

      – I mają – skwitował, wzruszając ramionami.

      – Dlaczego ty mnie tak nienawidzisz?

      Ekspres Polarny zatrzymał się, ale Miłosz i Leon nie wysiedli. Starszy z chłopców podał mężczyźnie obsługującemu karuzelę dwa żetony.

      – Nienawidzę cię? Skąd ci to przyszło do głowy? – Tomasz uniósł brwi.

      – Traktujesz mnie obojętnie…

      – Od obojętności do nienawiści daleka droga – stwierdził, odwracając wzrok. – Właśnie tego chciałaś, prawda? Idealnej rodziny, pięknych, zdrowych dzieci, męża spełniającego każdą twoją zachciankę… O co ci chodzi? Czy nie zapewniam ci wszystkiego, o czym marzyłaś?

      Kinga przygryzła dolną wargę. Nie, nie mogła się teraz rozpłakać. Szkoda tuszu na tego kretyna. Nie jest tego wart.

      – Czy ty mnie jeszcze kochasz?

      – Od kiedy to cię interesuje? – prychnął. – Nigdy nie przejmowałaś się uczuciami.

      – Idą święta – bąknęła pod nosem. – Chciałabym usiąść przy rodzinnym stole z mężczyzną, który darzy mnie miłością i szacunkiem.

      – Przecież przy ludziach ci je okazuję, a tylko o to ci chodzi. – Tomek przestąpił z nogi na nogę. – Wrzuciłaś już zdjęcie z Wrocławia na Instagram?

      – Jeszcze nie – wycedziła, po czym zostawiła go i odeszła na kilka metrów, stając przy schodkach, którymi za chwilę mieli schodzić z karuzeli jej synowie.

      Nie miał racji. Oczywiście, że nie miał racji! Owszem, liczyła się z opinią innych, ale nie była dla niej najważniejsza. Chyba nie… Czy to źle, że chciała, aby ludzie ją podziwiali? Żeby jej zazdrościli?

      Odkąd tylko Kinga sięgała pamięcią, czuła na karku oddech starszej siostry. Z marszu dostała lepszą pozycję – miała prawdziwą mamusię i prawdziwego tatusia, nie to co Kamila – ale stale musiała ją umacniać. Kamila w sumie nie robiła nic, żeby zaimponować innym, a i tak miała mnóstwo koleżanek i kolegów. Nawet Magdalena, w którą Kinga była wpatrzona jak w obrazek, chciała się bawić tylko z nią. Owszem, Kinga miała poklask rodziców, ale przecież świat nie kończy się na matce i ojcu. Kiedy tylko przestępowała próg rodzinnego domu, czuła strach.

      Czy rówieśnicy ją zaakceptują? Czy będą chcieli się z nią bawić?

      Tatuś zawsze był w nią wpatrzony. Kinga była jego oczkiem w głowie, co zresztą umiejętnie wykorzystywała. Namawiała tatę na zakup markowych zabawek, potem ubrań i kosmetyków. Zawsze musiała być najlepsza.

      Dostała w spadku po babci ze strony ojca dobre geny. Kamila wrodziła się w Teresę, której dodatkowe kilogramy osadzały się w okolicach bioder i ud. Kinga właściwie mogła jeść bez opamiętania, a i tak była szczupła. Jej twarz zapadała w pamięć, wystarczyło umiejętnie podkreślić urodę. Do perfekcji opanowała sztukę nakładania makijażu i ubierania się w taki sposób, aby ukryć drobne niedoskonałości. Była piękna. Kiedy jako nastoletnia dziewczyna sunęła szkolnym korytarzem, skupiała na sobie wszystkie spojrzenia. Koleżanki jej zazdrościły, a ona bardzo dobrze się z tym czuła.

      Już wtedy wiedziała, że nie może dopuścić do żadnej skazy na swoim idealnym wizerunku. Unikała imprez, z marszu spławiała chłopców, którzy odbiegali od jej wyobrażeń o idealnym partnerze, i nie pakowała się w żadne skandale, czego nie można było powiedzieć o Kamili. Raz czy dwa słyszała od starszych kolegów, że jej siostra się nie szanuje, że zdarza się jej pójść do łóżka z kumplem na imprezie.

      – Co ty wyprawiasz? – zrugała ją pewnego dnia. – Będziesz miała opinię puszczalskiej, na tym ci zależy?

      – Nie twoja sprawa – prychnęła Kamila. – W przeciwieństwie do ciebie jestem już dorosła, mieszkam sama i mogę robić, co chcę.

      – Potem będziesz tego żałować – podsumowała Kinga. – Mam tylko nadzieję, że twoje zachowanie nie odbije się na mnie. Nie zamierzam płacić za twoje błędy!

      Kinga doskonale się czuła, kiedy koleżanki patrzyły na nią z podziwem i mówiły: „Ty to masz szczęście: jesteś ładna, szczupła, mądra, masz fajnych starych i wszyscy kolesie szaleją na twoim punkcie!”. Nieważne, że po powrocie do domu Kinga zamykała się w domu i płakała nad swoją samotnością. Nieistotne, że w głębi ducha podziwiała Kamilę, która miała odwagę tupnąć nogą, wyprowadzić się z domu i żyć na własnych zasadach. Liczyło się tylko to, że inni myśleli, że to właśnie ona prowadzi idealne życie. Wtedy sama jeszcze mogła w to wierzyć.

      Trochę odpuściła, kiedy poszła na studia. Wiadomo, w życiu każdego człowieka przychodzi czas na zabawę, i najczęściej przypada on właśnie na lata studenckie. Kinga, jako jedna z nielicznych, zachowywała jednak zdrowy rozsądek. W przeciwieństwie do rówieśnic wierzyła, że nie pozna wartościowego mężczyzny na dyskotece i na wszystkich patrzyła z góry. To nie tak, że chowała cnotę dla męża, ale starannie dobierała partnerów, z którymi się umawiała, wiedząc, że żaden z nich nie jest tym na zawsze. Bo jaką rodzinę mogła zbudować z absolwentem socjologii czy studentem kulturoznawstwa?

      Kamila odziedziczyła po matce figurę,